Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX

Z wielkim trudem usnęła w tej skulonej pozycji. Bała się jednak ruszyć obolałym ciałem. Rany na skórze tak jak na sercu nie chciały wcale się goić. Chłopak przestał dobijać się do drzwi parę godzin temu, ale Amelia popadała w schizę, że gdy tylko zaśnie, chłopak dobije się i zrobi jej większą krzywdę. Marcin był nieobliczalny i miała tego już pełną świadomość. Jednak z wyczerpania zapadła w sen. Mimo, że okno było zamknięte, w pokoju jakby zawiał podmuch wiatru. Pieszczotliwie rozwiał jej włosy i ciepłem dotknął jej twarzy. W istocie nie był to podmuch wiatru, a ktoś, kogo uznałaby za coś straszniejszego od rozszalałej burzy.
– Wygląda na to, że to jednak ja najbardziej cię skrzywdziłem – jeszcze chwilę przytrzymał swoją rękę przy jej oczach, po czym zabrał. – I to bardziej niż ci wszyscy ludzie razem wzięci. – dodał łagodnie, siadając obok niej i patrząc w sufit. – Gdyby tylko ludzkie uszy nie były takie głuche.. oczy takie ślepe, a serca niedoskonałe w miłości.. – podjął jakąś myśl, ale zrezygnował z niej. Pozwolił sobie na najdrastyczniejszy środek, aby dziewczyna zrozumiała w końcu, co chce jej przekazać, choć wiedział, że nie powinien i że tak może się to skończyć.
– Sam już przestaję wiedzieć, co zrobić, żeby cię przekonać. Jeśli nie wrócisz, umrzesz jeszcze w tym miesiącu, ale twoje ciało pogrzebią z tobą w nim.. albo skończysz jak tamten anioł, który za bardzo pokochał podopiecznego.. – przyjął spokojny ton, ale minę miał gorzką na samą myśl o tym, o czym mówił. – Wróć… – poprosił prawie że niesłyszalnie i potrząsnął głową. Umilkł i zaczął patrzeć w okno, w gwiazdy.
– Ile muszę jeszcze złamać praw, żebyś zrozumiała? Ile łgarstw mam powiedzieć? Gdybym to ja był jego aniołem stróżem, nie oddałbym tak cennej duszy bez walki – wzburzony zaczął czochrać sobie włosy, jakby to miało pomóc mu w myśleniu – Nikt nie rozumie ludzi. Nawet oni sami się nie rozumieją.. – zdenerwował się, ale nie podniósł głosu, aby czasem nie zbudzić dziewczyny. – A mimo to.. sam już nie wiem, czy ja jestem gorszy, czy on.. – schował twarz w dłoni i westchnął bezgłośnie. – A może zwyczajnie jesteśmy siebie warci… – Wychylił się do tyłu i jakby wypadł z zamkniętego okna, znikając w mroku nocy. Amelia uchyliła jedno oko, aby się upewnić, po czym znowu zamknęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro