Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Wysokie progi

Byłam przekonana, że pan sąsiad, którego imienia jak dotąd nie poznałam, nie poradzi sobie z otwarciem drzwi do mojego mieszkania. Staliśmy z Alankiem w korytarzu i patrzyliśmy, jak ów "życzliwy" mężczyzna majsterkuje przy naszych drzwiach. W korytarzu było naprawdę chłodno.
- Idź po bluzę, bo zmarzniesz - zwróciłam się do syna.
- Nie zmarznę. Nie jest mi zimno - odpowiedział szeptem, a po chwili przytulił się do mnie. Przegarnęłam na bok jego grzywkę i ucałowałam go w chłodne czółko.

I nastała ta wyjątkowa chwila. Pan sąsiad otworzył drzwi od naszego mieszkania. Odetchnęłam z ulgą.
- Klucz pasuje, ale zamek jest odwrotnie zamontowany - oświadczył. - Proszę. Można wejść. Napalić pani w piecu? - zapytał spoglądając to na mnie, to znów na Alana, który miał na sobie cienką piżamę i z każdą chwilą coraz bardziej trząsł się z zimna.
- Nie trzeba. Poradzimy sobie - odpowiedziałam z dumą wchodząc do swojego domu.
Z tego wszystkiego nie zwróciłam uwagi na to, że próg jest niestandardowo wysoki. Postawiłam raptem dwa kroki i omal nie upadłam na parkiet. Sąsiad mnie jakoś tak odruchowo chwycił za ramię. Gdyby nie to, z impetem runęłabym na podłogę. Alan parskął śmiechem.

Momentalnie poczułam na sobie dotyk sąsiada, a na moich policzkach pojawiły się ogniste wypieki.  Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy.
- Nie chciałem, żeby pani upadła - rzekł najwyraźniej lekko zmieszany, zawstydzony. - W tym domu są wysokie progi, trzeba uważać.
Puścił mnie i uśmiechnął się przyjaźnie.
- To ja napalę pani w piecu - zaproponował poraz kolejny.
- Naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie - odparłam. - Alan, idź się ubrać. Raz, dwa. Jak to zrobisz, będziesz mógł wybrać sobie pokój.
- Nie podoba mi się tu - usłyszałam w odpowiedzi.
- Jak nie? Tu jest pięknie.

Dopiero teraz miałam możliwość się rozejrzeć. Na środku bodajże kuchni stał okrągły, drewniany stół otoczony krzesłami. Tuż nad nim wisiał starodawny, porcelanowy żyrandol. Na jednej ze ścian znajdowały się kuchenne szafki - stojące i wiszące, i stary zlew. Na wprost drzwi widniały dwa okna wysokie pod sam sufit. Gdyby nie węglowy piec usadowiony w kącie kuchni, pomieszczenie to prezentowałoby się nie najgorzej.

- Skąd weźmie pani opał? - moje zadumianie przerwał głos sąsiada.
- Jak skąd? Mało mam tu kartonów?
Mężczyzna uniósł w górę brwi. Nic nie odpowiedział. Przeszłam się po kuchni. Faktycznie, warto pomalować ściany, rozjaśnić nieco tę szarą i ponurą kuchnię.

Podeszłam do okna. Zerwałam starą, zakurzoną firanę i chwyciłam za metalową, okienną klamkę. Szarpałam się z nią przez moment. Pragnęłam wpuścić do mieszkania powiew świeżego powietrza.
- Nie tak się to robi - odezwał się mój wszystko wiedzący gość.
Stanął tuż obok mnie. Otworzył jedno skrzydło, później drugie. Tak samo postąpił z drugim oknem.

Momentalnie w domu zrobiło się jeszcze chłodniej. Podeszłam do węglowego pieca. Przykucnęłam. Otworzyłam drzwiczki. Nigdy dotąd nie paliłam w piecu, nie miałam zielonego pojęcia jak się to robi. Sąsiad szybko się na mnie poznał.
- Przydałaby się jakaś podpałka i trochę węgla, prawda? - zagaił.
- No tak. Może pożyczy mi pan wiadro węgla? - odważyłam się zapytać. Nie prosiłabym sąsiada o pomoc. Zrobiłam to tylko dlatego, że zależało mi na porządnym wywietrzeniu domu, a nie chciałam, aby moje dziewięcioletnie dziecko się przeziębiło.

Mężczyzna podrapał się z tyłu po głowie. Zamyślił się.
- Z węglem może być problem. Mam w domu ogrzewanie gazowe. Ale pomogę pani. Coś zaradzimy. Zaraz wracam.

Po tych słowach mój sąsiad wyszedł, a ja zamknęłam okna. Międzyczasie w kuchni pojawił się Alan. Miał na sobie ciepły dres i w końcu udało mu się odnaleźć kapcie. Zjedliśmy kanapki z dżemem truskawkowym, a później wspólnie przenieśliśmy nasze rzeczy z mieszkania sąsiadów do nas do domu.
Gdy tak chodziliśmy w tę i z powrotem, rozgrzaliśmy się do tego stopnia, że kiedy w naszym domu pojawił się sąsiad z workiem węgla i torbą drewna, było nam już nie ciepło, a gorąco.

Sąsiad udzielił mi szybkiego szkolenia dotyczącego palenia w piecu. Jak się później okazało, piec węglowy to nie jedyne źródło ciepła znajdujące się po mojej stronie domu. Zarówno na parterze w izbie, którą z pomocą Beniamina przerobię na przeuroczy salon, jak i w pokoju na piętrze, znajdowały się zabytkowe piece kaflowe. Będzie trzeba je rozebrać i zamontować w domu jakieś bardziej nowoczesne rozwiązanie grzewcze. Benek się na tym zna. Na pewno coś wymyśli.

Mój wciąż bezimienny sąsiad napalił nie tylko w węglowym piecu w kuchni, ale również w kaflaku na dole. Nie byłam z tego powodu dumna. To ja, jako matka powinnam zapewnić swojemu dziecku ciepły dom. Tymczasem zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i napalić w piecu jak na dzielną babkę przystało, gapiłam się na to, jak robi to za mnie mój sąsiad.

No i nastał ten moment. Bezimienny pan podniósł się z pozycji klęczącej. Wytarł dłonie w spodnie.
- Ile mogłem, tyle pomogłem - rzekł krótko. - Ale gdyby pani potrzebowała mojej pomocy, wie pani, gdzie mnie szukać - dodał wskazując otwartą dłonią na drzwi.
- Mówmy sobie po imieniu - wypaliłam ni z gruszki, ni z pietruszki. - Melania - wyciągnęłam ku niemu swoją dłoń.
Mój sąsiad wziął głęboki oddech. Jeszcze raz wytarł prawą rękę w swoje jeansy i uścisnął lekko moją dłoń.
- Antoni... Antek - powiedział uśmiechając się życzliwie.
Po chwili wyszedł z mojego mieszkania. Wstawiłam wodę na kawę. Usiadłam przy stole i gapiąc się na czajnik czekałam, aż woda się zagotuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro