XVI
Amelii udało się wstać bez podpieradeł. Nogi miała odrobinę zesztywniałe, ale czuła się spełniona. Była w stanie dojść do kuchni bez kul i bez żadnej pomocy. Gdy domownicy to zauważyli powitali ją z uśmiechem. Ku jej zaskoczeniu, zobaczyła w kuchni również Różę.
– Dzień dobry! – posłała jej ciepły uśmiech – Chciałabyś się z nami wybrać na małą wycieczkę? – zaproponowała, a Marcin, czując na sobie jej spojrzenie, odwrócił wzrok.
– Wybieramy się w góry. – powiedział niemal zawstydzony. Amelia ucieszyła się i z chęcią wybrała się z nimi. Obydwoje coraz lepiej się dogadywali i byli coraz bliżsi sobie, tak samo było z nią w tym przypadku. W szczególności lubiła ich towarzystwo. Przywiązywała się do nich z każdym dniem jak oni do niej.
– Jak teraz się nad tym zastanawiam, to chyba nie powinnam z wami jechać – zwróciła się Amelia do Marcina po głębszym namyśle.
– Co ty opowiadasz? Przyjechaliśmy się dobrze bawić! To bardzo dobrze, że wybrałaś się z nami – energicznym ruchem rozczochrał jej włosy ręką i uśmiechnął się z lekka zadziornie.
– Pomyślałam, że może chcielibyście być tylko we dwoje. No wiesz, romantycznie. – zagaiła, a chłopak lekko się zarumienił.
– No co ty! Tym lepiej, że tu jesteś! – wystrzelił – Gdyby cię tu nie było, nerwy by mnie zjadły kompletnie – wymienili się uśmiechami. Czekali aż Róża wyjdzie z łazienki. Mieli przed sobą duże wyzwanie, ale mieli też duże oczekiwania. To miało być uwieńczenie ich wakacji. Jak wrócą z tej wycieczki, będą się już tylko zajmować przygotowaniami do nowego roku szkolnego i nie będą mieć czasu, aby się spotkać.
– Oby dzisiejszy dzień był wspaniały! – zażyczyła sobie Róża, motywując się do drogi. Ruszyli przed siebie, choć bardzo wolno ze względu na Amelię, która dalej miała oporne nogi i nie do końca wyćwiczone mięśnie. Potrzebowała przystanków średnio co pół godziny, ale pozostałej dwójce też się przydawały na zregenerowanie sił. Chodzenie pod górkę nie należało do prostych czynności, ale trudniejsze zdało się przeskoczenie przez rzekę. Strumień był porywisty, choć nie taki szeroki. Aby go przejść, wystarczyło przeskoczyć zaledwie jeden płaski i stabilny kamień. Pierwszy zaryzykował Marcin – skoczył i zatrzymując się nogami na powierzchni kamienia stwierdził, że jest odrobinę śliski. Zachwiał się, ale zaraz złapał równowagę. Dziewczynom zdawało się, że kamień jest za daleko i nie doskoczą, więc Marcin wyciągnął ku nim pomocną rękę. Najpierw skoczyła Róża, mocno łapiąc się jego dłoni. Chłopak szybko pociągnął ją do siebie i chwile stali onieśmieleni w uścisku. W końcu wrócili na ziemię i stąd Róży było już znacznie łatwiej skoczyć na drugą stronę. Amelia pomyślała nad tym, jak to miło jest być tak choć przez chwilę w objęciach ukochanej osoby. Nie chciała im psuć momentu, więc zajęła się czymś innym. Zafascynował ją rwący strumień. Ostrożnie włożyła do niego rękę i poczuła mrowienie. Woda umykała przez jej palce, łaskocząc jej nerwy. Pofalowała chwilę ręką w wodzie, ciesząc się niczym małe dziecko, po czym usłyszała nawoływanie. Podniosła głowę i zobaczyła wyciągniętą ku niej rękę. Uśmiechnięta wstała i skacząc w stronę Marcina, przyjęła ją. Jej skok nie był tak dobry jak Róży, więc Marcin musiał ją mocniej objąć, aby złapała równowagę. Jej serce zabiło mocniej, gdy zobaczyła pod sobą niebezpieczną, rwącą rzekę. Uspokoiły ją jednak silne ramiona przyjaciela. Róża też pomogła jej w przeskoczeniu i wyciągnęła ku niej rękę. Amelia przyjęła ją ochoczo.
Po drugiej stronie rzeki trawa wyglądała na bujniejszą, więc Amelia chętnie spacerowała i zażywała tutejszego powietrza. To był jej pierwszy raz w tutejszych górach. Marcin i Róża też cieszyli się widokami, ale szli znacznie wolniej niż dziewczyna. Można wręcz powiedzieć, że specjalnie pozostawali w tyle. Sekretnie spletli swoje ręce i nie porozumiewając się ze sobą i równocześnie nie chcąc się puścić, szli, rozglądając się w przeciwnych kierunkach. Czasem, myśląc, że Amelia nie słyszy, często szeptali sobie coś potajemnie. Ten spacer to jeden z tych darów i okazji, jakie daje życie i dla jakich warto było żyć. Niby nic wielkiego, ale dla tej dwójki nie mogło być nic lepszego.
Na grzbiecie szczytu porobili sobie parę wspólnych zdjęć i znaleźli dobre miejsce na mini piknik. Rozłożyli swoje rzeczy i ustalili kolejność w załatwieniu spraw fizjologicznych i warty. Pierwsza poszła Róża, a tuż po niej miała iść Amelia, na końcu Marcin.
– Coraz lepiej wychodzi ci rozmawianie z Różą. – pochwaliła chłopaka Amelia.
– Też myślę, że wszystko zaczyna się dobrze układać. – powiedział, obdarzając ją zadowolonym i szerokim uśmiechem.
– Widzisz, nie trzeba było tyle czekać na okazję, tylko samemu sobie ją stworzyć. A potem idzie już jak z górki.
– No nie do końca.. – chłopak postanowił jej się zwierzyć – Nadal jest wiele słów, które chciałbym powiedzieć, a nie chcą wyjść z moich ust.. – zaczął. – Jestem strasznym tchórzem, co? – załamał się, a Amelia, zauważając zbliżającą się Różę, dała jej znać, aby pozostała cicho.
– A co na przykład chciałbyś jej powiedzieć? – ukradkiem patrzyła na dziewczynę stojącą niedaleko za jego plecami. Chłopak onieśmielił się trochę, ale postanowił odezwać.
– Chciałbym… Chciałbym jej czasem powiedzieć, że ładnie się śmieje. Że ma śliczny głos… – przerwał niepewnie, ale Amelia zachęcała go dalej – i że jej uśmiech jest najpiękniejszym, jaki widziałem… ale ilekroć pomyślę o czymś takim, sztywnieję i tracę zdolność do mówienia. Zdaję sobie w takich momentach sprawę, że takie teksty są głupie i oklepane. Sama pewnie uważasz, że brzmi to jak jakiś tani tekst z głupiej piosenki miłosnej, którą każdy mógłby napisać… – zaczął nerwowo gładzić włosy na głowie, a dziewczyna pozostała uśmiechnięta.
– Wydaje mi się, że słowa te mają inny sens i zmieniają znaczenie na głębsze, kiedy mówi się je prosto z serca. I coś mi mówi, że nie tylko ja tak uważam – złapała za ramiona przyjaciela i odwróciła go na wprost przed zawstydzoną dziewczyną. – Prawda? – chciała zapewnienia, które otrzymała od Róży w lekkim skinieniu. Zadowolona z siebie Amelia, pozostawiła dwójkę samym sobie, uznając że tak będzie lepiej. Mieli przecież jeszcze tyle sobie do powiedzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro