Dlaczego ty?!
Bitwa z Ligą Złoczyńców trwała długi czas. Dużo bohaterów zginęło, lecz Ligę udało się złapać. Cywile podczas tych działań byli ewakuowani, ale i tak w zawalonych budynkach można było znaleźć przygniecione przez gruz ciała.
Izuku wraz z innymi bohaterami chodził po ruinach, szukając rannych, aby im pomóc, wołając też odpowiednie służby, aby odkopali wystające kończyny martwych ludzi.
Gdy Izuku przechodzi obok ekipy, która odkopuje ciało, zauważa rękę, która przykuła jego uwagę. Podchodzi bliżej i widzi, że ktoś z darem podobnym do Uraraki podnosi gruz, więc przypatruje się postaci. Później robi krok w tył.
— ... Nie — mówi cicho. Nie cofa się już jednak, tylko podbiega do ciała, przepychając ludzi stojących tam. Rzuca się na ziemię, prawie leżąc. Jego twarz jest kilka centymetrów od tej, która nie wyraża już żadnych emocji.
— Nie, nie, nie, nie! K-kacchan! — krzyczy, lecz ten nie rusza się ani trochę. Jego twarz jest brudna, na czole widoczne jest rana, która już nie krwawi, lecz zaschnięta krew rozlana jest po większości twarzy. Jego maska jest zdarta, a włosy nie lśnią tak jak zawsze. Klatka piersiowa jest wepchnięta do środka, a w kilku miejscach żebra przebiły się przez skórę, rozgrywając strój, który i tak był tylko jego resztkami. Jego nogi są wygięte w niewłaściwe strony, a kości, które przebiły się przez jego ciemne spodnie okropnie odznaczały się swoją bielą. Obok ręki, która była zakopana pod gruzem widać szczątki jego rękawice bomby. Izuku zaczął wciągać po klejone przez krew ciało przyjaciela, jak i kochanka na swoje kolana płacząc i krzycząc.
— Dlaczego? Kacchan... Dlaczego ty? Bakugou Katsuki odpowiedz mi! — zielonowłosy krzyczał, przytulając ukochanego i lekko kołysząc się na boki, jakby próbował zapewnić małe dziecko, że nic mu nie będzie, że będzie chronił.
Ludzie, którzy podchodzili do Izuku zostali przez niego ignorowani. Gdy ktoś próbował dotknąć Katsukiego, krzyczał na niego, nie pozwalając na nic. Po długim czasie na miejsce został przeprowadzony Aizawa. Na początku sam stał w szoku podwodnym całą tą sytuacją. Jeden z jego najlepszych uczniów, który zaczął swoją karierę bohatera, leży przed nim zmasakrowany w ramionach swojego kochanka, jego byłego ucznia.
Jednak nie mógł pozwolić sobie na długie zmartwienia. Musiał uspokoić Midoriye.
— Midoriya słyszysz mnie? — zapytał, podchodząc do niego powoli. Ten nie reagował, ale mimo tego Aizawa zamierzał mówić dalej. — Midoriya, Bakugou wiedział, z czym wiąże się bycie bohaterem. Ty i ja też to wiemy. Zwyciężyliśmy i ponieśliśmy straty — mówił powoli kucając przed zielono-włosym, który wydawał się go słuchać, ponieważ po tych słowach zaczął bardziej płakać. — Dla Bakugou od zawsze najważniejsze było zwycięstwo, każdy to wie. My zwyciężyliśmy, a on był tego częścią. Więc proszę cię Midoriya, puść go i daj mu się cieszyć zwycięstwem. Nie przywrócisz mu życia, a on wyklinałby cię, gdybyś został to w swoim stanie. Medycy muszę cię zobaczyć — wystawił rękę w stronę Izuku, który podniósł wzrok, patrząc na byłego nauczyciela. — chodź Izuku, musimy go zostawić.
Izuku płakał i jeszcze mocniej, lecz próbował wytrzeć łzy ręką. Spojrzał jeszcze raz na twarz ukochanego i pochylił się, składając delikatny pocałunek na jego ustach.
Wstając bez pomocy Aizawy, dalej w rękach trzymając zmasakrowane ciało, rozejrzał się w poszukiwaniu ludzi, którzy zajmowali się martwy mi. Znalazł ich i na specjalnym noszą położył ukochanego. Pogładził jego policzek, swoją drżącą ręką i szepnął cicho:
— Dowodzenia Kacchan. Czekaj na mnie.
***
— ... Wiem, że przynudzam Kacchan, ale nie ma mnie kto powstrzymywać przed mamrotaniem, wybacz. Więc tak spędziłem dzisiejszy dzień, Shoto był dumny, gdy dowiedział się, że jestem już w pierwszej dziesiątce najlepszych bohaterów. To dopiero kilka miesięcy odkąd ciebie nie ma, a ja już jestem tak daleko... Czuję się, jakbym cię zdradzał. Mieliśmy razem być na szczycie, a ile tam sam. Wybacz! Miałem nie mówić i nic smutnego! Miałem też nie mamrotać... Na cóż Kacchan. Zbieram się do domu. Będę znów próbował zrobić obiad! Kocham cię.
Izuku zbierał się do domu Katsuki, który siedział przy swoim grobie, lekko uśmiechnięty, wstał i podszedł do mężczyzny, delikatnie całując go w usta.
— Powodzenia Zuki, nie spal znów kuchnii . Mamrocz ile chcesz, miło się ciebie słucha. I nie rezygnuj! Tylko ty możesz być teraz numerem jeden!... Jestem z ciebie dumny i też cię kocham Deku.
KONIEC!
Pomysł na tego shota należy w całości do Goofeereek_Bis
Dziękuję za pozwolenie na napisanie go! <3
Po zobaczeniu pomysłu po prostu zaczęłam bazgrać w zeszycie i boom! Powstało!
Jestem ciekawa co o tym sądzicie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro