Disrespect
W mieście zwanym Los Santos codzienne były kłótnie między policjantami, a przestępcami. Zazwyczaj ta pierwsza strona robiła dosyć krzywe ruchy, a pomimo próśb, rozmów i grożenia LSPD nie zmieniło się na lepsze.
Nie można powiedzieć, że wszystkie ich jednostki, pracownicy czy wykonane akcję były złe. Zdarzały się oczywiście wyjątki, jak zresztą wszędzie.
Wielokrotnie cywile jak i miejskie mafie robiły im na złość z powodu ich zachowania. Lecz oni wciąż nie zauważali swoich błędów.
Jedną z takich mafii był 'Zakshot'. Jedna z większych grup przestępczych w całym Los Santos. Od kilku miesięcy zbierali oni swoje liczne szeregi. I właśnie tym się różnili od policji, oni mogli wybrać swoją 'rodzinę', a LSPD pracowali razem bo musieli.
Grupę tą prowadził niejaki Kui Chak, chiński mąciciel w starszym wieku.
Jego prawą ręką był Erwin Knuckles, a to nim będzie dzisiejsza historia..
*****
Czwórka mężczyzn w średnim wieku siedziała w pędzącym samochodzie. Odpowiadali sobie jedynie krótkimi zdaniami, gdyż czuli sporą adrenalinę.
W końcu napad na Pacyfik standard jest dużym wyzwaniem emocjonalnym i fizycznym.
Ale udało im się i właśnie uciekali przed radiowozami i helikopterem.
Każdy z mężczyzn modlił się wgłębi siebie aby ucieczka im wyszła. Mieli przy sobie prawie 10 mln gotówki. To nie są małe pieniądze.
- Carbo! Musisz jechać pod dachy, helka nas cały czas widzi.. - ciszę przerwał Vasquez siedzący obok kierowcy.
- Staram się jakbyś zauważył! Nie moja wina, że dobrze się dzisiaj trzymają! - warknął białowłosy.
Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i dodał gazu.
- Skup się teraz na drodze. I nie zapomnij nas informować jakbyś chciał gdzieś wysiadać. - parsknął Gilkenly.
- Zamknij ryj, wiem co mam robić!- mruknął Nicollo.
- Sam zamknij ryj! Jakoś nie widać bo od 15 minut im uciekamy, zaraz samochód nam się rozwali. - odpowiedział zgryźliwie David.
- Jak jesteś taki mądry to sam prowadź ten samochód! - odparł wkurzony Carbonara.
- Chłopacy! Uspokójcie się! Nie potrzebujemy teraz kłótni. - przerwał im Vasquez.
- Cicho bądź whiskas! Rozmawiam z tym zjebem! - warknął białowłosy spoglądając na tylnie siedzenia w stronę Davida.
- Ty sam jesteś zjebem! - krzyknął Gilkenly patrząc złowrogo w jego oczy.
- Carbonara! Patrz na drogę, a nie się kłócicie! - poraz pierwszy odezwał się siwowłosy.
- No ale to on zaczął Erwin! Nie będzie mnie wyzywał!
Białowłosy ponownie oderwał spojrzenie od jezdni i zerknął na tyły. Sięgnął ręką do Davida chcąc go uderzyć.
Zaczęli się trochę szarpać przez co Nicollo nie poświęcał uwagi trasie jaką pokonuję.
David i Carbonara zaczęli się kłócić i wyzywać a Knuckles próbował ich uspokoić i rozdzielić od szarpaniny.
- Carbo! Uważaj! - usłyszeli krzyk Vasqueza.
Nagle wszyscy zamilkli i zauważyli, że w ich bok wjeżdża rozpędzony samochód. Zboczyli z drogi spadając do kanałów burzowych kilkakrotnie razy dachując.
Po kilkunastu sekundach pojazd zatrzymał się do góry nogami, a spod maski wylatywał siwy gęsty dym.
Białowłosy mimo bólu głowy i barku wyczołgał się przez rozbite okno i próbował uciec lecz dojechały już jednostki.
Kazali mu się poddać co uczynił nie mając szans przez przewagę liczebną.
Vasquez oraz David wyszli samochodu o własnych siłach natomiast siwowłosy nie miał takiego szczęścia.
Podczas wypadku uderzył się dosyć mocno w głowę przez co zemdlał.
Gdy trójka mężczyzn czekała zakuta przy radiowozach, Dante Capela postanowił sprawdzić ich pojazd.
Spoglądając do środka zwrócił uwagę na Knucklesa który leżał bezwładnie zakrwawiony.
- Ej! Dajcie apteczkę, w środku jest Jeszcze jeden nieprzytomny. - krzyknął do reszty.
Po kilku minutach Erwin leżał już na betonie wstępnie opatrzony. Siwy zaczął odzyskiwać przytomność i gdy tylko uchylił powieki poczuł promieniujący ból brzucha i głowy. Chciał się za nie chwycić ale przeszkodziły mu kajdanki wrzynające się w skórę dłoni.
- Co jest kurwa? - mruknął próbując się podnieść.
Rozjerzał się wokół i zauważył swoich przyjaciół skutych oraz mnóstwo policji.
Obok niego kucał Capela.
- Przewieziemy was na komendę, tam was opatrzymy dokładniej. - odparł.
- Po chuj mnie skuwacie jak jestem nieprzytomny? I dlaczego najpierw nie jedziemy na szpital? - spytał siwy marszcząc brwi.
- Polecenia z góry, lepiej się czujesz?
- Nie. Tak samo chujowo, pomożesz mi wstać? - spytał Knuckles.
Czarnowłosy tylko kiwnął głową i chwycił pastora pod ramię aby ustał na własnych nogach.
Po kilku minutach procedur wykonanych na miejscu policja zapakowała napastników do radiowozów i przewiozła na komendę gdzie zamknęli ich w celach.
Erwin siedział na pryczy opierając głowę o ścianę i patrząc pusto przed siebie. Nie czuł się najlepiej, a fakt że policja poraz kolejny zachowywała się źle w stosunku do nich tego nie polepszał.
Zamiast zabrać ich do niezbednej pomocy medycznej woleli jak najszybciej ich zamknąć, a na dodatek przy przeszukaniu zabrać wszystkie rzeczy łącznie z jedzeniem i piciem.
Większości funkcjonariuszy była zadowolona z akcji, nawet jeśli przestępcy ucierpieli. Jak się okazało to radiowóz Wjechał w bok ich samochodu. Zrobili to celowo, aby ich zatrzymać.
Nie mieli ku temu powodów gdyż napsastnicy nie sprawiali kłopotów na drodze.
Ale kto by sie przejmował? Ważne że przestępcy pójdą siedzieć, a pieniądze odzyskane i będą mieli na szkolenie SWATU.
Wszyscy po stronie Policji byli szczęśliwi i dumni. No może prawie wszyscy z małymi wyjątkami..
Montanha pov:
- 101 do 105 - usłyszałem na radiu.
- 105 zgłasza. - odpowiedziałem zaprzestając uzupełniania papierów.
- Chodź na cele, potrzebujemy pomocy w zajęciu się kilkoma napastnikami z pacyfika. - rzekł Pisiciela.
Podniosłem się z krzesła i odpowiedziałem mu twierdząco. Złapałem moją odznakę i kaburę po czym ruszyłem w stronę cel tak jak prosił Juan.
Gdy tylko tam dotarłem zauważyłem czwórkę mężczyzn. Każdy z nich wyglądał dosyć kiepsko. Mieli rany na twarzy które były prowizorycznie opatrzone.
Większości kłóciła się z funkcjonariuszami odnośnie wyroków. Tylko Knuckles siedział cicho patrząc się w ścianę.
Zmarszczyłem brwi i podeszłem bliżej 01.
- Znowu traktujecie nas jak śmieci! Moglibyście okazać chociaż trochę szacunku! - warknął Gilkenly.
- Co to ma kurwa znaczyć? Tak wam się śpieszy na patrole, że szkoda wam podjechać na szpital? Może któryś z nas jest poważnie ranny! - dodał Nicollo.
- Chcemy użyć swoich praw do adwokata! - powiedział Sindacco.
- Niestety żaden nie jest aktukanie dostępny. - powiedział Power w ich stronę.
- Co tu się dzieje Janek? - spytałem zakłopotany.
- A wiesz jak zawsze płaczą bo im nie wyszło.. Nic nowego. Zajmij się Knucklesem. Będziesz mieć trochę łatwiej bo on jest raczej spokojny. - mruknął.
- Czemu nie zabraliście ich na szpital? Mieli jakiś wypadek? - spytałem.
Juan westchnął i oparł ręce o biodra.
- No jeden z naszych walnął w ich samochód bo wjechali na chodnik. Mieli mały wypadek ale raczej nic im nie jest poważnego. Opatrzyliśmy ich i starczy. - odparł.
Uchyliłem usta w zdziwieniu. Co im się stało, że nagle za najechanie na chodnik kod czerwony? I od kiedy osoby z wypadku idą od razu do celi?
Zacisnąłem lekko szczękę wiedząc że ja i tak nie mam nic do gadsnia. W końcu to Janek jest szefem Policji.
Podeszłem powoli do celi siwowłosego i wyjąłem tablet zerkając w niego.
- Witam, Gregory Montanha numer odznaki 105. Będę się tobą zajmował. - powiedziałem formułkę.
Złotooki nawet na chwilę na mnie nie spojrzał. Bardziej ciekawiły go cegły na ścianie. Westchnąłem cicho i zacząłem wypisywać zarzuty do tabletu.
- Mogę telefon? - spytał cicho po kilku minutach.
Zerknąłem na Janka który stał niedaleko z zapytaniem. Wzruszył on ramionami i odwrócił się ponownie do swojego aresztowanego.
- Jeśli powiesz w jakim celu.. - odparłem uśmiechając się lekko.
- Chcę poinformować Kui'a, że idę do więzienia aby mnie później odebrał. - mruknął po chwili zastanowienia.
Kiwnąłem głową w zgodzie i wystawiłem przez kraty urządzenie aby je sięgnął.
Siwowłosy podniosł się z pryczy chwiejąc się lekko. Podtrzymał się ściany rękom.
- Wszystko w porządku? - spytałem marszcząc brwi.
Złotooki przymknął oczy i złapał się dłonią za głowę, a w pewnym momencie upadł na ziemię.
Szybko otworzyłem drzwi do celi i wbiegłem klękając przy nim. Poklepałem go po policzkach próbując go ocucić.
Był nieprzytomny i blady. Przyłożyłem rękę do jego szyji sprawdzając puls. Był mało wyczuwalny.
- Janek! Wzywaj EMS! - krzyknąłem układając pastora w pozycji bezpiecznej trzymając jego nadgarstek aby monitorować puls.
- Co się dzieję? - usłyszałem krzyk Carbonary.
- Już wezwany, co z nim? - spytał Juan który wszedł do celi.
- Nie wiem, ma słaby puls. Co wam odbiło aby po wypadku nie zabrać ich do szpitala?! Nie zauważyliście że źle się czuję? Przecież on może mieć urazy wewnętrzne! - Warknałem.
Czarnowłosy lekko się zmieszał i podrapał po głowie.
- Skąd mogliśmy wiedzieć? Zazwyczaj nic im nie jest i tylko wymyślają..
- Może stąd, że był nieprzytomny gdy go wyjęliśmy z samochodu. - wtrącił się Capela.
Spojrzałem niedowierzając na szefa policji, a on nic sobie z tego nie robiąc wzruszył ramionami.
Przyjaciele Knucklesa zaczęli się przekrzykiwać aby dowiedzieć się czegoś o jego stanie, ale ich zlewaliśmy.
- EMS już jest, wyjdę po nich, a ty go pilnuj. - odparł Dante a ja kiwnąłem głową.
Westchnąłem i spojrzałem na mężczyznę który stracił swoje kolory z twarzy.
Nie wyglądał za dobrze.
Po chwili przyszli medycy i przejeli go ode mnie podłączając go do jakiś maszyn i sprawdzając jego stan. Stałem z boku przyglądając się ich poczynaniom.
W pewnym momencie siwowłosy zaczął się trząść.
- Co się dzieje? - spytałem przerażony.
- Ma drgawki, podaj mu leki dożylnie i ustabilizuj jego głowę. Możliwe że ma obrażenia wewnętrzne. Zabieramy go na nosze i do szpitala na blok operacyjny. - odparł medyk.
- Zaraz do was dojadę.. - mruknąłem otwierają im drzwi.
Gdy tylko ich wyprowadziłem ruszyłem z powrotem do cel. Podeszłem do Carbonary.
- Co z nim? Wyjdzie z tego? - pytał podchodząc do krat.
- Nie wiem, zabrali go do szpitala. Miejmy nadzieję że z tego wyjdzie. - odparłem.
- To wszystko przez was! Jak zwykle nie umiecie schować dumy w kieszeń! Szkoda wam było zabrać nas do szpitala, na dodatek wjebaliście się w nasz samochód wiedząc że może nam się coś stać! - krzyknął David.
- Nie brałem udziału w tej akcji.. Ale jest mi naprawdę przykro z powodu zachowania funkcjonariuszy. - mruknąłem.
- Jasne.. Wam nigdy nie jest przykro. Najważniejsze że pieniądze są a my w więzieniu. Macie wyjebane we wszystko inne. - warknął Gilkenly.
Westchnąłem wiedząc że nic nie wyniknie z tej rozmowy.
- Muszę jechać do szpitala, dam wam znać przez telefon co z nim. Trzymajcie się. - dodałem i wyszedłem z komendy ruszając moją Vettą na szpital.
3 os pov:
Medycy zajmowali się siwowłosym najlepiej jak umieli. Okazało się iż mężczyzna doznał urazów wewnętrznych i było z nim dosyć ciężko.
Na szczęście po kilku godzinach ich ciężkiej pracy udało im się 'załatać' złotookiego.
Przez cały ten czas Gregory siedział na korytarzu czekając na wieści.
W końcu jeden z lekarzy wyszedł z sali aby porozmawiać z policjantem.
- Dzień dobry, skończyliśmy operację. Przebiegła pomyślnie, pan Knuckles doznał urazów i krwotoku wewnętrznego ale już jest lepiej. Moge wiedzieć co mu się stało? - spytał David (medyk).
- Miał wypadek samochodowy. Radiowóz uderzył w ich pojazd i dachowali. On był nieprzytomny ale po jakimś czasie odzyskał przytomność. - odparł brunet lekko zniesmaczony zaistniałą sytuacją.
- Rozumiem.. będzie musiał pan poczekać aż się wybudzi i go zbadamy. Jeśli będzie w porządku to będzie można go zabrać. - powiedział lekarz i uśmiechnął się odchodząc.
Brązowooki przeczesał nerwowo włosy ręką i patrzył jak pielęgniarki przewożą siwowłosego na salę obserwacyjną.
Westchnął tylko i udał się za nimi.
Gdy kobiety wyszły uprzednio sprawdzając czy wszystko dobrze działa, brunet usiadł na krześle obok Knucklesa oczekując na jego wybudzenie.
***
Siwowłosy pierwsze co zobaczył po otwarciu oczu to białe ściany. Jęknął cicho z powodu bólu jaki odczuwał.
Gdy tylko się trochę oswoił ze światłem, rozejrzał się wokół.
Zauważył Montanhę śpiącego na krześle obok, trzymał go za dłoń.
Złotooki lekko się zawstydził ale od razu potrząsnął głową próbując się opanować.
Uśmiechnął się lekko na to że policjant postanowił przy nim siedzieć.
Może i z powodu iż był aresztowan, ale równie dobrze mógłby siedzieć na korytarzu lub poprosić lekarza aby zadzwonił gdy się obudzi.
Erwin delikatnie pogładził rękę bruneta próbując go obudzić. Lekko nim potrząsnął i w końcu policjanta otworzył oczy rozglądając się niespokojnie.
- Erwin? Jak się czujesz? - spytał od razu gdy zauważył przytomnego Knucklesa.
- Lepiej, dziękuję.. Nie do końca wiem co się stało w areszcie ale zapewne mi pomogłeś. - odparł uśmiechając się.
- Przepraszam cię za funkcjonariuszy.. Czasem nie myślą mądrze tylko o tym by 'wygrać'. - westchnął brązowooki.
Siwy odwrócił wzrok patrząc przed siebie. Miał już w głowie plan jak odwdzięczyć się tym skurwi bąkom. Nie zamierzał im odpuścić. Nie tym razem.
- Nie przepraszaj za nich. Grzesiu? - zawahał się.
- Tak? - spytał zaciekawiony Montanha.
- Ufasz mi jeszcze?
Brunet przez chwilę się zastanowił na odpowiedzią. O co temu garbatemu chujowi chodziło?
- Raczej tak, zależy o co chodzi? - spytał niepewnie.
- To w tej kwestii mi zaufaj, nie przychodz jutro do pracy.. - powiedział Erwin z troską w oczach.
- Co czemu? - brunet zmarszczył brwi patrząc wyczekująco na złotookiego.
- Po prostu, nie przychodz.. - mruknął siwy i odwrócił wzrok od czekoladowych tęczówek.
*Następnego dnia*
Grupa mężczyzn siedziała w samochodach zestresowana.
Wszyscy czekali na znak aby rozpocząć zemstę na PD.
- Gotowi? - spytał niepewnie Carbonara spoglądając na resztę swoich przyjaciół.
- Tak. - odpowiedzieli chórem.
Białowłosy wyciągnął telefon i napisał na Tweeterze "Zaczynamy zabawę!".
Siwowłosy ściskał w drżących rękach kałacha. Wziął kilka głębokich wdechów i próbował przygotować się psychicznie na tą 'wojnę'.
Gdy tylko zauważył, że są już przed komendą naciągnął chustę na twarz i na polecenie Nicollo wysiadł z samochodu razem z resztą.
Wbiegł do budynku za resztą przyjaciół. Wycelował broń przed siebie w razie jakiegoś policjanta na drodze.
Usłyszał strzały, krzyki i wybuchy flashy i mołotowów.
Mimo swojego strachu ruszył do przodu chcąc pomóc innym.
Ich plan był prosty, mieli zamiar wbić się na komendę mission row i wybić wszystkich którzy byli na służbie, następnie zabrać im wszystko co tylko mają. Aby chodź raz w życiu poczuli się tak jak oni.
Jak narazie wszystko szło zgodnie z planem. Złotooki przechodząc korytarzami widział postrzelonych i obezwładnionych funkcjonariuszy. Leżało też kilku od nich ale o wiele mniej w porównaniu z 'wrogiem'.
Knuckles postanowił sprawdzić cele gdyż większość szturmowała górę. Gdy tylko zszedł do pomieszczenia z salami przesłuchań zauważył postrzelonego policjanta.
Wycelował w niego i podbiegł ostrożnie widząc że leży obok niego broń.
Kopnął niebezpieczne narzędzie zdala od mężczyzny i przykucnął przy nim.
- Czego od nas chcecie? - wychrypiał znany mu głos.
Siwy zamarł. Przecież miało go tu nie być! Poprawił bruneta kładąc go na podłodze i sprawdził jego obrażenia.
Na szczęście dostał tylko w ramię.
Złotooki wyjął ze swojej torby bandaż i prowizorycznie opatrzył policjanta.
Gdy skończył, westchnął i wstał podnosząc Montanhę z ziemi i pomógł mu iść w kierunku tylnego wyjścia.
- Gdzie idziemy? - spytał zaniepokojony Brązowooki.
Siwowłosy przewrócił oczami i mocniej go chwycił aby ten nie upadł. Wyszli na tylni parking gdzie były landryny i pilnowały wyjścia.
Machnął im tylko rękom dając znak że to tylko on. Grupa od razu opuściła broń.
Knuckles wyszedł z terenu komendy gdzie przed bramą stał jakiś samochód.
Podszedł do niego i otworzył go wsadzając na miejsce pasażera bruneta.
Sam usiadł za kierownicą i po wysłaniu SMS do Carbo o informacji że pojechał z miejsca 'walki', ruszył w kierunku mieszkania Montanhy.
Całą drogę policjant patrzył się na niego zadając różne pytania na które nie otrzymywał odpowiedzi.
Siwy coraz bardziej się irytował i zaciskał pięści na kierownicy.
W końcu trochę się uspokoił gdy dojechali na miejsce.
Wysiadł i okrążył pojazd otwierając drzwi brunetowi i pomagając mu wysiąść.
- Czemu przywiozłeś mnie do domu? Skąd wiesz gdzie mieszkam? - znowu zaczął pytać policjant.
Erwin tylko przymknął oczy i głośno westchnął zamykając samochód i ruszając do mieszkania brązowookiego.
Montanha wyjął z kieszeni klucze i podał je zamaskowanemu rozumiejąc aluzję gdy stali dłuższą chwilę pod drzwiami.
Złotooki zamknął za nimi mieszkanie na klucz i wszedł do salonu rozglądając się trochę po wnętrzu. Usadził wyższego na kanapie i poprawił swoją torbę i kałacha na plecach.
Rozejrzał się za łazienką i gdy ją znalazł wszedł do środka szukając apteczki.
Chwycił czerwone pudełeczko i miskę z ciepłą wodą i z powrotem wszedł do salonu.
Zmarszczył brwi nie widząc bruneta na meblu na którym go zostawił. Odłożył trzymane rzeczy na stolik i chciał pójść poszukać Gregorego ale poczuł z tyłu głowy coś metalowego.
Montanha gdy tylko zamaskowany mężczyzna wyszedł z pomieszczenia ruszył do sypialni gdzie miał ukrytą broń. Czekał na korzystną dla niego sytuację i jak się ona nadarzyła ustał na mężczyzną przykładając pistolet do jego głowy.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - spytał przyciskając mocniej klamkę.
Brunet usłyszał Prychnięcie. Zamaskowany obrócił się patrząc na policjanta z rozbawieniem.
- To ja ratuje ci życie, a ty się tak odwdzięczasz? - spytał go znajomy głos.
Montanha zmarszczył brwi i opuścił pistolet. Podtrzymał się kanapy z powodu osłabienia raną na jego ramieniu. Przymknął oczy i przetarł twarz w geście zdenerwowania.
- Czy ty chociaż raz w życiu mógłbyś nie odpierdalać nic? - spytał złotookiego.
Erwin prychnął i złapał bruneta pod ramię i pchnął go lekko aby usiadł na kanapie. Zdjął maskę i czapkę i przykucnął przed mężczyzną.
- Mówiłem ci abyś nie przychodził do pracy. Jak zwykle nie słuchasz. Mogłeś tam zginąć! - warknął siwy i wyjął nożyczki z apteczki.
Knuckles zdjął bandaż i rozciął ostrożnie mundur brunetowi aby mieć dostęp do rany. Nasączył ścierkę w ciepłej wodzie i przetarł jego ramię od krwi. Brązowooki syknął na co siwy cicho przeprosił.
- Skąd miałem wiedzieć że wpadniecie na zajebisty pomysł rozjebania całej komendy? - prychnął policjant.
- Gdybyś mi zaufał to nie musiałbyś teraz cierpieć. - mruknął erwin i polał ranę spirytusem.
Brunet przymknął oczy i zacisnął zęby czując piekący ból. Oparł głowę o zagłówek i głęboko oddychał czekając aż Knuckles skończy opatrywać mu ranę.
Gdy siwy skończył, schował wszystko czego używał do apteczki i usiadł obok bruneta na kanapie. Lekko go szturchnął sprawdzając czy wszystko z nim w porządku gdyż miał zamknięte oczy.
- Co? - spytał policjant spoglądając na złote tęczówki.
- Przepraszam, że tak agresywniej zareagowałem ale martwiłem się o ciebie. - mruknął siwowłosy.
Gregory westchnął i uśmiechnął się lekko. Złapał dłoń niższego i splótł ich palce razem.
- Nie gniewam sie.. A ty wybaczysz mi że ci nie zaufałem? - spytał.
Złotooki uniósł kącik ust i kiwnął głową na 'tak'. Oparł głowę o zdrowe ramię bruneta i odetchnął głośno.
- Cieszę się że nic poważnego ci nie jest, chociaż powinieneś jechać później do szpitala. - odparł Erwin.
- Nie myśl że ujdzie ci to na sucho.. Jestem wciąż na służbie, gdy tylko wrócę do pracy wsadzę cię do widzenia za wjazd na komendę. - powiedział brunet szczerząc się.
Siwowłosy przymknął oczy i usiadł okrakiem na policjancie zbliżając się do jego twarzy. Złapał jego policzki gładząc je i uśmiechając się zadziornie.
- Jesteś tego pewny? - spytał przekręcając głowę w bok i przegryzając wargę.
Montanha tylko przełknął głośno ślinę i patrzył w złote tęczówki zadowolony.
- Myślę, że może to trochę poczekać.. - mruknął swoim basowym głosem i złączył ich usta razem w czułym pocałunku.
***********
Hejka misie kolorowe!
Ja to tak tutaj zostawię i możecie sobie przemyśleć jak to się wydarzyło. W sensie czy oni wcześniej byli razem, czy byli tylko kochankami, czy może dopiero zaczęła się ich historia romansu?
Mam nadzieję że w miarę git jest ten One shot :3
Pracuję na jednym projektem z fs_animri :)
Może niedługo coś się pojawi ale jak narazie wyczekujcie :D
Miłego dnia wam życzę!
Kocham was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro