Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Choć minęło kilkanaście godzin od tamtych wydarzeń, wyczerpany Erwin wciąż rozmyślał nad dalszymi ruchami. W jego głowie formował się plan, ale mimo to, brakowało mu jakichkolwiek chęci do jego wykonania.

Na początku był zły i wściekły, ale później zrozumiał i zmieniło się to w smutek, żal i zawiedzenie. Miał ochotę krzyczeć, zniszczyć wszystko i rozwalić pół miasta, łącznie ze swoją rodziną. Nie zrobił tego (poza zdemolowaniem połowy swojego apartamentu).

Nie chciał ich bólu, śmierci i nie życzył im źle. Kochał ich, mimo tego co zrobili i nie wyobrażał sobie ich skrzywdzić.

I właśnie wtedy zrozumiał, że naprawdę podupadł. Nie rozumiał tego. Od kiedy jebany Erwin Knuckles się poddawał i po prostu odpuszczał? Dlaczego właściwie aż tak źle się czuł z powodu policjanta?

Przecież to nic nie znaczyło.. prawda? Dlaczego tak bardzo, do cholery, próbował to sobie wmówić? A przede wszystkim, wmówić to innym, w większości swojej rodzinie.

Po raz kolejny rozmawiał ze swoją matką, chciał mieć jej wsparcie, ale nawet to spierdolił swoimi humorkami.

- Mam już dość Erwin! Robię, kurwa, wszystko, żeby ci pomóc! Staram się, okej?! - krzyknęła rudowłosa do słuchawki.

- Najwidoczniej za mało wystarczająco! Nienawidzę cię Lucyna, naprawdę! Jedyne o czym myślisz, to praca i praca! Po co mnie adoptowałaś, skoro syn tak bardzo ci przeszkadza?! - okrzyknął nabuzowany siwowłosy, zaciskając mocniej pięści.

- Sama nie wiem! Żałuję tego, mogłam nie podpisać tych papierów! - burknęła kobieta, a w słuchawce nastała chwilowa cisza.

- W takim razie je rozwiąż! Zawsze możesz mnie wydziedziczyć! - prychnął złotooki, zagryzając mocniej wargę.

- A żebyś wiedział! Zaraz zadzwonię do DOJ'u i złożę papiery o wydziedziczenie! Mam cię już dość! Nie dziwię się, że twoja ekipa i Grzegorz też mieli! - warknęła.

Po tych słowach, mężczyzna zamilkł, tak samo jak policjantka. Oboje wsłuchiwali się w nieprzyjemną ciszę, tworząc monologi w swoich głowach.

Złotooki nawet nie poczuł, jak pierwsza łza spłynęła po jego policzku. Nie czuł też, jak jego oddech staje się nierówny, a nogi zaczęły go prowadzić przed siebie.

- Przepraszam cię Lucy.. Nie chciałem być tak okropnym synem. Masz totalną rację, dam ci już spokój.. Dam wam wszystkim spokój.. - odpowiedział cicho młodszy.

- Erwin nie.. nie miałam tego.. - tłumaczyła się kobieta, lecz siwowłosy już się rozłączył, rzucając telefon losowo na chodnik.

Nie miał nawet siły, słuchać powiadomień o wiadomościach, czy połączeniach. Chciał odpocząć, w końcu zaznać spokoju.

Był rozchwiany emocjonalnie. Nie miał nerki, męża, zaufania do rodziny, nawet pierdolonego samochodu, który ktoś ukradł mu spod parku. A teraz nawet matki..

***

- CO MU POWIEDZIAŁAŚ?! - Krzyknął sierżant, marszcząc groźnie brwi.

- Nie chciałam! Po prostu byłam wściekła na jego humorki, mam teraz problemy z Riftem i nałożyło się to na siebie.. - mówiła skruszona rudowłosa.

- A jak ma nie mieć humorków? Postaw się na jego miejscu! Do cholery, Lucyna! - prychnął szatyn, łapiąc się za głowę. - Wiesz gdzie mógł pojechać? Gadałaś z Carbonarą? Albo kimkolwiek?

- Tak.. Nicollo powiedział, że go poszukują. Wydawał się bardzo przejęty. Rozmawiałam z nim ostatnio i powiedział, że zauważył zmianę w Erwinie. Uważa, że popełnili błąd tym wszystkim - wyjaśniła kobieta.

- Nie wiem czy można im jeszcze ufać.. Oni naprawdę go porwali i zmusili do rozwodu! Myślisz, że od tak by im się odwidziało? - mruknął brązowooki.

- Myślę, że oni nigdy nie chcieli dla niego źle. Po prostu sądzili, że w ten sposób go ochronią, jednak nie zwrócili uwagi na jego uczucia.. - odparła policjantka.

- Ochronić przed czym? - zapytał Gregory, przewracając oczami.

- Przed tobą. Postaw się na ich miejscu. Wiele razy doniosłeś na nich, wsadziłeś ich do więzienia. Bali się, że możesz wykorzystywać relacje z Erwinem, w celach służbowych - wyjaśniła Lucy, podpierając ręce na biodrach.

- Nigdy bym tego nie zrobi.. - zaczął Montanha, lecz widząc jej znaczący wzrok, a później przypominając sobie kilka sytuacji, przerwał. - No raz się zdarzyło, daj spokój...

- Wiem, że się zmieniłeś przez ten okres czasu. Ale musisz ich zrozumieć.. - powiedziała.

- Dobra, to jest teraz nieważne! Najważniejsze jest, aby znaleźć go całego i żywego! - zaproponował sierżant, wybierając po raz kolejny numer siwowłosego, lecz odpowiadała mu tylko poczta głosowa, na co głośno westchnął. - Zastanów się, mówił coś zanim się rozłączył?

- Przeprosił mnie tylko i powiedział, że da mi spokój, że da go wszystkim.. - mruknęła rudowłosa, z widocznym poczuciem winy.

- Jeśli myślę, tak jak on by pomyślał, to są dwie, a raczej trzy opcje. Mieszkanie, ale raczej nie wróciliby tam, wiedząc że ktoś może tam przyjść. Dwa, zakrystia, albo zakon, często kiedyś tam samotnie przesiadywał, uzupełniając papiery, ale zważając, że nie zajmuje się już zakonem, odpada. No i trzecia opcja, która jest bardzo prawdopodobna, ale żeby ją sprawdzić, muszę się tam udać - stwierdził szatyn, patrząc na kobietę z determinacją.

- Jedź.. myślę, że jesteś jedyną osobą, która aktualnie może mu jakkolwiek pomóc i wesprzeć. Nie będzie chciał rozmawiać z nikim, dopóki nie ochłonie. Ale uwierz mi, że ty jesteś wyjątkiem, Gregory.. - Policjantka spojrzała na niego znacząco, po czym zachęcająco wskazała na stojący obok radiowóz, uśmiechając się lekko.

Brązowooki wypuścił drżąco powietrze, po czym wsiadł do pojazdu, odpalając go i odjeżdżając spod komendy..

***

Siwowłosy siedział na krawędzi, ze zwisającymi z niej nogami. Patrzył pusto na ulicę miasta, oraz ludzi po niej chodzących.

Jeszcze jakiś czas wcześniej, miał nadzieję, że z pomocą matki rozwiąże wszystkie problemy. Że uda mu się dojść do rozwiązania tej sytuacji z rodziną, oraz że jakoś naprawi relacje z Grzesiem. Już nawet jebać tą nerkę! Bez niej mógł jakoś żyć, a zawsze może komuś ją wyciąć i sprawdzić zgodność do skutku.

Jego falę przemyśleń przerwał dotyk na ramieniu. Wzdrygnął się, gwałtownie obracając, na co syknął z bólu szwów.

Zobaczył nieśmiałe, brązowe spojrzenie skierowane wprost na niego. Szatyn siedział tuż obok, stykając się lekko ramionami i udami o te młodszego, z lekkim uśmiechem.

- Grzesiu.. - zaczął Erwin, niedowierzając w obraz przed sobą.

Mógł się spodziewać, że jeśli nie da nikomu znaku życia, to w końcu zaczną go szukać. Oraz, że jeśli ta wiadomość dotrze do brązowookiego, to będzie on wiedział gdzie się znajduje.

Przez chwilę uchylał tylko usta, chcąc coś powiedzieć, jakkolwiek się wytłumaczyć, ale żadne słowo nie chciało przejść przez jego gardło.

Spuścił wzrok, czując jak ciepło wpływa na jego policzki. Było mu tak cholernie wstyd, jak nigdy dotąd. Zacisnął palce, na materiale swoich spodni, przymykając oczy.

- Hej malutki.. - mruknął niepewnie Gregory. - Wiem, że prosiłeś mnie o trochę czasu.. ale Lucy powiedziała mi, co między wami zaszło. Musisz wiedzieć, że ona naprawdę żałuje tych słów, prosiła mnie, abym cię przeprosił od niej. Powiedziała, że chce z tobą pogadać i wszystko wyjaśnić, jeśli tylko pozbierasz myśli.

- Gdyby tu chodziło tylko o Lucynę.. - parsknął Siwowłosy. - To aktualnie cegiełka, która zaburzyła resztę wielkich konstrukcji..

Policjant nie odezwał się. Siedział w ciszy, dając czas młodszemu na przemyślenia. Nie chciał naciskać.

Złotooki westchnął głośno, podciągając nogi do klatki piersiowej i obejmując je rękoma. I choć szatyn widział skrzywienie na jego twarzy, prawdopodobnie z powodu bólu, nic nie powiedział, pozwalając mu na to. Wiedział, że tak czuł się bardziej komfortowo.

I dlatego też, nie przerwał mu, gdy niższy opowiadał mu całą historię związaną z ekipą, ich rozwodem, nerką i wszystkim innym, pomimo, że sam doskonale o wszystkim wiedział.

Dlatego też, gdy młodszy uronił pierwszą łzę, nie ruszył się nawet o milimetr, by ją zetrzeć. Nie chciał burzyć jego bezpiecznej strefy, aby go nie przestraszyć.

Dopiero gdy Erwin skończył swoją wypowiedź, nabierając głośno powietrza i uspokajając się, podniósł się ze swojego miejsca.

Złotooki patrzył na niego niepewnie i ze strachem w oczach, strachem przed odrzuceniem.

Szatyn wyciągnął do niego rękę, pomagając mu wstać z miejsca. A gdy ten stał naprzeciw, wyczekując jakiejkolwiek reakcji, Gregory zamachnął się wymierzając młodszemu uderzenie w policzek.

- To za to, że pozwoliłeś, abym tak bardzo się martwił! - burknął policjant.

Erwin patrzył na niego, mrugając i starając się przyswoić obecne zdarzenie do swojego umysłu.

Po tych słowach, Montanha mocno chwycił wciąż zawieszonego Knucklesa, obejmując go mocno i układając swój policzek, na jego głowie, głośno wzdychając z ulgą.

- Ała, to bolało! Niewystarczające jest to, że nie mam nerki i chłopaka? Musisz mnie jeszcze bić? - zapytał Knuckles z lekkim opóźnieniem, niepewnie oddając uścisk oraz wdychając przyjemny zapach perfum starszego.

Brązowooki parsknął, po czym odsunął się delikatnie, spoglądając na twarz siwowłosego z uśmiechem.

Delikatnie złączył ich wargi w przepełnioną tęsknotą, żalem i szczęściem, pocałunku, chwytając jednocześnie za talię Erwina.

Obaj przymknęli powieki, skupiając się wyłącznie na tej chwili, której tak bardzo potrzebowali..

Wszystkie inne problemy, zeszły na plan dalszy, choć właściwie wkrótce miały się rozwiązać.

Przerwali pocałunek, oddychając nierówno i patrząc sobie głęboko w oczy. Dzięki temu spojrzeniu, wiedzieli, że będzie dobrze, nieważne co miało wydarzyć się jutro.

- Myślę, że jedną z tych rzeczy już odzyskałeś malutki..

******
1395 słów (bez notatki)

(Kurtyna)

Hejka misie kolorowe!

No więc, chciałabym podziękować fs_animri za poprawę wszystkich rozdziałów, commentary na żywo, oraz mentalne wspieranie <33

Dziękuję też, za przeczytanie tej "książki" a raczej dłuższego One Shota, podzielonego na kilka części XD

Dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę, opinię, oraz za ogólną aktywność <3

Życzę wam miłego dzionka/nocy i ogólnie wszystkiego dobrego!

Do zobaczenia niedługo <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro