Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVII

Obudziła się kolejnego dnia w swoim łóżku. W domu jak i na ulicy panowała cisza i spokój. Ociężale zsunęła się z łóżka na swoje nogi, ale te ugięły się i upadła. Stwierdziła, że dawno nie czuła twardości takiego upadku i zastanawiała się, co chce dalej zrobić. Podniosła się jakby w niemocy i poszła wziąć prysznic. W domu zdało jej się być nazbyt cicho, więc postanowiła się przespacerować i sprawdzić czy inni domownicy są u siebie. Rodziców nie było, co nie zdumiało dziewczyny. Natomiast nieobecność Marcina trochę zaniepokoiła ją. Poszła do kuchni, aby się upewnić i znalazła na ladzie karteczkę z informacją, że chłopak wyszedł na zakupy i żeby się nie martwiła. Nie czuła się na siłach, ale chciała mieć dobre przeczucie. Cieszyło ją w środku, że chłopak wyszedł z domu. Może jest nadzieja, w końcu nie jest tak źle z chłopakiem. Powoli podniesie się na nogi i jak ona wstanie o własnych siłach z bolesnego upadku.
– Wpół do piętnastej – spojrzała na zegarek, odrobinę zlękniona, że tak długo spała. Znalazła w jednej z szafek kuchennych krakersy i postanowiła zadowolić się nimi, aby odpędzić choć trochę głód. Nie zjadła nawet połowy, gdy telefon stacjonarny zadzwonił.
– Halo? – odezwała się niepewnie.
– Oh! Cześć, z tej strony Róża! – usłyszała entuzjastyczny głos przyjaciółki.
– Hej.. – przywitała się bezsilnie, jakby wyssane były z niej wszystkie soki młodości.
– Muszę się z tobą podzielić genialną nowiną! – było słychać w jej głosie niesamowitą radość, którą Amelia od dawna nie słyszała i sama nie doznała. – Moja siostra wczoraj w nocy urodziła dziecko! To chłopczyk! Mówią, że wykapany tatuś, ale według mnie przypomina bardziej swoją mamę, ha ha... W sumie przekonamy się jak trochę podrośnie, prawda? Żebyś widziała na własne oczy jak cieszyli się, witając synka.. – opowiadała, tracąc dech, pełna euforii, nie mogąc czepić się jednej myśli i ciągle krążąc wokół tematu. Amelia nawet lekko się uśmiechnęła. Przez chwilę zapomniała o porodach i o dzieciach, które tak niewinnie przychodzą na świat. Pokrzepiło jej serce słuchanie tej wiadomości. Dawno nie słyszała czegoś tak dobrego. Róża opowiadała jej jeszcze przez dłuższą chwilę historię z wybraniem imienia dla małego. Potem zboczyła trochę z tematu i zaczęła mówić o planach Niny i jej męża. Amelia nieświadomie podsunęła pomysł, aby mężczyzna poszukał lepiej opłacalnej pracy, najlepiej w restauracji Mrożynów. Zwłaszcza gdy pamiętała jeszcze jak profesjonalnie gotuje, a bez drugiego kucharza tato Marcina nie może otworzyć restauracji. Róża stwierdziła, że to świetny pomysł, a Amelia skarciła się w duszy, że znowu zaczęła ingerować w życie innych ludzi.
– Jestem! – rozległ się głos z dołu i trzaśnięcie drzwiami. Marcin po schodach przeciskał się z reklamówkami z jedzeniem. Amelia właśnie kończyła rozmawiać z Różą i postanowiła pomóc chłopakowi z zakupami.
– Długo ci zeszło – powiedziała, idąc w stronę schodów.
– Ah, może dlatego, że po drodzę wstąpiłem do twojej pracy i wytłumaczyłem im, że czujesz się jeszcze gorzej i musisz z żalem zrezygnować z tych obowiązków. – powiedział wchodząc na ostatni schodek, a Amelię zamurowało. Stanęła w pół kroku.
– Widzę, że dalej czujesz się nienajlepiej, jesteś blada jak kreda. – zrobił ku niej krok, a ona cofnęła się, utrzymując dystans. Marcin postawił reklamówki na ziemi i zrobił kolejny krok, a dziewczyna tak samo do tyłu.
– Coś nie tak? Przepraszam, że podjąłem decyzję za ciebie, ale widząc cię wczoraj nie mogłem postąpić inaczej. Zresztą i tak zarabiałaś tam niewielkie pieniądze. Nie potrzebujesz pracować. – postąpił parę kroków w jej stronę i łagodnie spoglądając jej w oczy, pogłaskał jej policzek. – Wystarczy jedynie, że tu będziesz – zapewnił, a dziewczyna czując, że lada moment jej serce może nie wytrzymać, osunęła się z nóg na podłogę i zemdlała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro