Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV

Kiedy Mrożynowie wrócili na górę, czekała ich niespodzianka. Posiłek był już kompletnie gotowy, a stół nakryty. Amelię znaleźli jeszcze w kuchni, podpierającą się na wysokim krześle. Kończyła właśnie ścierać blat.
– Amelia? – zdziwili się.
– Ah?! – podskoczyła lekko i prawie spadła na ziemię, czując, że może nie zdołać się utrzymać na nogach. Złapała się jednak mocniej krzesła obok niej i spojrzała na Matyldę i jej męża w progu kuchni.
– Zrobiłaś cały obiad?
– Chyba już raczej kolację – poprawił mamę Brajan, szybko zasiadając do stołu.
– Przepraszam, trochę się rozpędziłam – przez chwilę przez jej głowę przeszło, że może nie powinna była tego robić, ale widząc uśmiechy, odepchnęła od siebie tę myśl.
– Chodź! Trzeba w końcu coś zjeść – Matylda pomogła jej przejść z kuchni do salonu, a jej mąż wziął krzesło. Posiłek wszystkim smakował i o dziwo był nawet jeszcze ciepły. Żartowali sobie nawet, że jak dziewczyna będzie już mogła stać o własnych siłach, podszkolą ją jeszcze trochę w gotowaniu i będzie z nimi pracować na dole. Dziewczynie bardzo spodobał się ten pomysł.
Wieczorem Matylda zaprowadziła dziewczynę do tego samego pokoju co wcześniej i podała te same piżamy co ostatnio.
– Od teraz to będzie twój nowy pokój. – powiedziała z uśmiechem.
– Naprawdę? – Amelia odczuła nadmiar szczęścia, którego nie umiała wyrazić, ale był dobrze widoczny po jej minie i zachowaniu. Matylda nie powstrzymała się i objęła dziewczynę jak własną córkę, dzieląc się z nią radością.
– Zawsze chciałam mieć taką córkę! – odparła radośnie – W domu z trzema mężczyznami nie jest łatwo. – poskarżyła się, ale widać, że nie miała do nich większej urazy. Dziewczyna przez chwilę stała cicho i zastanawiała się nad czymś.
– Coś się stało? – zapytała, podejrzewając, że coś ją trapi.
– Em.. to był pierwszy raz jak ktoś mnie przytulił.. dlatego.. Dlatego nie wiem jak się zachować – przyznała nieśmiało, a kobieta chwilę się zdziwiła, po czym uśmiechnęła.
– Najlepiej cieszyć się jak najwięcej. Życie jest krótkie, więc dobrze by było je mądrze wykorzystać – poradziła i pożegnała się.

Kolejny dzień przyniósł promienie słońca, śpiewy ptaków i szum przejeżdżających aut. Poranek całkiem podobny do poprzedniego, ale Amelia cieszyła się tak samo jak wczoraj. Była wdzięczna za dobrze przespaną noc, za nowy dzień, który miała nadzieję, że będzie dobry i była pełna wiary w to, że dziś coś nowego ją zaskoczy. Była pewna, że nie będzie się nudzić. Ubrała więc kwieciste ciuchy i wykonała parę ćwiczeń, aby rozruszać wszystkie partie ciała. Robiła to z wielkim zachwytem. Uczucie, że może władać ciałem i że czuje się świetnie, było niesamowite. Nagle zaburczało jej w brzuchu i zachichotała pod nosem. Tego bólu nie da się przezwyciężyć będąc człowiekiem. Wstała więc ostrożnie, wysilając bardzo mięśnie nóg, aby ją przytrzymały. Oparła się o ścianę i wolnymi krokami ruszyła w stronę salonu. Na szczęście był bardzo blisko. W nim było już zamieszanie. Matylda zapisywała coś w zeszycie na stole. Niedaleko niej siedział Brajan, w pośpiechu jedząc śniadanie. Mąż Matyldy chodził w tę i wewtę szukając czegoś i ciągle wołając “Tyldziu pomóż”. Marcina spotkała dopiero, gdy wchodził po schodach na górę. Widząc ją, zaoferował pomoc w przedostaniu się do kuchni i udostępnił jej swoje ramię.
– Znalazłem! – zawołał zadowolony mężczyzna, co zwróciło uwagę wszystkich. – Znalazłem swoje stare kule. – zaprezentował dwie białe kule pachowe. – Używałem ich, jak złamałem nogę. Może teraz tobie się przydadzą – dodał, podając Amelii kule. Dziewczyna spróbowała z nich skorzystać i o własnych siłach zrobiła parę kroków.
– Dziękuję! – uśmiechnęła się szeroko niczym małe dziecko. Teraz odrobinę lepiej będzie jej się chodziło, a przynajmniej taką żywiła nadzieję.

Dzięki kulom rzeczywiście lepiej zaczęło jej się chodzić. W połowie była to zasługa tego, że jej mięśnie zaczęły się przyzwyczajać do ciężaru, który musiały codziennie dźwigać. Poranne wypady na targ stały się codziennością. Po południu, kiedy Marcin miał wolne, kiedy tylko nadarzyła się okazja, spotykał się z Różą. Na początku chodzili tylko do biblioteki. Potem zaczęli odwiedzać też galerię i kawiarenki. Na etapie dnia dzisiejszego odprowadzali się do domów, rozmawiając długo i nie umiejąc się rozstać. Jednak w dalszym ciągu daleko im było do zostania parą. Tego nie można było przyspieszyć, jak twierdziła Amelia, więc rozkoszowała się oglądaniem, jak uczucia kwitną między nimi.
Pomagała w robieniu posiłków i uczyła się od Mrożynów, jak poprawnie gotować. Fascynowało ją  poznawanie nowych smaków, których nigdy dotąd nie znała. Kiedy odwiedzała ich starsza siostra Matyldy, często przez parę dobrych godzin rozmawiały. Mieszkała po sąsiedzku, ale ze względu na swoje już nienajlepsze zdrowie i wiek, nie gościła tu za często. Amelia szybko zauważyła, że kobiecie doskwiera brak towarzystwa, a młodzi ludzie nie mają czasu na pogawędki o pogodzie i czasach, których nie pamiętają. Amelia w ten sposób znalazła wiele fascynujących historii i wiernego słuchacza. Również ona lubiła słuchać, jak starsza kobieta opowiadała o odczuciach z czasów jej młodości.  
Wszystko pięknie się układało i dalej by tak było, gdyby tego wieczoru nie nawiedziła jej przeszłość. Zastanawiała się, czy Alex jest w stanie podołać z tymi wszystkimi osobami, które trzeba przeprowadzić. Nie widziała go od tamtego czasu, kiedy przyprowadził ją tu. Chyba musiał mieć naprawdę ręce pełne roboty - nie spotkał się z nią ani razu. Siedziała teraz na balkonie i patrzyła na gwiazdy. Zastanawiało ją, czy zostanie tu na zawsze, czy może uda jej się wrócić do góry, a jeśli tak, to jak? Siedziała cichutko, ale jej uśmiech wrócił dopiero gdy zobaczyła znajomą bladą twarz.
– Alex! – ucieszyła się na jego widok, ale głos obniżyła, aby czasem nie obudzić domowników.
– Radzisz sobie? – zapytał, siadając obok niej jak niegdyś. Dziewczyna przytaknęła, na chwilę zatrzymując wzrok na kulach.
– Nigdy nie przypuszczałam, że chodzenie może być takie trudne. – rzuciła, ale w jej głosie nie było ani trochę żalu, wręcz czuła rozbawienie. Chłopak milczał przez chwilę i zdecydował się w końcu poinformować ją o czymś.
– Nie możesz wrócić, dopóki nie będziesz mieć księgi. – powiedział dość chłodno. Amelia dopiero teraz zauważyła, jak jej przyjaciel jest prawie całkiem pozbawiony emocji, które z człowieka tryskają bez przerwy. Zdało jej się to trochę dziwne, ale przyzwyczajona już była do jego usposobienia.
– Czyli nie mogę wrócić?
– Możesz. Poszukam dla ciebie tej księgi. Pytanie tylko, czy ty chcesz wrócić. – zatrzymał się na niej wzrokiem oczekującym odpowiedzi.
– Jasne, że tak! Nie mogę od tak porzucić swoich obowiązków, prawda? – ożywiła się i pokazała swoją determinację.
Mężczyzna milczał i jedynie analizował ją wzrokiem.
– Zastanawia mnie trochę, skąd tak dużo wiesz, co można zrobić, żebym wróciła. – wbiła w niego swój wzrok.
– Nie jesteś jedynym takim przypadkiem, opowiadałem ci już o tym… – odparł spokojnie i odrobinę tajemniczo. Spojrzał na gwiazdy i księżyc, ale bez jakiegoś większego zachwytu. Milczeli przez dłuższy czas i patrzyli na wędrujące po niebie chmury.
– Nie wiem, ile mi zajmie znalezienie księgi.. – wypowiedział w końcu jakąś myśl na głos. Amelia uśmiechnęła się pod nosem i poczuła na skórze mroźny powiew wiatru.
– Zapewne do tego czasu nie będę już potrzebować kul, a Marcin i Róża będą razem. – wypowiedziała swoje cele, które sobie postawiła jako człowiek. Będzie dążyć do nich przez dany jej niesamowity czas. Przypomniała sobie słowa Matyldy i przyznała jej rację: spróbuje mądrze i dobrze wykorzystać czas w ludzkiej skórze, aby zrealizować to, co chce osiągnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro