XI
– Co się stało? – usłyszała pytanie Marcina, podczas gdy postawił przed nią kubek z herbatą.
– Em… – poczuła się zawstydzona, choć nie wiedziała dlaczego. Spoglądała w stronę swoich poranionych stóp. Chłopak podążył za jej wzrokiem i zdał sobie sprawę, że ma pokrwawione nogi. Postanowił je opatrzeć i dopilnować, aby żadne odłamki szkła nie pozostały w stopie.
Po twarzy chłopaka było widać, że ma wiele pytań. Żadnego jednak nie zadał. Przyglądał się jedynie jak dziewczyna popija herbatę. Wyglądała już odrobinę lepiej.
– Pewnie jesteś głodna – uśmiechnął się przyjaźnie i poszedł po jakieś danie. Przyniósł talerz z odgrzewanym spaghetti, a jego zapach przypomniał jej o tym, jak bardzo jest głodna.
– Niesamowite! – oceniła i zajadała się dalej. Marcin zawstydził się trochę.
– Miło wiedzieć – nerwowo przejechał dłonią po włosach z tyłu głowy i uśmiechnął się jeszcze bardziej.
– Ty to zrobiłeś? – zapytała z większym entuzjazmem, a chłopak nieśmiało przytaknął – Nie wiedziałam, że jedzenie może być takie dobre! – pochwaliła go raz jeszcze, a chłopak nie do końca mógł uwierzyć jej słowom, wiedział bowiem, że reszta jego rodziny gotuje lepiej, ale nadal miło było usłyszeć taki komplement.
– Mogę zapytać, co robiłaś o tak późnej godzinie sama na zewnątrz? – spojrzał na nią pełen nadziei, że skoro zaczęła się odzywać, to może w końcu mu coś odpowie i wyjaśni choć trochę.
– Nie miałam dokąd pójść… – odpowiedziała krótko ze smutnym wyrazem. Teraz jadła już z mniejszym entuzjazmem, bardziej ponownie oddając się myśleniu nad tym, co dziś przeżyła.
– Nie masz rodziny.. – przypomniał sobie rozmowę z poprzedniego dnia. – A co z twoim przyjacielem? – zapytał, ale nie zdążył otrzymać odpowiedzi. Do salonu weszła jego mama z Brajanem. Oboje zdziwili się, widząc w salonie obcą i tak pokiereszowaną osobę.
– O matko, dziecko, co ci się stało? – podeszła szybko kobieta i złapała w dłonie zziębnięte policzki dziewczyny. Obejrzała ją, jej ręce, przemoczone szpitalne ubranie i bose stopy. – Trzeba ci gorącej kąpieli i nowych ciuchów. – zauważyła pusty talerz na stoliku. – Dobrze, że chociaż ją nakarmiłeś – zwróciła się do Marcina.
– No wiesz co Marcin.. Żeby przyprowadzać swoją dziewczynę o takiej późnej porze.. – zażartował sobie Brajan, co widocznie nie spodobało się chłopakowi.
– Nie jestem jego dziewczyną – odezwała się Amelia, patrząc poważnie w oczy brata Marcina. – On przecież już ma Różę. – dodała, a Marcin zrobił się czerwony jak burak. Zapragnął się sprzeciwić, ale żadne sensowne zdanie nie chciało wyjść z jego ust. Powiedział parę słów i dał sobie spokój, widząc, że i tak już nie przekona rodziny do swojego zdania. Mama i Brajan posłali sobie znaczące spojrzenia i głupiutkie, rozweselone uśmieszki. Chłopak postanowił przemilczeć i przeczekać aż jego rumieńce znikną.
– Chyba lepiej go zostawić zanim wybuchnie – Brajan ukrył za ręką wielki uśmiech i szybko poszedł roznieść wieści dalej.
– Jak masz na imię dziecko? – zwróciła się łagodnym głosem mama Marcina i Brajana.
– Amelia, proszę pani – odparła grzecznie, a kobieta zaskoczyła się odrobinkę.
– Oh, to pewnie ty jesteś tą dziewczyną, która uratowała mojego synka.. Marcin powiedział mi już wcześniej twoje imię.. – przyjrzała się jej – Ah, i proszę, mów mi Matylda albo Tylda, jeśli wolisz. – poprosiła, biorąc dziewczynę za rękę i prowadząc za sobą. – Wybierzemy ci jakieś ciuchy, bo te są w opłakanym stanie. Marcin.. – podążyła wzrokiem za wyciszonym chłopakiem – przygotuj dla Amelii ciepłą kąpiel i ręcznik. – poleciła mu i ruszyła dalej. Wybrała dziewczynie ładną bluzkę w kwiatki oraz pasującą do tego spódnicę. Potem dała dziewczynie wolną rękę w łazience i zapytała czy może wyrzucić stare, zniszczone i zakrwawione szpitalne piżamy. Amelia się zgodziła i poprosiła, aby czasem nie wyrzucała zniszczonego koca, który dostała dziś od dobrego człowieka. Matylda niezbyt ochoczo przystała na jej prośbę, ale zadeklarowała, że musi go niezwłocznie wyprać i załatać dziury.
Tej nocy spało się Amelii znacznie lepiej niż poprzedniej, ale ilekroć zamknęła oczy, w jej głowie odtwarzały się sceny i widoki, które widziała tego dnia. Osoby śpiące na ulicach, wygłodzone i kaszlące dzieci, ignorujących się nawzajem ludzi.. Zastanawiała się, gdzie podziała się miłość na tym świecie i wracała myślami do miejsc, w którym była – tu z pewnością było wiele miłości. Zastanawiało ją, dlaczego Marcin zawstydził się na wspomnienie o Róży. Nie powinien być raczej dumny z tego, że darzy kogoś takim pięknym uczuciem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro