Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIX

Rano głośne hałasy obudziły Amelię. Jej budzik miał dla niej zarezerwowane jeszcze 30 minut przed pobudką, ale ona zrezygnowała z nich na rzecz, sprawdzenia nietypowego hałasu. Pierwszy raz słyszała trzaskanie drzwiami w tym domu. Wyszła czym prędzej do salonu, odkrywając Matyldę i jej męża posmutniałych i siedzących na kanapie.
– Em.. słyszałam jaki hałas... – zaczęła nieśmiało.
– Marcin... – zaczął starszy mężczyzna – nie wrócił przez całą noc i teraz pokłócił się z mamą.
– Może rzeczywiście ma za dużo stresu w nowej szkole – zastanawiała się Matylda, szukając usprawiedliwienia dla zachowania syna.
– Nawet jeśli, nie powinien się wyżywać w domu w taki sposób. – stanowczo stwierdził mężczyzna. Amelia podeszła do kobiety i widząc, jak bardzo cierpi przez kłótnię, nie omieszkała, aby ją przytulić. Kobieta w matczyny sposób chętnie przyjęła ten gest.
– Jak dobrze, że mamy jeszcze ciebie.. Gdyby Marcin nie odwracał się tak od nas.. – zaczęła nieporadnie, a Amelia poczuła się dotknięta do żywego jej pierwszym zdaniem. Uderzyła w nią rozmowa poprzedniej nocy i pojęła, że trudno będzie jej się pożegnać. Postanowiła więc na razie nie mówić nic o swoim odejściu, tylko załatwić sprawy sporne.
– Nie przejmuj się, Matyldo. Kłótnie są tylko przejściowe. Nie powinny one tyle martwić, co dawać nam do myślenia, jak się pogodzić. – poradziła z głębi serca, a kobieta mocniej ją ścisnęła.
– Dziękuję.. Dziękuję.. – wyglądała na odrobinę spokojniejszą, ale nadal parę łez zakradło się na jej policzki. Jej mąż z łagodniejszym spojrzeniem pogłaskał Amelię po głowie.
– Zrozumienie to owoc empatii. Trzeba się nim dzielić z innymi – mężczyzna zamyślił się nad swoimi słowami, a wtem odezwała się Matylda.
– Dlaczego nigdy wcześniej ci nie powiedziałam żebyś nazywała mnie matką, tylko Matyldą? Pomagasz nam ciągle, wspierasz, rozumiesz... Jesteś bliska niczym najdroższa córka. Bóg nam cię chyba zesłał. – kobieta zaszlochała i długo pozostała w milczeniu. Jej towarzysze również. Serce dziewczyny radowało się z tych wszystkich słów, a jednocześnie czuła, jakby kąsały ją okrutnie, bezlitośnie. Kto wie, ile mogłaby jeszcze usłyszeć, gdyby nie walący w pokoju dziewczyny budzik, który od razu pobiegła wyłączyć.

– Ziemia do Amelii. Halo, halo – odezwała się Róża, zaglądając w twarz koleżanki o spuszczonej głowie. – Co tak pochłania twoje myśli? – zapytała, prostując się równo z dziewczyną.
– Em... nic wielkiego. – aby się uśmiechnąć, musiała się lekko przymusić, bo nie czuła się wcale radosna. Nie chciała jednak kłopotać sobą Róży, która szła z nią krok w krok w stronę uniwersytetu.
– No powiedz choć trochę. Może ci ulży. Może uda nam się wspólnie wymyślić jakieś rozwiązanie. – obdarzyła ją najszczerszym i najpiękniejszym uśmiechem, jaki posiadała, zachęcając ją.
– Ostatnio dużo myśli krząta mi się po głowie.. Nie umiem ich nawet ubrać w słowa – smutek ukazał się na jej twarzy.
– Każdy czasem ma gorszy dzień. Trzeba wtedy poukładać sobie pewne sprawy, porozmawiać i doradzić się u przyjaciół, zrelaksować przy muzyce albo w jakikolwiek odprężający cię sposób.
– Dotychczas zawsze rozmawiałam z Alexem, ale powiedział mi wczoraj, że nie będziemy się widzieć przez jakiś czas. – westchnęła mimowolnie.
– Rozłąka zawsze jest smutna – poklepała ją po ramieniu – ale czas oczekiwania na powrót jest naprawdę radosny, zobaczysz.
– Skoro tak mówisz – rozchmurzyła się trochę.
– Ah, właśnie. Nigdy nie słyszałam o Alexie. Jaki on jest? – zagaiła nowy temat, zainteresowana nieznaną postacią.
– Jest… On jest.. spokojny i… – próbowała jak mogła i główkowała, ale żadne słowa nie chciały jej przyjść do głowy.
– W takim razie co lubi? – Róża, widząc trud Amelii, postanowiła trochę przekierować pytanie.
– Lubi mnie pouczać – tu odezwała się bez wahania, a druga dziewczyna zaśmiała się.
– Serio pytam, co lubi. Jakieś ulubione miejsce, sport, cokolwiek, co mogłoby go choć trochę zilustrować.
– Dziwne.. – zastanowiła się chwilę Amelia i na nowo podjęła temat – Znamy się od wieków, a nic o nim nie wiem... W każdym razie do rozgadanych osób nie należy... Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś mi o sobie mówił. Ale z drugiej strony i ja nigdy o nic nie pytałam. Jakoś wiedza o nas samych nigdy nie była nam potrzebna, żeby się zaprzyjaźnić.
– Zazwyczaj przyjaciele mają ze sobą dużo wspólnego.
– Mamy wspólną pracę – rzuciła Amelia dochodząc do swojej budki. – Zobaczymy się później – dodała, żegnając się z dziewczyną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro