Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Tony odsunął się od Steve szybciej niż zdążyłby mrugnąć. Odwrócili twarze w innych kierunkach i oboje zalali się intensywnymi rumieńcami. Wzrok Tonego utknął w malutkich różyczkach, którymi pokryta była ściana korytarza.

W jego głowie pojawił się obraz, jak on i Steve leżą na małej łące wokół tysięcy kwiatów i motyli i kradną sobie nawzajem krótkie pocałunki.

Wizja piękna lecz nierealna- pomyślał Stark, przerywając po chwili ciszę panującą wokół nich.

-Ja... jest już późno. Przyjdę jutro- powiedział, podnosząc się z łóżka. Jednak Steve również się podniósł i, odruchowo, złapał Starka za rękę. Zapiekły go mięśnie i zawróciło się w głowie, przez co zamknął oczy i ostrożnie zacisnął zęby. Brunet spojrzał na niego z nieukrywaną troską i cofnął się do jego łóżka. Położył jedną rękę za jego głową i położył go na białej, puchowej poduszce.

-Nie idź- powiedział cicho i niepewnie Steven.- Proszę- dopowiedział głośniej i mimo rąk Tonego zaciskających się wokół niego, podniósł się.

-Ste...- zaczął brunet lecz nie dane mu było skończyć. Jego usta zostały zamknięte przez delikatny pocałunek ze strony Steve'a. Serce mu załomotało w piersi (mogła to być też jakaś usterka w reaktorze, chociaż i tak by się tym nieprzejął).

Odwzajemnił pocałunek, który nabrał szybszego i bardziej namiętnego tempa. Steve wplątał palce jednej ręki w jego włosy a drugą zacisnął lekko na jego ramieniu. Za to Tony uważnie trzymał Steve'a za kark a drugą rękę położył na jego biodrze, przysuwając blondyna bardziej do siebie. Głowa Steve znów dotknęła poduszki, gdy ich usta się rozłączyły z powodu braku tlenu w płucach.

Tony uśmiechnął się i wbrew zakazowi pielęgniarki-zołzy, usiadł obok Steve'a. Opuszkiem palców przejechał po niewielkiej bliźnie na szyi blondyna zrobionej niedawno przez Antonego i spojrzał w jego oczy. Odzyskały swój blask.

-Chyba jednak zostanę trochę dłużej- mruknął a chłopak głośno się zaśmiał.

-Jesteś niemożliwy- uśmiechnął się szeroko.

-Oczywiście. W końcu jestem Tony Stark. "Niemożliwe" to moje drugie imię.- Opuścił brwi i teatralnie wydął dolną wargę.

-Myślałem, że Edward.

-No i rozwaliłeś mi twardą scenerię.- śmiech Steve'a ponownie zabrzmiał w sali.

-Panie Stark, proszę nie siadać na łóżku pacjenta. I niech pan zachowywuje się ciszej.- rzuciła przechodząca pielęgniarka, ta sama co wcześniej przerwała im niezaczęty pocałunek.

-Ja mam być ciszej?- rzucił z wyrzutem- Ja?! Kto tu się głośniej chichra? Ja czy pacjent? Ja tu jestem cicho

-Tony...

-Ja siedze cicho jak mysz pod miotłą.

-Tony...

-Jestem Tony Stark ale potrafię zachowywać dię cicho.

-Tony...

-No po prostu jestem...- nie skończył bo jego wywód zakończył kolejny pocałunek Steve'a. -Hm. Myślę, że jestem a stanie to polubić- zaśmiał się Tony.- Kocham cię.- jego serce znów zabiło mocniej. Naprawdę to powiedział?

~$$$~
Obiecałam, że będzie dłuższy niż poprzedni. Nie umiem pisać romansów i ten rozdział wyszedł mi nijako ale mam nadzieję, że wam się spodoba ☺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro