Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

– Droga, droga bardzo długa.. Droga, droga do przebycia.. Droga wyboista.. Choć bardzo szklista i przejrzysta..– podśpiewywała sobie pod nosem, spacerując po skraju mostu. Udawając prawdziwą akrobatkę, starała się delikatnie i bardzo dostojnie stawiać swoje kroki. Jedna po drugiej w linii prostej. Jej gładkie stopy ledwie dotykały kamiennej i zimnej części mostu. 

– A ty znowu się bawisz zamiast pracować, co? – usłyszała głos Alexa i gwałtownie kierując wzrok w jego stronę, straciła równowagę na moment. Zanim jednak zachwiała się na dobre i spadła do wody, chłopak złapał ją za ramię i dopilnował, aby złapała równowagę. 

– Nie bawię się, tylko czekam aż przyjdzie tu człowiek, który skoczy stąd, aby popisać się przed kolegami.  – wytłumaczyła się, a chłopak wzruszył ramionami i usiadł, podpierając się o barierkę mostu. 

– Dopiero co odprowadzałem topielca. Choć ten wszedł po pijaku. – założył ręce i przyglądał się spacerującym przechodniom. 

– Taka jest już młodzieńcza głupota, sami zabijają się w tak młodym wieku z nierozwagi. – sama wzruszyła ramionami i usiadła na barierce. 

– Gdybyś była człowiekiem, umarłabyś już średnio z 500 razy na każdy rok. – zaśmiał się, spoglądając na nią.

– A ten znowu przyszedł się droczyć.. – wywróciła oczami i nagle coś bardzo ją zainteresowało. Zapomniała o towarzyszu i śledziła wzrokiem pewną parę.

– Nie za ciężko ci? – głos starszej pani był lekko ochrypły – Przepraszam, że aż tyle warzyw nakupiłam. Była taka przecena, że nie mogłam się omieszkać – przepraszająco spojrzała na młodego chłopca z determinacją i pewnym siebie uśmiechem. Kroczył obok niej, w śmieszny sposób trzymając wielkie siatki z zakupami. 

– Nie przejmuj się ciociu! Nie takie rzeczy się nosiło. Spokojnie dałbym radę wziąć jeszcze trochę. – zaśmiał się pokrzepiająco i starsza osoba łagodnie się uśmiechnęła. 

– Zawsze wstaje o świcie żeby pomóc nieść jej zakupy do restauracji. Jest taki kochany – skomentowała Amelia, z przyjemnością odprowadzając dwójkę wzrokiem. 

– Niech zgadnę – jego czyste i niewinne serce też bardzo ci się spodobało. – uniósł jeden z kącików swoich ust do góry w pół szyderczym uśmieszku.  

– A żebyś wiedział! Mało jest ludzi tak mało skażonych jak on. – założyła ręce na biodra i wstała na proste nogi. Była dumna z niego, wczorajszych dobrych ludzi i z tego, że ich znalazła w swoim regionie. – Mogę się założyć o kartkę z mojej księgi, że on i Róża stworzą piękną parę jak z najprawdziwszego romansu! To będzie wspaniałe widowisko! – rozmarzyła się.

– Ty lepiej uważaj na słowa, w ten sposób straciłaś już buty – zapragnął zauważyć, śląc jej nieprzyjemny uśmiech. 

– Tym razem mówię serio! O, zobacz tylko! – wskazała palcem bezwstydnie w stronę Marcina zakłopotanego karteczką z zakupami i nadchodzącą z przeciwka Różę. 

– Marcin – zawołała na powitanie dziewczyna swoim kontraltem. Marcin uniósł głowę niezwłocznie i widząc dziewczynę machającą mu, szybko się zaczerwienił. 

– Em, o, hej! – zawołał, nagle jeszcze bardziej zakłopotany. 

-Idziesz na zakupy? – spojrzała na karteczkę, którą mocno ściskał teraz w dłoni.

– Tak! – zawołał głośno, jakby odpowiadał nauczycielce na jakieś pytanie – Tak, idę – uregulował głos, odchrząkując trochę zażenowany. 

– Och.. to szkoda – zasmuciła się lekko, ale dalej miała uśmiech na twarzy. – Wybierałam się właśnie do restauracji, odwiedzić cię… 

– Och! O! To ja.. bo ja.. – zastanawiał się, co powiedzieć, bo wciął się nagle w jej słowo. – Brakuje tylko paru przypraw! Zaraz kupię i przybiegnę! Przyjdę! … – zrobił się czerwony jak burak, a ona lekko zachichotała – Zaraz wrócę! – dorzucił szybko drżącym głosem i pobiegł pędem przed siebie. Dziewczyna z uśmiechem odprowadziła go wzrokiem do zakrętu i znów powolnym krokiem ruszyła przed siebie w stronę pobliskiej restauracji. 

– Szkoda, że nie ma z nimi powtórek.. Nadrobiła bym tę scenkę z restauracji po pracy. – westchnęła Amelia, widząc zbliżającą się grupę młodzieńców. 

– Powinnaś już wiedzieć, że świat prezentowany przez ludzi, nie jest światem, którym żyją ludzie. – powiedział chłodno, jak zawsze kiedy musi powracać do mówienia o ludziach. 

– No wiem, ale oni są moimi ulubieńcami! Chciałabym zobaczyć jak za siebie wychodzą i tworzą historię po napisach “happy end”. Ale do tego jeszcze taaki kawał czasuu. – znów westchnęła i znudzonym wzrokiem obserwowała jak młodzieńcy stojący tuż obok, śmieją się i głośno o czymś dyskutują. 

– Skąd wiesz, że w ogóle się pobiorą? Życie jest usłane wieloma niespodziankami, zwrotami akcji i.. śmiercią. – sceptycznie się skrzywił, obserwując tych samych ludzi co Amelia.

– Wiem, ponieważ są w sobie zakochani! To widać na pierwszy rzut oka! 

– Jak to? Że niby to miała być rozmowa między zakochanymi? – zaskoczył się i niepowstrzymany śmiech rozbrzmiał na dobre parę minut.

– Nie no, tak tylko wygląda początek, ale nie martw się, dopilnuję żeby wszystko się dobrze potoczyło. 

– I co? Będziesz się bawić w kupidyna?

– Nawet jeśli! Będę mieć na nich oko i pomogę im! – marszczyła brwi, ale jej oczy podążały jedynie za chłopakiem, który właśnie stanął tuż obok niej na podwyższeniu i zaczął się przechwalać.

– Ingerowanie w życie ludzi jest zabronione. Tak samo jak emocjonalne przywiązywanie się do nich, pamiętasz prawda? – pilnie i bacznie przyglądał się jej z poważną miną.

– Tak, tak.. Opowiadałeś mi już jakieś tysiąc lat temu o aniele, który nie chciał się rozstać z podopiecznym i… właściwie nie pamiętam już co się z nim stało.. Za złamanie prawa został zesłany na bezludną gwiazdę albo postanowił przerwać swoje istnienie..

– Są różne teorie na ten temat, ale tobie wystarczy jak zapamiętasz, że łamanie praw nigdy dobrze się nie skończy. Zawsze trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje, rozumiesz?

– Ta.. – smutnym wzrokiem oglądała jak młodzieniec wyskoczył z mostu wprost do wody. Nie słuchała już przyjaciela, bo jej wzrok martwo zanurzył się wraz z tamtym człowiekiem i tak samo nie potrafił się wydostać. Minęło parę kolejnych minut i śmiechy się wyciszyły, a rozmowy ustały. Pozostała głucha cisza i niepokojące oczekiwanie na wynurzenie się kolegi. Amelia odeszła od tej strony mostu i podeszła do drugiej, gdzie ciało młodego chłopaka płynęło już wraz z prądem rzeki. Wokół niego, w szczególności w okolicach głowy, woda zabarwiona była lekko na czerwono. Amelia gestem ręki zaprosiła w swoją stronę młodzieńca. Po chwili przed nią pojawiła się blada postać bez jakiejś kształtnej powłoki. Nie potrafiła się ona uformować nawet na tyle, aby ukazać twarz. Albo raczej ta część pozostała w szczególności niekształtna. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na powitanie i łagodnie przemawiając do niego uspokajała. W końcu Alex mógł jedynie oglądać jak dziewczyna w czarnej sukience z białym kołnierzykiem idzie wzdłuż mostu przed siebie, a biała widmo-podobna postać za nią. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro