Rozdział 24
Czwartą lekcją było wychowanie fizyczne, zmora każdego kto miał beznadziejną kondycję. Na szczęście w High School of Shield nie było takich osób. Jak mówił kiedyś jakiś nauczyciel: "Uczeń Shield powinien być przede wszystkim sprawny fizycznie", czy jakoś tak.
Nauczyciel był bardzo surowy a jego ulubionym zajęciem było dręczenie uczniów na torze przeszkód zamieszczonym 10 metrów nad podłogą. Cóż... nie był by w tym nic aż tak strasznego gdyby nie fakty, że pod torem nie było żadnego materaca jakby ktoś spadł, uczniowie nie nosili żadnych uprzęży a tor składał się z ruchomych części i latających po całej przestrzeni platform.
Gdy wszyscy byli już przebrani w specjalne stroje, na salę weszło jeszcze trzech chłopaków. Peter Parker, redaktor gazetki szkolnej "Time of Shield", znany w większym gronie jako Spider-man bohater z sąsiedztwa, Wade Wilson znany jako Deadpool, który jakimś prawem uczył się w tej szkole mimo tego, że szkoła dla bohaterów uczyła przyszłych bohaterów (nacisk na to słowo) a nie przestępców, ale jak to mówił Wade: "Mam prawo do tego budyniu", co ma nijaki związek z tą sprawą. Trzeciego z chłopaków większość uczniów widziała pierwszy raz i nie kojarzyła.
-Oh, pan Parker, Wilson i Brock. Jak miło, że panowie zaszczycili swoją obecnością moją lekcję.- był gorszy niż nauczyciel matematyki.
-Ja też się czuję zaszczycony- powiedział Wade, udając, że przeczesuje włosy, których mie miał.
-Wiec może zacznijmy lekcję. Ze względu, że mamy nowego ucznia w klasie, ustąpimy mu pierwszeństwa, żeby pokazał nam co potrafi.- mruknął i odsunął się, dając przejść Eddiemu.
~Klapa już na jego pierwszej lekcji- pomyślał Clint, patrząc na nieporadne ruchy chłopaka. Tor zaczął się poruszać a chłopak wystartował.
Gdy chłopak przekroczył linię mety, wszyscy spojrzeli na wielki zegar wiszący na ścianie, odliczając czas. Wskazywał 1.36. Niesamowity czas.
-Całkiem nieźle. Jednak z twoim talentem pod koniec roku zmniejszysz ten czas o połowę.- mruknął zdając sobię sprawę z niemożliwości pokonania rekordu, który należał do Rogersa i Romanoff. O dziwo, zawsze mieli taki sam czas, przez co nie można było określić kto jest lepszy. W tym torze Natasha stawiała na zwinność i precyzję, a Steve na siłę i szybkość, przez co oboje szli łeb w łeb. Albo głowa w głowę, bo "łeb" to taki nieładny wyraz (nie mogłam się powstrzymać 😄- Girmi).
-Niesamowite- uśmiechnął się Bruce, który akurat nie brał udziału w takich treningach.
-Dzięki.
-Wiesz, nie chcę by to zabrzmiało dziwnie ale...
-Clint, wszystko co wychodzi z twoich ust brzmi dziwnie- podsumowała Natasha.
-Ej...
Dalej już nikt nie słuchał co miał do powiedzenia Barton, bo wszyscy byli zainteresowani torem przeszkód i kolejnym starciem między rosyjską morderczynią a amerykańskim bohaterem, co brzmiało dość dziwnie w ustach Petera, który takie sensacje opisywał niczym Sienkiewicz "Krzyżaków"
~$$$~
Rozdział krótki bez fabuły ale prawdopodobnie wstawię dziś jeszcze jeden, bo mam wenę.
Zastanawiam się czy nie wprowadzić do fabuły Civil war 😈.
Tony: Oszalałaś?! Oszalała!
Clint: Na pewno żartuje.
Peter: Nie był bym tego pewien. Pamiętacie co było ostatnim razem?
Steve: Wolał bym nie pamiętać.
Bucky: A co się dzieje? Bo ja trochę nie w temacie...
Steve: A wiesz... Bucky!!!
Tony: A ten to się dopiero obudził, czy co? Przecież Barnes mieszka w wieży od kiedy uwolniliśmy cię z łap Antonego
Steve: A ja nic nie wiem?! Bucky... mogłeś chociaż przyjść do mnie i pogadać a ty tak wrednie...
Bucky: Przecież przychodzę. Widzimy się codziennie.
Steve: Nie prawda. Girmi?
Girmi: No co? Zbok przyłazi w nocy i gapi się na ciebie jak Da Vinci na drewniany helikopter.
Tony: Barnes!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro