Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII

Wakacje dobiegły końca i nareszcie nastał pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Marcin zerwał się o świcie, aby odebrać spod domu Różę i wspólnie się wybrać na uczelnię. Był bardzo zdenerwowany i ciągle mu się wydawało, że o czymś zapomniał. Amelię natomiast czekało coś innego.
– Gotowa? – zapytał Brajan, czekając aż dziewczyna zejdzie po schodach. Amelia przyjaźnie przytaknęła głową. – No to idziemy. – ledwie wyszli na ulice, a Brajan już zapalił papierosa.
– Wiesz, że… – chciała coś powiedzieć, ale chłopak w mig pojął, o co chodziło. Przyglądała się w końcu jego papierosowi.
– Wiem, wiem… Na coś trzeba umrzeć, nie? – zaśmiał się, wypuszczając dym. Dziewczyna wyglądała na zmartwioną.
– A nie lepiej by było umrzeć, będąc zadowolonym ze swojego życia w pełni? – zapytała, a chłopak wzruszył ramionami.
– Im wcześniej zaczniesz, tym trudniej rzucić – skomentował, kompletnie pogodzony z tym, że już nie uda mu się przezwyciężyć nałogu.
Chłopak rozmawiał ostatnio ze swoim znajomym, który szukał kogoś do pomocy w budce ze słodyczami – głównie zimnymi napojami w lecie i ciepłą czekoladą w zimie. Amelia nie wybierała się do szkoły i nie miała co robić, więc Brajan zapytał, czy może byłaby zainteresowana taką ofertą. W taki oto sposób chłopak załatwił jej pracę.
– Kiedy wracasz? – zapytała po chwili namysłu dziewczyna, przypominając sobie, że dziś w nocy miał wyjeżdżać.
– Jeszcze nie wyjechałem, a tu już od razu takie pytania? – zaśmiał się i przy tym lekko zakaszlał. – Zaczynasz mi coraz bardziej przypominać mamę. Ona z pewnością też uważa, że będzie nudno bez ciebie w pobliżu. – Amelia lubiła porządek dnia i przyzwyczaiła się już do obecności Brajana, choć nie widywali się tak często jak z Marcinem czy Różą, ale zawsze był w kuchni restauracyjnej. Wieczorami w salonie często oglądał filmy do późna. Bez niego zrobi się pusto i dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nieprędko wróci.
– Zostałem grubo ponad tydzień, a miałem być tylko tyle. Potrzebują mnie również w mojej kuchni – uśmiechnął się, licząc na wyrozumiałość Amelii. – Mam również własne obowiązki i choćbym bardzo chciał, nie mogę tu zostać i ich lekceważyć. – poklepał ją po głowę.
Spotkali się z przyjacielem Brajana i uzgodnili warunki pracy, płace, godziny i ogólne podstawy w zakresie czynności należących od teraz do dziewczyny. Amelia była nawet pod wrażeniem, jak dobrym negocjatorem potrafi być Brajan. Dzień próbny nawet do połowy spędził z nią, aby za bardzo się nie denerwowała nowym doświadczeniem. Co chwilę jednak zapalał papierosa, co zasmucało Amelię; wiedziała, że nie może mu pomóc, jeśli sam się już poddał. Inni nic nie wskórają, jeśli sami nie wymagamy od siebie zmian. Wczesnym wieczorem pożegnał się i zrobił to samo z rodziną. Rozstanie z domownikiem nie było łatwe dla Amelii, ale ku jej zdziwieniu sama rodzina Mrożynów znosiła to całkiem dobrze. Nie mogła się nadziwić, jak ludzie okrutnie potrafią używać sformułowania “przyzwyczailiśmy się”. Czy wkrótce i ona będzie tak mówić, machając ręką na smutki?

Pierwszy tydzień nowego miesiąca minął jak z bicza trzasł. Amelia zdążyła poznać wiele ważnych informacji dotyczących nowej pracy. Budka “Ambrozja” była mała, ale znajdowała się na ruchliwej ulicy, tak też co parę minut nowy gość pojawiał się przed nią. Co ciekawsze, na tej samej ulicy znajdowała się uczelnia. Zaledwie 15 minut drogi stąd. Zajęcia Marcina i Róży kończyły się mniej więcej w podobnych godzinach, co praca Amelii, dlatego postanowili razem wracać do domu. Czasem trzeba było trochę poczekać, ale nikt nie narzekał. Czas na czekanie był równie cenny jak sam wspólny spacer.
– Amelia! – Róża pomachała na powitanie przyjaciółce, która szybko to odwzajemniła.
– Już po zajęciach? Może chcesz się czegoś napić? Mam tu zniżkę praktycznie na wszystko – Amelia promieniała entuzjazmem, co jeszcze przysporzyło jej paru klientów w międzyczasie. Róża jednak podziękowała i przysiadła się tylko obok jej blatu przeznaczonego dla klientów czekających na zamówienie. Krzesła były wysokie, ale również wygodne.
– Poczekamy na Marcina, wtedy może coś wybierzemy razem. – powiedziała niespodziewanie, jakby przez dobrą chwilę zapomniała, że jeszcze nie odpowiedziała. Ciągle zaglądała w telefon.
– Jak pierwsze dni nowej szkoły? – zagaiła nowy temat, widząc, że dziewczyna wydaje się odrobinę zestresowana.
– Bardzo ciężkie, szczerze mówiąc nie przypuszczałam nawet, że od razu wezmą nas w tak wysokie obroty. Ale póki nie przeżyję pierwszego kolokwium, chyba nie mam się czego bać – lekko się zaśmiała, na jej twarzy jednak było widać zmęczenie. Amelie jakby olśniło i zaczęła przeszukiwać swoją torbę. W końcu zwróciła się do Róży.
– Proszę! – wysunęła ku niej dopiero co otworzoną czekoladę. Róża popatrzyła na nią pytająco. – Słyszałam, że czekolada potrafi podnieść na duchu. Częstuj się! – poczekała, aż dziewczyna skosztuje, i schowała z powrotem. Róża skrzywiła się.
– Ale gorzka! – nie mogła się powstrzymać od skomentowania, a Amelia zaśmiała się.
– Już wyglądasz żywiej. Nie do twarzy ci ze zmęczoną miną – powiedziała troskliwie.
– Wyglądam na aż taką zmęczoną? – wyjęła swoją puderniczkę i zajrzała w lusterko. Miała zaledwie lekko podkrążone oczy. Druga dziewczyna przyglądała się z zastanowieniem.
– Pomalować cię? – uśmiechnęła się do Amelii, a ona od razu okazała swoją dezaprobatę.
– Zastanawiałam się tylko, po co ludzie się malują. – rzuciła, po czym zajęła się nowo przybyłym klientem. Gdy ten odszedł, Róża wymyśliła już odpowiedź.
– Ludzie chcą się upiększać.
– Bardziej niż są? – zdziwiła się niczym nowym odkryciem.
– Bardziej niż są, bo ludzie to estetycy. Im coś jest piękniejsze, tym bardziej się podoba, a chyba każdy chce się podobać. Każdy chce usłyszeć, że jest piękny i zakryć swoje wady.
– W takim razie czy serce nie jest wystarczającym ozdobnikiem? Nie widziałam jeszcze nic piękniejszego niż czyste serce, a przecież tak niewiele trzeba, aby się takie stało. Czasem tylko trzeba je obmyć z zapomnienia i wypolerować, aby na nowo błyszczało czystością i wzrosło w oczach. Tak jest przecież ludzkie serce stworzone.
– Amelio, ludzie nie patrzą na siebie poprzez rozmiar serca, czy oczyma duszy. Ludzie mają tylko swoje, ludzkie oczy, a one widzą tylko tyle, ile ktoś będzie chciał nam pokazać.
– Człowiek jednak niekiedy zdradza się bardziej milcząc, niżeli prezentując się. Ale co fakt, to fakt, ludzie oczy są ograniczone, a przecież tak wielu polega na nich jako na głównym zmyśle z tych, które są mu dane…
– Czasem nie mogę pojąć, skąd biorą ci się takie pomysły na światopogląd… Ludzie wybrali, co dla nich najłatwiejsze i tak żyją. Aby zmienić myślenie ludzi, trzeba ze sto lat, a i wtedy nie ma pewności, że zmieni się ku takiemu jak twoje. Ludziom wygodnie jest oceniać książki po okładce, dlatego każdy chce wyglądać… – Róża przerwała, dostawszy smsa. Ostatnie słowo odbiło się echem po głowie Amelii. Myślała nad tym, że ludzie chcą wyglądać, ale dbają tylko o zewnętrzną powłokę. Jeśliby jednak tak dbali o wnętrze, byli by po stokroć piękniejsi w jej oczach. Choć może jej “oczy” nie były tym samym, co się mogło zdawać dla człowieka.
– To Marcin… – odezwała się niemrawo Róża – Pisze, że wybrał się na jakieś grupowe spotkanie jego grupy i abyśmy na niego nie czekały, bo długo mu zajmie.
Na wspomnienie o Marcinie, Amelia zapragnęła wyznać, jakie piękne widziała w ich dwojgu serca, kiedy jeszcze była aniołem, ale słowa jakoś ugrzęzły jej w gardle. Dawno już nawet nie pomyślała o tym, kim naprawdę jest. Wir przyziemnego życia i jego sprawy porwały również i ją. Zadała sobie nawet wątpliwe pytanie, co jeśli Alex nie znajdzie jej księgi? Co z jej obowiązkami? Co z tym wszystkim, do czego została stworzona?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro