XIX
Rano głośne hałasy obudziły Amelię. Jej budzik miał dla niej zarezerwowane jeszcze 30 minut przed pobudką, ale ona zrezygnowała z nich na rzecz, sprawdzenia nietypowego hałasu. Pierwszy raz słyszała trzaskanie drzwiami w tym domu. Wyszła czym prędzej do salonu, odkrywając Matyldę i jej męża posmutniałych i siedzących na kanapie.
– Em.. słyszałam jaki hałas... – zaczęła nieśmiało.
– Marcin... – zaczął starszy mężczyzna – nie wrócił przez całą noc i teraz pokłócił się z mamą.
– Może rzeczywiście ma za dużo stresu w nowej szkole – zastanawiała się Matylda, szukając usprawiedliwienia dla zachowania syna.
– Nawet jeśli, nie powinien się wyżywać w domu w taki sposób. – stanowczo stwierdził mężczyzna. Amelia podeszła do kobiety i widząc, jak bardzo cierpi przez kłótnię, nie omieszkała, aby ją przytulić. Kobieta w matczyny sposób chętnie przyjęła ten gest.
– Jak dobrze, że mamy jeszcze ciebie.. Gdyby Marcin nie odwracał się tak od nas.. – zaczęła nieporadnie, a Amelia poczuła się dotknięta do żywego jej pierwszym zdaniem. Uderzyła w nią rozmowa poprzedniej nocy i pojęła, że trudno będzie jej się pożegnać. Postanowiła więc na razie nie mówić nic o swoim odejściu, tylko załatwić sprawy sporne.
– Nie przejmuj się, Matyldo. Kłótnie są tylko przejściowe. Nie powinny one tyle martwić, co dawać nam do myślenia, jak się pogodzić. – poradziła z głębi serca, a kobieta mocniej ją ścisnęła.
– Dziękuję.. Dziękuję.. – wyglądała na odrobinę spokojniejszą, ale nadal parę łez zakradło się na jej policzki. Jej mąż z łagodniejszym spojrzeniem pogłaskał Amelię po głowie.
– Zrozumienie to owoc empatii. Trzeba się nim dzielić z innymi – mężczyzna zamyślił się nad swoimi słowami, a wtem odezwała się Matylda.
– Dlaczego nigdy wcześniej ci nie powiedziałam żebyś nazywała mnie matką, tylko Matyldą? Pomagasz nam ciągle, wspierasz, rozumiesz... Jesteś bliska niczym najdroższa córka. Bóg nam cię chyba zesłał. – kobieta zaszlochała i długo pozostała w milczeniu. Jej towarzysze również. Serce dziewczyny radowało się z tych wszystkich słów, a jednocześnie czuła, jakby kąsały ją okrutnie, bezlitośnie. Kto wie, ile mogłaby jeszcze usłyszeć, gdyby nie walący w pokoju dziewczyny budzik, który od razu pobiegła wyłączyć.
– Ziemia do Amelii. Halo, halo – odezwała się Róża, zaglądając w twarz koleżanki o spuszczonej głowie. – Co tak pochłania twoje myśli? – zapytała, prostując się równo z dziewczyną.
– Em... nic wielkiego. – aby się uśmiechnąć, musiała się lekko przymusić, bo nie czuła się wcale radosna. Nie chciała jednak kłopotać sobą Róży, która szła z nią krok w krok w stronę uniwersytetu.
– No powiedz choć trochę. Może ci ulży. Może uda nam się wspólnie wymyślić jakieś rozwiązanie. – obdarzyła ją najszczerszym i najpiękniejszym uśmiechem, jaki posiadała, zachęcając ją.
– Ostatnio dużo myśli krząta mi się po głowie.. Nie umiem ich nawet ubrać w słowa – smutek ukazał się na jej twarzy.
– Każdy czasem ma gorszy dzień. Trzeba wtedy poukładać sobie pewne sprawy, porozmawiać i doradzić się u przyjaciół, zrelaksować przy muzyce albo w jakikolwiek odprężający cię sposób.
– Dotychczas zawsze rozmawiałam z Alexem, ale powiedział mi wczoraj, że nie będziemy się widzieć przez jakiś czas. – westchnęła mimowolnie.
– Rozłąka zawsze jest smutna – poklepała ją po ramieniu – ale czas oczekiwania na powrót jest naprawdę radosny, zobaczysz.
– Skoro tak mówisz – rozchmurzyła się trochę.
– Ah, właśnie. Nigdy nie słyszałam o Alexie. Jaki on jest? – zagaiła nowy temat, zainteresowana nieznaną postacią.
– Jest… On jest.. spokojny i… – próbowała jak mogła i główkowała, ale żadne słowa nie chciały jej przyjść do głowy.
– W takim razie co lubi? – Róża, widząc trud Amelii, postanowiła trochę przekierować pytanie.
– Lubi mnie pouczać – tu odezwała się bez wahania, a druga dziewczyna zaśmiała się.
– Serio pytam, co lubi. Jakieś ulubione miejsce, sport, cokolwiek, co mogłoby go choć trochę zilustrować.
– Dziwne.. – zastanowiła się chwilę Amelia i na nowo podjęła temat – Znamy się od wieków, a nic o nim nie wiem... W każdym razie do rozgadanych osób nie należy... Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś mi o sobie mówił. Ale z drugiej strony i ja nigdy o nic nie pytałam. Jakoś wiedza o nas samych nigdy nie była nam potrzebna, żeby się zaprzyjaźnić.
– Zazwyczaj przyjaciele mają ze sobą dużo wspólnego.
– Mamy wspólną pracę – rzuciła Amelia dochodząc do swojej budki. – Zobaczymy się później – dodała, żegnając się z dziewczyną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro