Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII

Chłopak resztę drogi prawie że kompletnie milczał i oblany był rumieńcem. Ciocia miała problem z wejściem po schodach i zajęło jej to dłuższą chwilę, na szczęście dzięki pomocy Róży znacznie szybciej udawało jej się wspinać. Natomiast Marcin pomagał Amelii, która miała podobny problem, tyle, że jej łatwiej przychodziło wykonywanie czynności nogami.
– Po co to zrobiłaś? – zwrócił się do niej pół szeptem kiedy stali na górze i czekali na resztę.
– Co zrobiłam? – zastanawiała się, a chłopak spalił się rumieńcem.
– Dlaczego aranżujesz mi spotkania? – wyszeptał jeszcze ciszej, aby tamte nie usłyszały czasem.
– To chyba oczywiste! Chcę ci choć trochę pomóc – odpowiedziała, nie przejmując się, czy usłyszą ją czy nie. Chłopak jednak widział w tym problem i pokazał jej, aby uciszyła trochę głos.
– Kiedy niby prosiłem o pomoc..
– Chcę się odwdzięczyć za twoją pomoc, dlatego chcę pomóc ci w relacji z Różą. – uśmiechnęła się promiennie. Chłopak jeszcze raz pokazał gestem, aby zachowała ciszę i sprawdził, gdzie na schodach jest tamta dwójka.
– Nie przypominam sobie, żebym mówił ci, jak ma na imię – spojrzał na nią podejrzliwie.
– Podejrzewam, że każdy, kto tylko wie, że podoba ci się Róża, nawet nie znając jej, mógłby stwierdzić, że to ona po samym twoim sposobie obchodzenia się z nią.
– To aż tak widać? – zaczerwienił się po raz kolejny. Amelii samej przyszedł uśmiech na twarz, widząc jak chłopak przejął się właśnie tym aspektem.
– Ona wygląda tak samo na zainteresowaną – nie omieszkała dodać, co kompletnie wytrąciło chłopaka z równowagi.
– C-co ty gadasz! Cały czas widzi jak się wydurniam i normalnie nie mogę z nią pogadać, jestem do bani.
– Nie jesteś do bani – usłyszał za sobą głos Róży i jakoś bez większego namysłu uderzył głową o ścianę, czując, że palą go nie tylko policzki, ale cała twarz. Jedno takie zdanie potrafiło spowodować, że chłopak poczuł się naprawdę szczęśliwy. Przyjemnie się im przyglądało według Amelii. Co więcej, pomyślała sobie przez chwilę, że bardzo cieszy się, że może zainterweniować i trochę ich wesprzeć. Bardzo ich lubiła.

– I jak było na randce? – zapytała Matylda, widząc że syn cały spięty wchodzi do domu. Amelia siedziała wraz z nią przy stole i skubały fasolę do obiadu.
– Było.. – zabrakło mu słów, ale po jego zawstydzonej twarzy było widać zadowolenie, które próbował choć trochę ukryć poważną miną. – Było normalnie, jak na zwyczajnym spotkaniu – odpowiedział, trzymając emocje na wodzy. Kobiety przy stole spojrzały po sobie i wymieniły się znaczącymi uśmiechami. Marcin poszedł do swojego pokoju.
– Tyldziuuu…! Zobacz co znalazłem! – na piętro żwawym ruchem wstąpił tato Marcina, bardzo podekscytowany czymś. – Nie uwierzysz… – w rękach trzymał jakiś stary album, ale zapomniał o nim do reszty, widząc w kuchni nową twarz.
– Witam? – przywitał się przechodząc przez salon i zbliżając się do obrębu kuchni. Amelia odpowiedziała z uśmiechem, witając nową osobę.
– Skarbie, to jest Amelia, dziewczyna, która uratowała życie naszego syna. – wskazała ją dłonią, a mężczyzna z entuzjazmem wyciągnął rękę, aby jeszcze raz się przywitać. Z bliska jego podkowy pod oczami były wyraźnie zauważalne.
– Miło, że nas odwiedziłaś – odparł i przysiadł się do stołu. 
– To bardzo miłe z waszej strony, że tak uprzejmie mnie przyjęliście. – odparła, zastanawiając mężczyznę.
– Wczoraj w środku nocy zastaliśmy ją w koszmarnym stanie – zaczęła tłumaczyć Matylda, widząc, że nikt jeszcze nie mówił o tym mężowi. – Wyglądała jakby uciekała albo ktoś ją porwał.. – spojrzała na nią, czując, że nietaktownie się wyraziła.
– Nie wyglądasz jak ktoś, kto tu mieszka. – mąż postanowił zmienić temat.
– Nie mieszkam – przyznała Amelia. Nie umiała nazwać bytowania w tym mieście jako “mieszkania” w ich rozumieniu.
– W takim razie musisz być z daleka. Mogę odwieźć cię do domu po pracy, jeśli chcesz – zaproponował z czystej serdeczności, ale Amelia momentalnie się zasmuciła.
– Ja nie mam domu – zabolało ją serce, gdy to wypowiedziała. Wiedziała, że to głupie, bo w końcu w jej sposobie bycia nie był potrzebny “dom”. Jednak jej ludzkie serce poczuło się osamotnione. Poczuła, że nie przynależy ani tu, ani nigdzie w tym świecie. Nie ma miejsca, do którego mogłaby wrócić. Żadnych ludzi, którzy będą na nią czekać.
– W takim razie co z twoją rodziną? – zapytał zmartwiony mężczyzna.
– Nie ma rodziny – odpowiedział bez skrupułów Marcin, który niepostrzeżenie wszedł do kuchni po picie. Wywołał swoim zdaniem niemały szok, który wzrósł tym bardziej gdy dziewczyna przytaknęła głową.
– Ani rodziców, ani siostry, brata? Żadnych krewnych? – kontynuował tato, nie mogąc uwierzyć.
– To jak ty, dziecko, żyłaś do tej pory? – zapytała zmartwiona Matylda.
– Żyłam pracą – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Jaką pracą? W twoim wieku? – kobieta złapała się za głowę.
– Byłam przewodnikiem, ale podejrzewam, że dopóki nie załatwię chociażby problemu z chodzeniem, nie będę mogła kontynuować. – powiedziała, nie za specjalnie przejęta tym, co mówi, reszta natomiast wyglądała na bardzo wstrząśniętych. Tato spojrzał pytająco na resztę.
– Amelia po wypadku zaczęła mieć problemy z nogami. Nie może nawet sama ustać. – wytłumaczył Marcin. Wszyscy mieli bardzo zmartwione miny, co sprawiło, że Amelia poczuła potrzebę pocieszenia ich.
– Proszę się nie martwić, mój przyjaciel na pewno pomoże mi wrócić do miejsca skąd przybyłam. – posłała im pokrzepiający uśmiech.
– A gdzie teraz jest twój przyjaciel? – zapytał Marcin, a dziewczyna się zastanowiła.
– Nie wiem, ale z pewnością nie zostawi mnie na pastwę losu -odparła pełna nadziei i wiary w Alexa, co zdumiało pozostałych.
– Co to za zgromadzenie? Na dole aż się dymi od gości, a wy wszyscy urządzacie sobie teraz wspominki? – Brajan w fartuchu stanął na szczycie schodów i z niezadowoleniem przyglądał się staremu albumowi na stole.
– Robiliśmy obiad – odpowiedziała pochmurnie Amelia.
– Łuskanie to jeszcze nie obiad – przyjrzał się fasoli, którą trzymała w rękach. – Skoro u nas zostaje, to może sama zająć się tym – w domyśle mówił o pracy nad obiadem. – A wy zeszlibyście mi pomóc w bardziej wymagającej pracy. – dodał burzliwie i z powrotem ruszył w dół schodów. Osoby w kuchni spojrzeli na siebie nawzajem i zgodzili się z chłopakiem.
– Dasz sobie radę sama? – zapytał starszy mężczyzna Amelie, a ta kiwnęła głową. W ciągu kolejnych pięciu minut Marcin i jego rodzice zeszli na dół, pomóc w restauracji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro