Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Czwartą lekcją było wychowanie fizyczne, zmora każdego kto miał beznadziejną kondycję. Na szczęście w High School of Shield nie było takich osób. Jak mówił kiedyś jakiś nauczyciel: "Uczeń Shield powinien być przede wszystkim sprawny fizycznie", czy jakoś tak.

Nauczyciel był bardzo surowy a jego ulubionym zajęciem było dręczenie uczniów na torze przeszkód zamieszczonym 10 metrów nad podłogą. Cóż... nie był by w tym nic aż tak strasznego gdyby nie fakty, że pod torem nie było żadnego materaca jakby ktoś spadł, uczniowie nie nosili żadnych uprzęży a tor składał się z ruchomych części i latających po całej przestrzeni platform.

Gdy wszyscy byli już przebrani w specjalne stroje, na salę weszło jeszcze trzech chłopaków. Peter Parker, redaktor gazetki szkolnej "Time of Shield", znany w większym gronie jako Spider-man bohater z sąsiedztwa, Wade Wilson znany jako Deadpool, który jakimś prawem uczył się w tej szkole mimo tego, że szkoła dla bohaterów uczyła przyszłych bohaterów (nacisk na to słowo) a nie przestępców, ale jak to mówił Wade: "Mam prawo do tego budyniu", co ma nijaki związek z tą sprawą. Trzeciego z chłopaków większość uczniów widziała pierwszy raz i nie kojarzyła.

-Oh, pan Parker, Wilson i Brock. Jak miło, że panowie zaszczycili swoją obecnością moją lekcję.- był gorszy niż nauczyciel matematyki.

-Ja też się czuję zaszczycony- powiedział Wade, udając, że przeczesuje włosy, których mie miał.

-Wiec może zacznijmy lekcję. Ze względu, że mamy nowego ucznia w klasie, ustąpimy mu pierwszeństwa, żeby pokazał nam co potrafi.- mruknął i odsunął się, dając przejść Eddiemu.

~Klapa już na jego pierwszej lekcji- pomyślał Clint, patrząc na nieporadne ruchy chłopaka. Tor zaczął się poruszać a chłopak wystartował.

Gdy chłopak przekroczył linię mety, wszyscy spojrzeli na wielki zegar wiszący na ścianie, odliczając czas. Wskazywał 1.36. Niesamowity czas.

-Całkiem nieźle. Jednak z twoim talentem pod koniec roku zmniejszysz ten czas o połowę.- mruknął zdając sobię sprawę z niemożliwości pokonania rekordu, który należał do Rogersa i Romanoff. O dziwo, zawsze mieli taki sam czas, przez co nie można było określić kto jest lepszy. W tym torze Natasha stawiała na zwinność i precyzję, a Steve na siłę i szybkość, przez co oboje szli łeb w łeb. Albo głowa w głowę, bo "łeb" to taki nieładny wyraz (nie mogłam się powstrzymać 😄- Girmi).

-Niesamowite- uśmiechnął się Bruce, który akurat nie brał udziału w takich treningach.

-Dzięki.

-Wiesz, nie chcę by to zabrzmiało dziwnie ale...

-Clint, wszystko co wychodzi z twoich ust brzmi dziwnie- podsumowała Natasha.

-Ej...

Dalej już nikt nie słuchał co miał do powiedzenia Barton, bo wszyscy byli zainteresowani torem przeszkód i kolejnym starciem między rosyjską morderczynią a amerykańskim bohaterem, co brzmiało dość dziwnie w ustach Petera, który takie sensacje opisywał niczym Sienkiewicz "Krzyżaków"

~$$$~
Rozdział krótki bez fabuły ale prawdopodobnie wstawię dziś jeszcze jeden, bo mam wenę.
Zastanawiam się czy nie wprowadzić do fabuły Civil war 😈.

Tony: Oszalałaś?! Oszalała!

Clint: Na pewno żartuje.

Peter: Nie był bym tego pewien. Pamiętacie co było ostatnim razem?

Steve: Wolał bym nie pamiętać.

Bucky: A co się dzieje? Bo ja trochę nie w temacie...

Steve: A wiesz... Bucky!!!

Tony: A ten to się dopiero obudził, czy co? Przecież Barnes mieszka w wieży od kiedy uwolniliśmy cię z łap Antonego

Steve: A ja nic nie wiem?! Bucky... mogłeś chociaż przyjść do mnie i pogadać a ty tak wrednie...

Bucky: Przecież przychodzę. Widzimy się codziennie.

Steve: Nie prawda. Girmi?

Girmi: No co? Zbok przyłazi w nocy i gapi się na ciebie jak Da Vinci na drewniany helikopter.

Tony: Barnes!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro