Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV

Dziś Amelia wybrała się z Różą na zakupy. Odwiedziły parę sklepów odzieżowych w poszukiwaniu czegoś uroczystego na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Przy okazji Amelia dostała w prezencie od dziewczyny piękną nową bluzkę za poświęcony jej czas. 

– Szkoda, że nie idziesz z nami na uniwerek. Raźniej by było – rzuciła, po czym zaczęła popijać mrożony napój, aby się ochłodzić.

– Niestety nie posiadam żadnych dokumentów potrzebnych przy zapisach. – odparła z lekko smutnym uśmiechem. Z chęcią wybrałaby się z nimi do szkoły i poznała, jak to jest być uczniem.

– Jak można uciec z domu i nawet nie wziąć takich rzeczy! 

– Mówiłam ci już, nie uciekłam z domu. – poprawiła ją spokojnie Amelia, a dziewczyna zachichotała.

– Tak wiem, wiem. W końcu i tak mieszkasz z rodziną. 

Amelii łatwo było się zaprzyjaźnić z Różą, gdyż była bardzo otwartą i sympatyczną osobą. W dodatku często się śmiała. Szkoda było Amelii, że Marcin wprowadził ją w błąd, że są spokrewnieni, bo z każdym dniem coraz ciężej było chociażby pomyśleć o zreflektowaniu prawdy. Dziewczynie było głupio, że zaczęła przemilczać to coraz dłużej. Marcin próbował jej wytłumaczyć, że to tylko małe kłamstewko i nikomu bardzo nie zaszkodzi. Amelii jednak nie przypadła do gustu ta odpowiedź. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego godzą się na mówienie nieprawdy. Z drugiej strony Amelia coraz bardziej czuła się jak członek tej rodziny. Najprawdopodobniej dzięki temu, jak życzliwie ją traktowali. Przy nich czuła, że mogłaby spokojnie rozwinąć skrzydła. 

– Alex! – szepnęła pod nosem, widząc mężczyznę w czarnym garniturze. 

– Kto? – zaskoczyła się druga dziewczyna i zaczęła rozglądać. Nikogo jednak nie zobaczyła. 

– Mój przyjaciel! Pójdę się z nim przywitać, dobrze? – zapytała szybko o zgodę i gdy ją otrzymała, pobiegła w stronę parku. Tam odnalazła Alexa. 

– Alex! – machała w jego stronę, ale najwyraźniej jej nie widział. Był zajęty czymś innym. Gdy tylko zbliżyła się trochę bardziej jej nogi zatrzęsły się i serce przyspieszyło swoje bicie. Nie mogła ustać, więc bezsilnie osunęła się na ziemię. To było głośne uderzenie, więc nawet Alex odwrócił się, aby sprawdzić, czym było spowodowane. Wtedy zobaczył dziewczynę, której do oczu zbierały się łzy. Z osłupieniem patrzyła na towarzysza Alexa. Znała go. Znała jego oczy, dużą budowę, ciemną karnację, posiwiałe włosy. Jego postać rozpraszała się w promieniach słońca. Zdawało jej się przez chwilę, że posłał jej łagodny uśmiech, choć nie mogła zobaczyć dobrze jego twarz. Nie mogła również nic z siebie wykrztusić, ani nic dla niego zrobić. Miała poczucie, że “już jest za późno”. Nie zdołała mu jeszcze dotąd podziękować za koc, który dostała i do tej pory traktowała jak skarb. 

– Dzię…kuję… – wydusiła z siebie, czując w duszy jakąś zadaną ranę. Nie mogła nic więcej zrobić i czuła w swoim sercu pustkę i cierpienie. Pierwszy raz od wieków zdarzyło jej się tak bardzo przeżywać czyjąś śmierć. 

Bezkształtna postać przytaknęła lekko w jej stronę i skierowała się ku mężczyźnie w garniturze. Zamknął on swoją księgę i bez większego wzruszenie, wręcz odrobinę znudzony, ruszył przed siebie, a widmo dawnego człowieka za nim. Dziewczyna łkała gorzko, nie wiedząc dlaczego. Nie poznała nawet imienia tego człowieka. Nie wiedziała kim był, co w życiu zrobił, jak umarł. Czuła jedynie smutek, wielki żal i wiedziała, że choć ona jedna musi go opłakać. 

– Amelia! Co się stało? – Róża znalazła przyjaciółkę, siedzącą na ziemi z bezwładnymi nogami. Łkała obok ławki, na której leżał bezdomny mężczyzna. Wyglądał jakby spał, ale Róża szybko zorientowała się, że tak wcale nie było. 

– Czy to był twój przyjaciel? – zapytała sama zasmucając się i biorąc dziewczynę w ramiona. 

– Oddał mi wszystko co miał... aby mi pomóc – wyszlochała. Nigdy nie spodziewała się, że śmierć może tak boleć, nawet jeśli była ona czyjąś, a nie własną. Nawet, pomimo że wiele razy już widziała, jak ludzie cierpieli przez rozłąkę z innymi. 

– To musiał być dobry człowiek w takim razie – powiedziała, głaskając i pocieszając zdruzgotaną dziewczynę. To był pierwszy raz, gdy widziała śmierć od tej strony. 

Przez kolejny tydzień dziewczyna chodziła markotna i przygaszona. Parę razy nawet zderzyła się z słupem albo drzewem w czasie spaceru na targ i z powrotem. Trochę ciężko jej się było pozbierać i rozstać z myślami, że dla tego człowieka nastał koniec, że nic nie zdążyła dla niego zrobić, że wiele ludzi umiera w ten sposób. Nagle wróciła przed jej oczy sceneria ludzi bezdomnych i owej nocy pełnej deszczu, który nie potrafił jej pokrzepić.
Mrożynowie próbowali z nią rozmawiać o tym i jakoś podnieść na duchu, co odbywało się w zastraszająco wolnym tempie, ale powolutku pomagało. W końcu odwiedziła ich Róża ze swoim świetnym pomysłem. Postanowiła zabrać Amelię do schroniska dla bezdomnych, które było prowadzone przez jej starszą siostrę. Amelia nawet o tym nie wiedziała. Marcin zgłosił się tam jako ochotnik do wolontaryjnej pracy.
Kiedy zobaczyła miejsce dla ludzi nie mających się gdzie podziać, poczuła się odrobinę lżej. Rana zadana w jej serce powoli się goiła, czuła to. Z każdym dniem, kiedy mogła przyjść i pomóc choćby wydać obiad tym ludziom, czuła się szczęśliwa, że mogła coś dla nich zrobić.
Niedługo również poznała starszą siostrę Róży, Ninę, oraz gromadkę dzieci, która zawsze biegała dookoła niej i nie potrafiła rozstać się na długo z opiekunką. Te dzieci również  pochodziły z ulicy i nie miały wcześniej domu. Tu cieszyły się życiem bardziej niż ktokolwiek. Codziennie w modlitwach dziękowały za nowy dzień, za to, co mogą zjeść, co mogą zrobić, co zobaczyć, z kim porozmawiać. To były żywe i uśmiechnięte dzieci.
Nina natomiast była osobą łagodnego usposobienia. Mówiła dość cicho. Zawsze była spokojna, ale często też się śmiała. Uwielbiała głaskać dzieci po głowie. Największe zaskoczenie w jej osobie poznała przypadkiem – dowiedziała się, że kobieta jest w ciąży i z mężem wyczekują pociechy.
Amelia cieszyła się z tego, że otaczało ją tak dużo dobrych ludzi. Czuła się przy nich szczęśliwa. Jedynie myśl, że życie jest krótkie oraz że może się zakończyć w każdym, nawet najmniej spodziewanym momencie, nie dawała jej spokoju. Kiedy tylko nawiedzało ją takie myślenie, traciła apetyt, choć czuła, że jest głodna, i że powinna zjeść. Nie mogła jednak niczego przełknąć, a żołądek tym bardziej ściskał się z bólu. Musiała się nauczyć żyć z takimi myślami. Czasem nawet zaczynała bać się o własne życie, czego nigdy przedtem nie odczuwała. Nie podobało jej się to nowe doświadczenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro