68. To tylko ja Part II D. Prevc x M. Lindvik
Pamiętam pewną czarną noc, kiedy pierwszy raz Marius spał w moim pokoju. Mały, wychodzony chłopak, zwinięty śpi na starym materacu Petera, nie chciał na moim łóżku.
Oczy miał zamknięte, a ciało spocone. Paznokcie były połamane a na dwóch palcach w ogóle nie ich nie było.
- Nie oceniajcie go - powiedziała moja mama, kiedy go przyprowadziłem - on jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.
Patrzyłem i nie oceniałem. Po prostu, jak każde dziecko byłem ciekawy. Skąd się wziął. Nie mówił po słoweńsku, dużo rozumiał po angielsku, był bardzo wystraszony i nie chciał opowiadać o sobie.
Mimo że byłem jeszcze wtedy dzieckiem, to wiedziałem, że Mariusa mogą nam zabrać, że będą mu kazali wrócić do tamtej złej rodziny od której uciekł.
Zszedłem ze swojego łóżka i położyłem się obok niego.
- Już nikt cię nie skrzywdzi - obiecałem szeptem.
***
Pamiętam dzień, w którym mój ojciec, powiedział Mariusowi, żeby mówił do niego ,,tato", kiedy mama, Cene i dziewczynki, na dobre przyjęły go do naszej rodziny. Tylko Peter patrzył na to sceptycznie.
- On na to nie zasługuje - powiedział tylko i zamknął się w swoim pokoju.
Zabolało mnie to, bo chociaż, wtedy, Marius był nadal tylko przyjacielem, to już był częścią mnie.
***
Pamiętam mój pierwszy raz z Anną. Byłem rozczarowany. Nie tego oczekiwałem, nie tego chciałem. Wyobrażenia piętnastoletniego mnie nie pokryły się z rzeczywistością. Zacząłem inaczej patrzeć na Mariusa.
***
Pamiętam, kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Byłem już wtedy parę miesięcy z Mariusem. Nie chciałem tego. Bałem się, że chłopak będzie zły, ale on, mimo, że miał niespełna szesnascie lat obiecał mi pomóc.
- Damy radę, Domen.
Jeszcze tylko Peter zoobowiązał się pomóc. Rodzice kupili mieszkanie i kazali sobie radzić samodzielnie.
***
Pamiętam dzień, w którym urodził się Kamil i noc, podczas której Anna mi go przyniosła. Byliśmy z Mariusem szczęśliwi.
***
Pamiętam pierwsze widzenia, na które Marius nie przyszedł. Kiedy się ode mnie odciął. Na moją prośbę. Bo bałem się. Nie chciałem go obciążać i liczyłem, że Marius mimo to będzie na mnie czekać z dzieckiem na ręku. Dlatego popełniłem błąd. Odebrałem prawa do opieki Peterowi.
***
Peter o nic nie pyta, kiedy staje na progu jego domu. Wpuszcza mnie, a potem nie wypuszcza z objęć. Jestem zaskoczony, on nigdy nie był zbyt uczuciowy.
- Na reszcie - mówi, nie wypuszczając mnie z objęć.
Nie wiem, jak mam odpowiedzieć. Znalezienie słów w tej sytuacji staje się a wykonalne.
- On chce mi odebrać moje dziecko - oznajmiam.
On reaguje na to zdecydowanie zbyt gwałtownie. Odskakuje ode mnie. Wkłada ręce w kieszenie i patrzy na mnie, przez chwilę, w zupełnej ciszy.
- To twoja wina, Domen. Ostrzegałem cię dwa lata temu, kiedy odebraleś mi prawa do opieki nad małym - syczy - tak to by na ciebie ze mną czekał. Wiedziałby kim jesteś i że jesteś niewinny, a tak to... Widziałeś go przynajmniej?
- Przez chwilę - patrzę bratu prosto w oczy - ale Marius obiecał, że będę mógł go widywać... W przyszłości.
- Nie wierz mu - rozkazuje Peter i odwraca się na pięcie.
Idzie w kierunku swojego gabinetu, a ja podążam za nim, starając się, jak najlepiej, przypomnieć sobie rozkład tego mieszkania. Nie wiem, co chce zrobić mu brat, ale tym razem zamierzam mu zaufać.
- Przygotowałem odpowiednie papiery, abyś mógł odzyskać syna - oznajmia mi - wystarczy, że powiesz, że wykorzystał twój stan psychiczny, a w wyniku tego, co ci mówił, nadwyrężyła twoją więź braterską ze mną.
- Ale mały jest do niego przywiązany i do jego partnera też, mówi do nich tato - wydusiłem.
- I odpowiada ci to, że tak do nich mówi? - unosi brew i poprawia srebrny sygnet na swoim palcu.
- Do Daniela nie, ale Marius... Chciałem z nim wychować Kamila, stworzyć z nim rodzinę - powiedziałem, a Peter wbił we mnie zimne spojrzenie - i sądziłem, że on tego pragnie.
***
Marius przytulił się do mnie. Pachniał mydłem i moim szamponem. Wsadził niesforny kosmyk włosów za ucho i cicho westchnął.
- Kacham cię - szepnąłem i zarzuciłem na niego kołdrę.
- Ja ciebie też - odpowiedział po chwili wahania - nigdy od niego nie dostałem tyle ciepła i dobra od żadnej osoby.
- Zasługujesz na to - odpowiedziałem i pocałowałem go w czubek głowy.
Tylko się uśmiechnął.
- Kiedyś ci się odwdzięcze - obiecał po chwili.
- Nie musisz.
- Ale chcę - odpowiedział żarliwie.
- Ale dlaczego dopiero kiedyś? - uniosłem brew.
- Bo mamy przed sobą całe życie - odpowiedział - prawda?
***
- Był wtedy dzieckiem, tak samo jak ty. Cztery lata to w waszym wieku naprawdę sporo czasu - zaskakująco łagodnie mówi Peter.
- Tyle, aby przestać kochać?
- Domen, nie masz pewności, że to nie było jedynie zauroczenie z jego strony. Ten chłopak dużo przeżył - mój brat zaczyna wkładać papiery do teczki - potrzebuje miłości i opieki, rozpaczliwie tego poszukuje u różnych osób. Kiedy odszedłeś...
- Przestań - warczę.
- W jego życiu pojawił się Daniel o pięć lat starszy, dojrzały, atrakcyjny mężczyzna, który był w stanie zapewnić mu byt. I to jeszcze na wyższym poziomie niż ty - patrzy na mnie i kręci głową - paradoksalnie chciał jak najlepiej dla twojego syna. Nie chciał, aby mały miał tak jak ty. Chciał dać mu to, czego nie dostał od swojego ojca.
- Ale...
- To nie jest wystarczające usprawiedliwienie, dlatego co zrobił. Niedługo odzyskasz syna - kładzie mi rękę na ramieniu i uśmiecha się smutno.
Nie mam siły odwzajemnić uśmiechu. Nie chcę odbierać Mariusowi Kamila, ale nie ma innego rozwiązania, no chyba, że udałoby nam się wszystko zacząć od nowa.
Marius
- Kim był ten pan, tatusiu - pyta się Kamil, łapiąc mnie za nogawkę spodni.
- Ktoś, kto chce mi ciebie zabrać - odpowiadam i biorę na ręce.
- Marius - Daniel kręci głową - nie możesz mu tak mówić.
- Ale przecież to prawda. Dzisiaj wyszedł i od razu tu przyszedł, chciał... - przygryzam wargę i mocniej przytulam małego.
- Miał nadzieję, że będziecie na niego czekać - tłumaczy blondyn - a poza tym. To jego mieszkanie, dziecko... Ty byłeś jego partnerem.
- Ale to przeszłość. Nie byłem u niego od dwóch lat - szepcze - chciałem się od niego uwolnić.
- Rozumiem, ale on to widzi inaczej - Daniel podchodzi do nas i obejmuje mnie i naszego syna - i zrobi wszystko, aby zabrać małego.
- Ale ja nie chcę - piszczy Kamil i zaciska palce na mojej bluzce.
- Nikt cię nie zabierze - obiecuję i całuję go w czoło.
- Nie obiecuj mu czegoś, czego nie będziesz mógł dotrzymać - upomina mnie.
- Ucieknijmy - proszę.
- Nie, nie możesz zrobić tego dziecku ani nawet Domenowi - odsuwa się trochę.
- Ale on nigdy nie chciał nic w zamian - patrzę na niego z bólem - mówił, że zasługuję na dobroć.
Daniel zaciska wargi w wąską linię. Kładzie ręce na biodrach i przez chwilę nie odpowiada. Jego wzrok spoczywa na nowych kafelkach.
- Nic nie rozumiesz - mówi bardziej do podłogi niż do mnie.
- Co mam rozumieć? - marszczę brwi.
Kocham Daniela i kocham Kamila. Chcę po prostu być z nimi. Jedyną osobą, która może odebrać mi to szczęście jest Domen, który lata temu powiedział, że nie oczekuje wdzięczności... Wszystko powinno być proste a nie jest. Oddech synka na mojej szyi działa na mnie uspokajająco.
- Powinniście się dogadać - mówi Daniel - ustalić coś bez pomocy sądu.
- Peter na to nie pozwoli - kręcę głową i pocieram nosem o nosek małego - nigdy mnie nie lubił. A teraz szczególnie. Od czasu, kiedy Domen mnie powierzył opiekę nad dzieckiem.
- Musisz się chociaż postarać - blondyn stara się mnie przekonać - jeżeli będą mieć dobrego prawnika, to tego dziecka już nie zobaczysz.
- Chyba, że ucieknę.
- Jeżeli to zrobisz, to ja odejdę - Daniel wydaje się już zmęczony tą rozmową.
- Nie zrobisz tego - szepczę.
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Łzy same mi się cisną do powiek. Czyżby miał być kolejną, która mnie zostawi? Nie chcę być sam. Nie poradzę sobie. Cofam się trochę, dotykąjąc plecami stołu.
Mężczyzna widząc moją reakcję tylko przymyka oczy.
- Spokojnie - mówi - zostaniemy w domu i podejmiemy racjonalne decyzje, tak Marius?
Nie wiem, co mam odpowiedzieć. Nie odzywam się, nie daję żadnego znaku, czy to zgody, czy odmowy. Po prostu patrzę się w jego jasne oczy, nie rozumiejąc czemu już mnie nie kocha.
Hej, to miał być krótki shot, a teraz zapowiadam kolejną część, bo mam pomysł, mam nadzieję, że niezbyt oczywisty, a jeżeli nawet to nadrobi on naszymi bohaterami.
Buziaki i zdrówka wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro