• Rozdział 1 •
(Yurio)
Dzisiejszy dzień zaczął się od pogrzebu mojego dziadka. Właśnie szykowałem się do wyjścia z domu, tak by zdążyć na Mszę. Cały czas nie mogłem się pogodzić ze śmiercią Nikolai'a, czułem pustkę. Skończyłem rozczesywać włosy i nałożyłem buty. Wyszedłem z mieszkania i zamknąłem je kluczem. Do kościoła poszedłem na piechotę, był niedaleko więc zdążyłem. Gdy byłem na dworze zdziwiłem się, w pogodzie było że cały dzień będzie lać, a zamiast tego było bezchmurne, słoneczne niebo, które nie zapowiadało się w najbliższym czasie na opady. Wszedłem do budynku kościelnego i zająłem miejsce bardziej z przodu. Akurat chwilę później ceremonia pogrzebowa. Całą Mszę wylewałem łzy, oraz oczywiście też modliłem się za dziadka. W końcu ceremonia w budynku dobiegła końca, przyszedł czas na pochowanie trumny z ciałem martwego staruszka. Razem z wszystkimi wyszedłem z kościoła. Personel od przenoszenia trumien wyniósł trumnę. Wszyscy obecni na ceremonii udali się razem na cmentarz by dokonać pochówku. Drewniane pudełko (X'DDDD) znalazło się już na swoim miejscu, grób został zamknięty.
Ja jako pierwszy podszedłem do grobu. Cały czas mając łzy w oczach postawiłem na grobie kosz z bukietem ulubionych kwiatów dziadka, zapaliłem znicz. Pomodliłem się jeszcze i odszedłem kilka kroków dalej. Gdy ostatnia osoba skończyła, wszyscy udali się z cmentarza do swoich domów.
Dochodziła już godzina 16 gdy wróciłem do domu.
Od pogrzebu minęły już 2 dni. Cały ten czas spędzałem na płakaniu. Opuściłem już też kilka razy szkołę, wsumie to nie byłem tam od dnia śmierci dziadka. Nie miałem żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nie wychodziłem z domu, nie odpisywałem ani nie odbierałem telefonów. W ogóle nawet prawie w ogóle nic nie jadłem. Nie miałem na nic ochoty.
Usłyszałem jak kolejny raz ktoś do mnie dzwoni. Mimo że to Otabek dzwonił, odrzuciłem, wyciszyłem też telefon i odłożyłem trochę dalej ode mnie by nic nie zakłócało mi spokoju. Chciałem tylko pobyć w samotności, choć raczej to nie przynosiło mi wcale nic dobrego. Wstałem i przeszedłem się na chwilę do kuchni, poprostu skończyły mi się chusteczki. Przypadkiem zauważyłem żyletkę leżącą na rogu szafki, nie wiedziałem jak ona się tu znalazła. Ale wziąłem ją, napewno się przyda. Gdy już znalazłem chusteczki, wróciłem z obiema rzeczami do pokoju. Pomożyłem je na stoliku znajdującym się koło łóżka. Ponownie usiadłem. Wpatrywałam się chwilę w znalezioną rzecz po czym wziąłem ją do ręki. Zbliżyłem ostrze do ręki, bez zastanowienia rozciąłem sobie kawałek skóry. Od razu z rany poleciała krew, bo niby co innego. Zrobiłem tak jeszcze kilka razy w innych miejscach. Spora część ręki pokryła się krwią. Odłożyłem żyletkę i wytarłem trochę krwi chusteczką. Kiedyś nawet nie pomyślałbym że to zrobię, ale jednak to się stało. Gdy czerwony płyn już wmiarę przestał płynąć, wziąłem telefon. Odblokowałem i od razu zauważyłem 50 nieodebranych połączeń od Otabeka i jeszcze kilka od kolegi z klasy. Gdy wszedłem w wiadomości ukazało się ponad 80 nieprzeczytanych.
— Co się stało że nie odpisujesz? Odpisz. Odbierz. Wszystko dobrze? Żyjesz tam? Proszę, daj jakieś oznaki że żyjesz jeszcze. — tak brzmiała większość wiadomości, oczywiście były również inne.
Mimo wszystko nie odpisałem ani nie oddzwoniłem do nikogo.
Gdy już miałem odkładać telefon, przyszła do mnie jeszcze jedna wiadomość. Od mojego trenera. Było to przypomnienie że dziś mam przyjść na lodowisko.
— O cholera, totalnie o tym zapomniałem — powiedziałem do siebie.
— i co ja mam teraz zrobić — zacząłem się zastanawiać.
Mimo że nie miałem ochoty iść, nie mogłem opuścić treningu tak jak zrobiłem to że szkołą. Spojrzałem na zegar, pokazywał godzinę 14.45. Do 19 miałem czas by się ogarnąć, ponieważ nie chciałem by widzieli mnie w takim stanie. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do łazienki. Odkręciłem wodę i przemyłem twarz. Ale teraz co ja mam zrobić z tymi ranami. Przecież nikt nie może tego zauważyć. Chwilę musiałem się zastanowić. W końcu już się zorientowałem czym to zakryć, przecież to takie logiczne. Bandaże.
— Tylko gdzie one są? Czy w ogóle jakieś mam? — zapytałem sam siebie.
Miałem nadzieję że się gdzieś znajdą, bo inaczej będę musiał pójść je kupić, a wychodzić nie chciałem. Zacząłem przeszukiwać wszystkie szafki w łazience, ale nic tam nie znalazłem.
— No i chyba ich nie ma. Świetnie. — zacząłem już trącić nadzieję na znalezienie ich.
Sprawdziłem również w kilku innych miejscach, również nie było. Już miałem zbierać się by wyjść do sklepu, lecz jednak przypomniałem coś sobie.
— Szafka z pozostałości po lekach dziadka. Tam nie sprawdziłem. — wróciłem znowu do kuchni.
Otworzyłem szafkę w której było pozostałości. Bandaże też były! Udało się. Wziąłem wszystkie i poszedłem do łazienki. Spróbowałem jakoś nałożyć materiał na rękę, nigdy jeszcze nie miałem okazji tego robić, więc trochę się zeszło zanim się udało. Jednak nie wyszło nawet aż tak źle. Resztę pozostałych bandaży schowałem do szafki w łazience, tak bym pamiętał gdzie są. Rozczesałem jeszcze dobrze włosy. Zacząłem je układać, tak by dobrze wyglądały. Wszystko co miałem do wykonania w łazience już zrobiłem, wyszedłem z pomieszczenia, zgasiłem światło po czym zamknąłem drzwi. Wróciłem do pokoju. Przebrałem się i spakowałem rzeczy które będą potrzebne mi na lodowisku. I w końcu byłem już gotowy do wyjścia.
——————————————————
Może się wydawać że trochę za wcześnie skończony rozdział, ale to tak specjalnie zrobione. Postaram się by kolejny rozdział był jutro. Ale nie oczekujcie że zawsze będzie codziennie, bo trochę czasu schodzi na napisaniu rozdziału.
Za opis sceny pogrzebu dziękujcie zuzQaxv no ona chciała by było opisane. Mam nadzieję że się podoba.
~ ashuwa_gejuwa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro