Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI

Nazajutrz Amelia wstała równo z Marcinem, ale nie widzieli się dłużej niż przez 5 minut. Chłopak jak burza wparował do kuchni, zjadł śniadanie, nie posprzątał nawet po sobie i od razu ruszył do wyjścia. Amelia robiąc własne śniadanie, postanowiła po nim posprzątać, rozumiejąc, że ludzie często sami siebie ponaglają, ale w dobrej wierze. Nie chciał się spóźnić, więc takie codzienne niespodzianki w kuchni były według niej wytłumaczalne. Kiedy skończyła śniadanie, w salonie zagościli rodzice. Zrobiła im herbatę i kanapki, po czym wdała się w rozmowę. Opowiedziała im pokrótce o wczorajszej konwersacji, o tym, o czym chłopak opowiadał, o stresie i przyczynach, jakie wymienił. Rodzice wyglądali na odrobinę spokojniejszych, ale w dalszym ciągu niezadowolonych. Idąc do pracy, nie spotkała się z Różą, co trochę ją przygasiło, ale wierzyła, że spotkają się dziś po południu.

– Amelia? – zaskoczony kobiecy głos, podszedł bliżej do budki, a Amelia przyjrzała się.

– Nina! – ucieszyła się na widok siostry Róży. – Ale masz duży brzuch – dodała, przyglądając się, jak głaszcze pociechę, którą nosi pod sercem.  

– Jeszcze trochę i będę dźwigać przed sobą nie brzuch, a wózek – zaśmiała się pogodnie i ociężale usiadła na jednym z wysokich krzeseł dla klientów. 

– Na co masz ochotę? – zapytała szybko Amelia, prezentując asortyment. 

– Jakiś sok pomarańczowy, lub jabłkowy, albo truskawkowy... – zaczęła się zastanawiać na głos, po czym wróciła myślami do rzeczywistości – Jakikolwiek sok będzie dobry. – popatrzyła na nią zmęczonym wzrokiem. Amelia uśmiechnęła się przyjaźnie i usłużyła sokiem pomarańczowym. 

– Dziękuję... – wzięła kilka łyków, wyglądała na pocieszoną, po czym znów zmarniała – Wiesz może, co u Róży i Marcina? Nie przychodzą do schroniska odkąd się pokłócili. 

– Wiesz może, o co się pokłócili? – zapytała, przypominając sobie, że dalej nie zna powodu.

– Pamiętam, że ostatniego dnia przyszli jeszcze trzymając się za ręce... Całej kłótni nie słyszałam, ale mówiła coś, że strasznie się zmienił i jak on może palić w towarzystwie ciężarnej... albo w ogóle palić... Sama nie wiem – zastanawiała się, odruchowo gładząc brzuch. Amelia zszokowała się, w życiu by nie podejrzewała czegoś takiego. 

– Niedawno widziałam, jak jakiś młodzieniec pocieszał Różę swoim ramieniem, więc nie chciałam podchodzić i przeszkadzać. Wyglądali uroczo jak z obrazka. Choć korciło mnie żeby podejść, bo miała taką minę jak zawsze po płakaniu… Może już ze sobą zerwali.. – zastanawiała się popijając sok, a Amelia czuła się niezdolna do mówienia. Jak to Marcin pali? Jak to Róża chce zerwać? Przecież w ich oczach widać było wiele emocji względem siebie. Nieśmiało się przełamywali. Musi to naprawić. Musi im pomóc. Musi się przecież dobrze skończyć… prawda? 

Marcin jak obiecał, wrócił wcześniej do domu, choć dalej była już noc. Amelia zdeterminowana wkroczyła do pokoju chłopaka.

– Cześć! Jak ci minął dzień? – zapytał pogodnie, leżąc z podłożonymi pod głową rękami. Amelii przez chwile ciężko było uwierzyć, że ten chłopak mógłby zmienić się na gorsze. Każdy przecież czasem błądzi, prawda? Jeśli zda sobie sprawę i będzie mu przykro, da radę się zmienić i powrócić do stanu, w którym go dotychczas znała. 

– Wszystko okej? Pobladłaś.. – chłopak zerwał się do prostego siadu i przyglądał, jak niemrawa dziewczyna stoi parę kroków od progu. 

– Marcin… czy ty palisz? – zapytała, czując w dziwny sposób, że przerażają ją jej własne słowa. Nigdy w całym swoim długim życiu nie przypuszczałaby nawet, że takie zdanie wyjdzie z jej ust.

– A dajcie mi spokój! Czemu wszyscy widzą w tym problem!? Chciałem tylko spróbować, w końcu wszystkiego powinno się spróbować w życiu, co nie? – odwrócił twarz, wykrzywiając ją w znaczącym grymasie. 

– Nie uważam, żeby człowiek miał potrzebę próbowania trutek i niszczenia się. Palenie prowadzi do destrukcji organizmu każdego, nawet po jednym razie... – umilkła nagle. Chłopak spodziewał się, że powie więcej swoich mądrych słów, więc kątem oka postanowił na nią zerknąć. Tu się zaskoczył, widząc jak po jej policzkach spływają wielkie łzy. Nie widział, aby płakała, odkąd pojawiła się w jego domu. Spanikował i szybko podniósł się. Zaczął ocierać jej łzy, ale one wcale nie przestawały płynąć. 

– No już, nie płacz. Jeden szlug mnie nie zabije – posłał jej lekki uśmiech, ale nie zdawało się to skutkować – Obiecuję, już więcej nie zapalę – zapewniał ją, patrząc z bliska prosto w oczy. Dziewczyna przytaknęła głową, że rozumie i postarała się powstrzymać dalsze łzy. Poklepał ją po głowie i wysłał do łóżka. Dziewczyna nie miała sił protestować i na tym zakończyli tę rozmowę. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro