III
Powiał wiatr i powitał on śnieżny księżyc, który powoli wyłaniał się zza chmur. Na dachu budynku beztrosko siedziała sobie Amelia i z fascynacją przyglądała się czemuś. Obok niej pojawił się mężczyzna w czarnym garniturze i nie mówiąc niczego, usiadł obok niej. Podążył za jej spojrzeniem. Patrzyła jak ktoś gotuje za oknem w bloku po przeciwnej stronie ulicy. Mimo że miał zaświecone światło, duże okno nie było zasłonięte. Być może dlatego, że jego piętro znajdowało się bardzo wysoko. Okno było lekko otwarte i dobiegały z niego dźwięki radiowych rozmów, a po chwili znów jakichś piosenek. Mężczyzna radoście korzystał z patelni i obracał się dookoła po kuchni jakby tańczył. Wszystko wykonywał precyzyjnie i z uśmiechem na twarzy.
– Zastanawiałeś się kiedyś jaki to smak słodki? Mówią, że to bardzo przyjemny i ukochany przez ludzi smak. – odezwała się jakby do siebie Amelia, rozważając i nie odrywając wzroku od kucharza. – Choć równie bardzo ciekawi mnie smak gorzki.. i pytanie dlaczego nie jest tak bardzo lubiany jak słodki…
– Smaki to część świata ludzkiego. Nie dla nas została stworzona materialność, dlatego też nie ma się co zbytnio nad nią zastanawiać. – powiedział sceptycznie, według tego jak to widział. Dziewczyna wzruszyła ramionami i znów zamilkli. Młody kucharz zaczął podśpiewywać i wylewać wrzątek z wielkiego gara. Wtem do kuchni wpadły małe dzieci. Wszystkie biegały dookoła, ścigały się, krzyczały i wrzeszczały, pomimo późnej nocnej pory. Następnie przybyła i młoda kobieta, śmiejąc się pod nosem i podchodząc do kucharza. Pocałowali się na powitanie i zaczęli żywo rozmawiać. Dzieci ani rozmowa z kobietą nie rozpraszały mężczyzny, który bez większego trudu wykonywał dalszą część przepisu. Do kuchni weszła również nastoletnia ładna dziewczyna, którą Amelia szybko rozpoznała.
– To jest Róża! – zawołała w stronę przyjaciela, wskazując dziewczynę i uśmiechając się szerzej.
– No i co jest takiego ciekawego w tym człowieku? – zapytał chłopak, pobłażliwie uśmiechając się do koleżanki.
– Ma bardzo ładne, czyste serce! – uśmiechnęła się, nie zwracając uwagi na jego ton – Tak samo jak jej starsza siostra i.. jej chłopak? Mąż?... Lubię czasem tak przyglądać się im, są prawie jak z dramy romantycznej.
– Hm.. – zastanowił się chwilę i podparł głowę na ręce – Wygląda jakby miał umrzeć za jakieś dwa lata – kiwnął głową w stronę kucharza śmiejącego się do rozpuchu z jakiejś historii kobiety.
– Alex! On ma przed sobą jeszcze z dobre 22 lata! – oburzyła się lekko.
– Dwadzieścia lat w tę czy wewte to nic wielkiego. I tak krótkie życie, nie zdąży nawet spełnić swojego największego marzenia, nie starczy mu czasu. – powiedział znużonym głosem, przyglądając się gromadce.
– Ty tylko patrzysz na to kiedy umrą! Popatrz na to jak żyją! Jak próbują żyć. – niczym obrażone dziecko założyła ręce.
– My egzystujemy przecież tylko po to – dla tego jednego celu. Aby pomóc im przebyć drogę stąd – spojrzał w dół, na opustoszałą ulicę – tam – wskazał głową w górę, w niebo.
–Póki co żyją! Więc daj im żyć. – dziewczyna przystawała przy swoim, a chłopak pokręcił głową, rezygnując z prawie nadeszłej kłótni.
– Skoro aż tak się nudzisz.. – postanowił tym zakończyć, ale to tym bardziej wzmogło oburzenie Amelii.
– Skoro ci się nie podoba, znajdź sobie kogoś innego do towarzystwa. – wstała i zabrała swoją księgę.
– Wiesz o tym, że w naszym rejonie nie ma więcej takich… – zanim dokończył dziewczyna zniknęła. – No i masz babo placek. – przerzucił oczami. Jego księga dała o sobie znać żółtą poświatą, więc ją otworzył, po czym sam zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro