Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

– Dostałem trochę zupy, mam nadzieję, że ci posmakuje.. – po powrocie, podał jej miskę na niewielkiej tacy, a Amelia jedynie przyglądała jej się nieruchomo – Przepraszam, jeśli nie lubisz.. nie mogłem znaleźć niczego innego… – zawstydził się na chwilę, a dziewczyna, aby nie kłopotać go bardziej, postanowiła wziąć łyżkę. Zrobiło jej się go szkoda, w końcu starał się jak mógł. Bawiło ją jednak to, że jest główną postacią tutaj i ma możliwość wpływania na przebieg historii. Mocniej zacisnęła w ręce plastikową łyżkę i nabrała zupy – dokładnie tak, jak zawsze sobie to wyobrażała. Otworzyła buzię i włożyła łyżkę, po czym wzdrygnęła się. Zupa okazała się być gorąca, czego kompletnie się nie spodziewała – zamiast smaku poparzyła sobie podniebienie. Nie chciała jednak się poddać i uważniej przy kolejnej łyżce poczęła dmuchać, tak jak wiele razy widziała to w telewizji albo restauracji. Tym razem smak był lepiej odczuwalny. Zupa była bardzo rzadka, wręcz wodnista, pływało w niej zaledwie parę składników, ponadto była przesadnie słona. Amelia trochę się skrzywiła przy paru pierwszych łyżkach, po czym przyzwyczaiła się do tego smaku.

– Naprawdę mi przykro.. – ponownie podjął Marcin, patrząc na marną zupę, która w jego domu i pracy byłaby niedopuszczalna nawet do światła dziennego. Amelia jednak pokręciła głową i uśmiechnęła się.

– Nigdy nie jadłam lepszej! – w rzeczy samej ta zupa była jej pierwszą w życiu; jeśli to sen, to była naprawdę zdumiona, że mogła wyobrazić sobie coś tak realistycznego. Choć na pewno nie spodziewała się takich pierwszych wrażeń po pierwszym w życiu posiłku. 

– Naprawdę… co ty musiałaś jadać do tej pory.. – pokręcił głową i obserwował jak kończy jeść – Chyba naprawdę musiałaś być bardzo głodna – spojrzał na całkiem pustą miskę i zaśmiał się pogodnie. Dziewczyna milcząco przyglądała mu się. Bezwstydnie przenikała go wzrokiem i odważnie zajrzała mu w oczy. Aż dreszcz przeszył Marcina i postanowił zagaić jakąś rozmowę. 

– Jak… masz na imię? – dał upust pierwszej myśli w swoich ustach.

– Imię? – zastanawiała się chwilę.

– No wiesz, imię nadane przez rodziców i używane przez braci, siostry, przyjaciół… 

– Nie mam takich.. – odpowiedziała krótko, czym zażyła chłopaka na wskroś. 

– Hmm… na pewno w jakiś sposób muszą cię wołać, choćby przyjaciele…. – zaczął gorączkowo szukać odpowiednich słów do wytłumaczenia i nie urażenia jej. Wolał również nieproszony nie wnikać w jej osobiste sprawy. 

– Ah! Mam przyjaciela – woła na mnie czasami “Amelia”. – jakby zaświtało jej w głowie, więc postanowiła podzielić się tą myślą.

– Czyli Amelia… ładne imię.. – uśmiechnął się miło, ale czuł się skrępowany jej dziwnymi odpowiedziami. Zaczął się zastanawiać, czy aby czasem nie uderzyła się w głowę, co mogłoby spowodować takie skutki.

– Wszystkie imiona są ładne.. i każde ma jakieś specjalne znaczenie! – podjęła szybko Amelia.

– Tak.. moje znaczy tyle, co wojownik boga Marsa, czy coś – chłopak nie za specjalnie podzielał jej entuzjazm.

– Nie o tym mówię! Nie każde słowo “Marcin” znaczy tyle, co to – każdy ma jeszcze dodatkowe, swoje wyjątkowe znaczenie.

– Skąd znasz… Znamy się skądś? – zapytał niepewnie.

– Jak mogłabym nie znać tak dobrego człowieka!? – uśmiechnęła się ponownie, bardzo radośnie. Cieszyła się tą krótką dyskusją choć nie miała pojęcia, na jakim prawie jest ona możliwa. 

– N-nie sądzę, abym był aż takim dobrym człowiekiem… – zawstydził się trochę i odwrócił wzrok gdzieś na białą ścianę. – Ale dziękuję.. – dodał już pół szeptem.

– Zawsze chciałam z tobą porozmawiać – ciągnęła, nie przejmując się wcale, że to onieśmiela Marcina. – Chyba na zawsze zapamiętam ten sen! – pomyślała na głos, a chłopak czując, że się rumieni, wstał.

– Muszę wyjść – wytłumaczył się, nie wiedząc, co za specjalnie powiedzieć i pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia. Amelii za specjalnie to nie przejęło. Myślami była już z powrotem w trakcie poszukiwania księgi. Po piętnastu minutach gdybania stwierdziła, że jeśli śni, to księgi wcale być nie musi w jej śnie. Prawdopodobnie jako istota ludzka nie miałaby potrzeby mieć takowej księgi. 

Kontynuowała siedzenie na łóżku i zachwycanie się ludzkim ciałem, jakim mogła władać. Poruszała każdym palcem u ręki, po chwili zginała i zaciskała je w pięść i znów luźno puszczała. Najciekawsze jednak okazało się doznawanie otoczenia dotykiem. Pogładziła delikatnie mięciutki koc i poczuła przyjemny łaskoczący dreszcz. Po chwili dotknęła poręczy łóżka - była zimna i twarda. Przypomniało jej to, że już doznała takiej temperatury. Pochyliła się na łóżku i zapragnęła dotknąć podłogi. O dziwo schylanie się do przodu okazało się być trudnym zadaniem i zamiast palcem dotknąć podłogi, zsunęła się i doznała twardości i chłodu na własnym siedzeniu. Jakieś nieklarowne uczucie zagościło w niej i nie wiedziała, czy cieszy się z nowego doznania, czy jednak nie. Spróbowała wstać, ale jej nogi zatrzęsły się i ledwie dźwignęła się z powrotem na łóżko. Jej nogi były za słabe, aby utrzymać ciężar jej ciała. Nie zdawała sobie nawet z tego sprawy, że ludzie muszą aż tyle ze sobą dźwigać za każdym razem, kiedy idą. 

Z niezadowoleniem podniosła nogę do góry i przyjrzała się jej, nie wiedząc, dlaczego chodzenie jest takie trudne. Dotknęła swojej stopy i stwierdziła, że jest bardzo gładziutka i miękka. Przyglądając się tak, spostrzegła nawet małe włoski na ciele, których nigdy dotąd nie zauważyła. Wszystko to zdawało się być intrygujące, a Amelia była pod wrażeniem każdego nowego doświadczenia. Zaskakiwała się co chwilę i odkrywała coraz to nowsze tajniki bycia człowiekiem.

– Dzień dobry – powiedział oschle mężczyzna w białym fartuchu. Miał krótkie czarne włosy i wąsy zakrywające prawie całkiem jego górną wargę. Mina była dość surowa, a postawa chłodna. Tuż za nim przemknęła pielęgniarka i zaczęła wykonywać swoje czynności związane z kroplówką. – Doszły nas słuchy, że pani się obudziła.. – kontynuował, niecierpliwiąc się na uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony dziewczyny. – Była pani mocno poturbowana w trakcie wypadku, ale dzięki Bogu, nic poważnego się pani nie stało… – lekko oburzony patrzył na swoją pacjentkę. Zdawała się być bardziej zainteresowana obserwowaniem, jak pielęgniarka odczepia od niej kroplówkę i zmienia na nową, aniżeli tym, co mówił lekarz. 

– Czy czuje pani jakiś szczególny ból w okolicach pleców? W jakimś specyficznym miejscu? – zapytał głośniej, a dziewczyna na niego spojrzała. Przypomniała sobie, że rzeczywiście podczas pobudki odczuwała uciążliwy i przesadny dotyk –  bolał ją każdy mięsień, ale teraz jakby złagodniał. Pokręciła więc głową. 

– Jeśli można spytać, jak się pani nazywa? – zapytał, widząc, że zaczęła reagować na jego słowa. Amelia jednak milczała. Nie wiedziała bowiem, co odpowiedzieć. 

– Byli tu wcześniej rodzice dziecka i jeszcze inni tamtego młodzieńca – ciągnął, widząc, że nie zamierza mu odpowiadać.  – Byli bardzo wdzięczni za pani pomoc i postanowili wspólnie zapłacić za pani leczenie, ale nikt nie wiedział, jak się pani nazywa. Nikt również zdaje się pani nie rozpoznawać… Przyjechała pani tu może do kogoś? – w odpowiedzi otrzymał zaprzeczenie gestem głowy. Pielęgniarka skończyła swoją pracę i w ciszy wyszła z pokoju. Lekarz stracił cierpliwość i zastanawiając się, czy dziewczyna jest niemową, wyszedł na papierosa. 

Amelia nie rozumiała do końca, o co chodziło tym ludziom i czego chcieli, ale ogarnęło ją jakieś męczące odczucie. Przestała się zastanawiać i opadła plecami na pościel. Jej oczy odmawiały jej posłuszeństwa i na nowo zaczęły ukazywać jej ciemność, której nie miała siły już odpędzać. Zasnęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro