Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział 2 •

(Yurio)

  Zerknąłem na godzinę, była 18. Idealny czas by zdążyć na lodowisko. Nałożyłem buty i wziąłem rzeczy. Wyszedłem z domu. Poszedłem na przystanek i usiadłem czekając na autobus. W końcu przyjechał. Dojechałem na przystanek niedaleko lodowiska, wysiadłem z pojazdu. Skierowałem się do wejścia na lodowisko, tam powitał mnie mój trener.
— Dobry wieczór Yurio. — powiedział do mnie Yakov.
— Ta, dobry wieczór. — odpowiedziałem.
— Więc jak, gotowy na trening? — zapytał mnie gdy szliśmy do szatni bym zmienił buty na łyżwy.
— Może. — odpowiedziałem.
Zaraz zaczęliśmy trening. Nie szło mi zbyt dobrze, w ogóle nie mogłem się skupić na jeździe. Wyglądało to jakbym dopiero niedawno zaczął z figurowym łyżwiarstwem.
— Źle, cały czas źle! — krzyknął trener.
— Ta, wiem. Sory ale nie umiem się dziś skupić. — odpowiedziałem.
— Postaraj się lepiej. — odpowiedział.
Gdy to powiedział zacząłem tańczyć układ od nowa. Na początku znowu było tragicznie, ale w pewnej chwili zaczęło mi wmiarę wychodzić. Yakov właśnie miał mnie pochwalić, że w końcu wyszło nie aż tak tragicznie. Ale przyszedł czas na poczwórny skok. Zwaliłem. Zamiast poczwórnego wyszedł podwójny. Dodatkowo nie udało mi się go poprawnie wylądować. Źle wylądowałem, przypadkowo zerwałem sobie ścięgno u lewej nogi. Opadłem na lód, uszkodzona noga bardzo mocno mnie zabolała. Mimo to próbowałem się podnieść, ale upadłem.
— Cholera! — krzyknąłem.
— No i co ty odpierdoliłeś głupi bachorze. [podziękujcie Mienkki_Kapciuch za ten text]
Mimo wszystko Yakov wszedł na lód i pomógł mi wstać i zejść z lodu. Usiadłem na ławce.
— Koniec treningu, widzę że już nie dasz rady dalej. — oznajmił.
— Odwiozę cię do domu. — zaproponował mi Yakov.
— Nie trzeba. — odpowiedziałem.
— Trzeba. — odpowiedział.
— No okej. — już się zgodziłem bo nie miałem ochoty na ciągnięcie kłótni, bo znając Yakov'a, z nim nie wygram.
Yakov odwiózł mnie pod blok, ledwo wszedłem po schodach, i do mieszkania.
Rzeczy z lodowiska zostawiłem w przedpokoju. Poszedłem do kuchni, wyciągnąłem jakieś tabletki przeciwbólowe, by osłabić ból w nodze. Później skierowałem się do pokoju. Położyłem się na łóżku, już nawet nie zmieniając ubrań. Próbowałem zasnąć, no i niedługo zasnąłem.

  Obudziłem się wczesnym rankiem następnego dnia. Była godzina 6.00. Wczorajsze tabletki trochę mi pomogły, ból był mniejszy, ale nadal miałem trochę trudności przy chodzeniu. Ale takie już jest życie. Oczywiście jeszcze nie wiedziałem, że to co mi się stało to naciągnięte ścięgno w nodze, ponieważ nie znałem się na tym a do lekarza nie miałem zamiaru iść. Poszedłem do kuchni, zrobiłem sobie na śniadanie zwykłe kanapki. Cóż, nie miałem zbyt zdolności kulinarnych, ale zjeść się dało. Po skończonym posiłku zostawiłem brudne naczynia na stole, nie chciało mi się ich zmywać, zrobię to później. Wróciłem do pokoju, usłyszałem jak znowu dzwoni mi telefon. Lecz zanim doszedłem do telefonu dźwięk ucichł. Usiadłem na łóżku i wziąłem telefon do ręki. Ukazało mi się 25 nieodebranych połączeń od wczorajszego wieczoru, od Otabeka.

  Otabek bardzo się o mnie martwił, nie wiedział co się ze mną dzieje. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Kazachstańczyk postanowił że przyleci do mnie. Włączył laptopa i sprawdził loty do Rosji. Udało mu się znaleźć lot za 8 godzin, z jeszcze dostępnymi miejscami. Od razu bez zastanowienia kupił bilet. Gdy skończył płatność, zaczął pakować do średniej wielkości walizki najpotrzebniejsze rzeczy.
Przed wyjazdem zadzwonił do mnie jeszcze raz, ale kolejny raz, czyli jak zwykle nie odebrałem.
Otabek leciał już samolotem, który zbliżał już się coraz bliżej celu. Nie byłem świadomy tego, że przyleci. Nie powiadomił mnie o tym.
A ja znowu płakałem wspominając dziadka. Wątpiłem że kiedykolwiek uda mi się pogodzić z jego śmiercią. I jeszcze przeszkadzała mi samotność, ale mimo wszystko nie chciałem pomocy od innych. Trzymałem żyletkę w ręce. Znowu się ciąłem, tym razem na drugiej ręce. W pewnym momencie z jednej z ran trysnął strumyk krwi. Przypadkiem rozciąłem sobie jedną z większych żył na ręce. Musiałem już założyć bandaż, by zatamować krwawienie z przeciętego naczynia krwionośnego. Po założeniu bandażu krew mimo wszystko nadal leciała, tylko troszkę mniej. Gdy spojrzałem na podłogę, zauważyłem tam malutką kałużę krwi, mojej krwi. Wytarłem ciecz chusteczką i odłożyłem ją na szafkę. Położyłem się na łóżku na plecach. Wpatrywałem się poprostu w sufit. Bandaż lekko zaczynał przeciekać ale zignorowałem to.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. KTOŚ WSZEDŁ DO MOJEGO MIESZKANIA.

——————————————————

Dzisiaj publikuję rozdział trochę wcześniej, mam nadzieję że się spodoba. Kolejna część najpewniej będzie jutro.
~ ashuwa_gejuwa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro