Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

-Bucky?
-Kim do cholery jest Bucky?

Steven otworzył oczy i podniósł się do siadu czego od razu pożałował. Rozrywający ból w brzuchu da mu popalić przez kilka następnych dni. Podobnie jak lewe udo, prawe ramie i twarz w którą nie jednokrotnie oberwał metalową ręką.

-Leż.- usłyszał stanowczy głos Czarnej Wdowy. Jej zielone oczy były pełne współczucia mimo że twarz nie wyrażała żadnych emocji. Posłusznie wykonał jej polecenie i oparł głowę o miękkie poduszki.

-Ile spałem?- spojrzał w stronę okna które było zasłonięte białą (już poszarzałą) żaluzją.

-Ponad tydzień. Dzięki serum rany po części już się zregenerowała ale by móc wstać z łóżka musisz trochę poczekać.- blondyn tylko mruknął coś pod nosem i wtopił się jeszcze bardziej w białe poduszki. Myślami nadal był przy swoim przyjacielu, który wstał z martwych.

-Jak się czujesz?- spytała po dłuższej chwili ciszy siadając obok łóżka na fotelu i zakładając nogę na nogę. Westchnął i przeniósł wzrok z brudnego sufitu na jej bladą twarz którą zasłaniały pojedyńcze pasemka długich, ognistych włosów.

-Fizycznie czy psychicznie?- spytał siląc się na choćby mały uśmiech. Nie czarujmy się, zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas bólu.

-I to i to.- jej wzrok przeniósł się na lekarzy chodzących po korytarzu w tą i spowrotem. Znikali a potem pojawiali się nowi.

-Fizycznie, nawet nieźle. Wszystko mnie boli ale w porządku. Psychicznie... trochę gorzej. Mój najlepszy przyjaciel, który, jak myślałem- zginął, tak naprawdę przeżył, został poddany praniu mózgu i dwa razy próbował mnie zabić. Eh... sporo tego.-spojrzał na stolik obok łóżka i zmarszczył lekko brwi. Na stoliku znajdowały się 3 bukiety kwiatów. Jeden bukiet były z tulipanów, drugi z lilii a trzeci był już lekko podeschnięty składający się z lilii i czerwonych róż.

-Stark przynosił te kwiaty.- rzekła widząc jak przygląda się bukietom. Nastolatek spojrzał na nią i czekał aż powie że to żart ale nic takiego nie nastąpiło.

-Nareszcie się obudziłeś.- usłyszał wesoły głos wcześniej wymienionego. Brunet stał w progu oparty o framugę drzwi z kolejnym bukietem kwiatów w ręce.

-Tak. Na to wygląda.- odpowiedział na co ten podszedł do niego wolnym krokiem i mocno wtulił się w jego tors. Bukiet upadł na ziemię a czerwone róże straciły kilka płatków które pięknie komponowały się z białymi kafelkami podłogi.

-Zostaw go, jest ranny.- rudowłosa odsunęła miliardera od rannego chłopaka i podniosła bukiet kładąc go obok reszty.

-A gdzie Sam?- spytał blondyn patrząc na rozwesolonego Starka stojącego obok niego i śledzącego wzrokiem kreskę na kardiomonitorze.

-Za jakieś 5 minut powinien przyjść na zmianę.- powiedziała nastolatka i wstając z fotela wyszła, wcześniej machając blondynowi na co ten się lekko uśmiechnął.

Stark usiadł na wcześniejszym miejscu rudej dziewczyny i zaczął przypatrywać się twarzy chłopaka leżącego na łóżku pod białym materiałem.

-Posiedzisz tu kilka dni i wracasz do szkoły? Czy robisz sobie wolne, jeżeli dyrek ci pozwoli?- spytał brunet wpatrując się w jego piekielnie błękitne oczy szukając odpowiedzi na o wiele więcej wiercących dziurę w jego duszy pytań.

-Będę tu tak długo jak trzeba a potem... eh... potem... mam zamiar go szukać.

~$$$~
Więc tak... to jest Stony i... i to tyle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro