Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

-Ałć- szepnął Steve gdy Antony przejechał palcem po jego ranie na ramieniu po nożu. Nie była jakoś zastraszająco wielka ale starannie zszyta.

-Nie przeżywaj- powiedział po czym nałożył opatrunek. Steve czuł jakby tracił przestrzeń osobistą. Antony zdecydowanie przekraczał barierę, która pozwala Steve'owi czuć się swobodnie.

-Okey, skończone. A teraz zdejmij spodnie- powiedział ze stoickim spokojem i usiadł w wygodniejszej pozycji.

-Słucham?!- krzyknął odsuwając się od chłopaka gdy ten chwycił za gumkę od jego dresów.

-Ranę na udzie też trzeba opatrzeć- powiedział i przyciągnął go do siebie.

-Nie, naprawdę. Sam dam radę- uśmiechnął się i starał się odsunąć lecz Antony uprzedził go i zmieniając swoją pozycję, usiadł na biodrach blondyna. Antony nie mógł powstrzymać się od ogromnego uśmiechu, gdy czuł szybko bijące serce Rogersa. Pochylił się lekko nad jego twarzą i złożył na nich mały i krótki pocałunek.

Ciało Stevena zesztywniało. Sam nie wiedział dlaczego nie mógł się poruszyć. Usta Starka poruszały się na jego a on tylko leżał sparaliżowany jego dotykiem. Jednak gdy Antony przybliżył rękę do podbrzusza chłopaka, ten odzyskał czucie w ciele i szybkim ruchem ściągnął Starka z siebie. Antony upadł na podłogę obijając sobie tyły.

-Co ty robisz?!- krzyknął i wstał gwałtownie czując ból w okolicach brzucha. Antony, szepcząc pod nosem przekleństwa, wstał i bez słowa wyszedł z pokoju blondyna, czując na swoich plecach wzrok chłopaka.

Trzasnął dębowymi drzwiami i patrząc na równoległą ścianę, szepnął do siebie:

-Skoro nie chcesz mnie po dobroci, to zdobędę cię siłą, Rogers.

***
Od kiedy Tony trafił do wymiaru Superior Iron-mana minęły 3 dni. Do pracowni udało mu się wejść dopiero po solidnych błaganiach. Co prawda Steven patrzył na niego z przerażeniem, bo w końcu "Tony Stark nigdy nie prosi i nie przeprasza", więc zszedł mu z drogi.

Jednak największy probleme nie stanowił Steve a hasło do pracowni. Nie podziałało klasyczne "1234" ani najczęstszy rok urodzin. Do głowy Tonego wpadł inny pomysł.

-1991- szepnął pod nosem stukając w klawiaturę przy drzwiach i ku jego częściowemu przerażeniu, drzwi otworzyły się z lekkim zgrzytem zawiasów.

W pracowni panował niewyobrażalny porządek, zupełne przeciwieństwo jego pracowni. Przy ścianach było kilka szaf wypełnionych dokumentami a na środku dwa spore biurka z kilkoma sprzętami. Na jednej szklanej ścianie znajdowały się trzy czarno-białe portrety, dwóch mężczyzn i jednej kobiety. Rozpoznał w nich swojego ojca, Steve'a i Peggy, wszystkich z czasów wojny.

-Dziwne, on ma portret ojca na ścianie w pracowni, do której hasłem jest rok jego śmierci. Może tutaj Howard nie był takim złym ojcem- szepnął do siebie i ruszył w kierunku biurka, na którym było najwięcej sprzętu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro