Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXX

– Przecież ona nie zrobiła tego specjalnie! Chciała dobrze! Czy tylko ludziom wolno popełniać błędy!? – wykrzyczał z siebie mężczyzna prosto w stronę księżyca. Opanował się w końcu, jak zawsze, i znów spojrzał we wnętrze swojej księgi. Tu akurat strona była prawie pusta - oprócz znajomej dziewczęcej twarzy i krótkiego sprawozdania z jej ziemskich poczynań, nie było nic. Drażniło go, ilekroć widział pustą datę i brak powodu śmierci. Wiedział natomiast, że nie byłoby możliwe znaleźć tej strony, gdyby nie było jej dane umrzeć w najbliższym czasie. Głowił się, co jeszcze może zrobić, ale Amelia była uparta i nie słuchała dobrych rad, jak to zazwyczaj bywa z ludźmi. Położył się na plecach i westchnął głośno.
– Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie sami sprowadzają na siebie zagładę. Ich własny egoizm ich przerasta. Jak można się nimi aż tak bardzo zachwycać... – myślał na głos – Nie tylko ludzie są niedoskonali w miłości... Choć gdybym mógł wybrać, z pewnością wolałbym już, żebym to ja był wtedy na jej miejscu… Szybciej bym się uporał, więc... Dlaczego spadła z nieba?... – nagle poczuł silny powiew wiatru. Natychmiast się podniósł i zauważył, że również kartki jego księgi zaczęły się rozwiewać. Przyjrzał się lepiej powiewającej stronie i odczytał jej zawartość. “Powód śmierci: wyskoczenie z okna.” Zląkł się od razu i przeniósł w pobliże restauracji. Zobaczył martwe ciało ubrudzone we własnej krwi. Było jeszcze ciepłe, ale zdawało się być bez życia i ducha. Stał chwilę w oszołomieniu, pierwszy raz będąc aż tak dotkniętym ludzką śmiercią. Zdawało mu się, że również pierwszy raz widzi tak dokładnie wschód słońca, który rozszerzał się w tle ulicy, na której leżał trup. Słońce dawało równie czerwony kolor, co chodnik.
Zanim Alex się otrząsnął, ludzie normalnie chodzili i przepychali się po ulicach. Zaczęły trąbić klaksony i również światła na przejściach dla pieszych zaczęły dawać znać, że mogą przechodzić. Spojrzał za siebie i przyglądał się ludziom ze szczególną uwagą. Każdy się spieszył, rozmawiał przez telefon. Gdzieś pośród tłumu dało się słyszeć śmiech jakiegoś malutkiego dziecka w wózku. Jakiś człowiek żebrał o wsparcie i dostając parę monet, z wielką wdzięcznością mówił, ażeby Bóg docenił łaskę tamtego człowieka. Przed nim stanęła też drobniutka dziewczyna z kokardą wplecioną we włosy. Uśmiechnęła się i zaczęła rozmawiać z nim, po czym skierowała go w stronę znajdującego się nieopodal schroniska. W międzyczasie podbiegł do niej jakiś blond włosy młodzieniec i obdarował kwiatkiem. Ona odwdzięczyła się przepięknym uśmiechem i złapała śmiało jego dłoń. Ruszyli w stronę schroniska. Alex odnalazł w tej dziewczynie osobę, która była nazywana przez jego przyjaciółkę Różą. Rzeczywiście z perspektywy człowieka stojącego na ulicy lepiej wyglądał świat ludzkich spraw, a na dobrych ludzi wzrok samoistnie spoczywał. Może to dlatego, że miło przyglądało się ich poczynaniom.
– Od kiedy zacząłeś oglądać bajki? – usłyszał za plecami pytanie. Przekręcając się i widząc już same bose stopy, uśmiechnął się.
– To nie bajki, to prawdziwe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro