50. Inaczej - D.A.Tande x M. Lindvik
Powinienem ci podziękować, Danny. Pozwalasz mi kochać i być kochanym, chociaż w trochę inny sposób niz to sobie, kiedyś wyobrażałem. Zaopiekowałeś się mną, dałeś poczucie bezpieczeństwa, wprowadziłeś do drużyny i zawsze o mnie pamiętałeś.
Dlatego nasza relacja nie od początku była taką jak teraz. Przechodziła przez różne etapy, pozwalając mi poznać ciebie od różnych stron, na tyle dobrze, aby wiedzieć, że nigdy nie słodzisz herbaty, no chyba, że Johann szwenda się gdzieś z Robertem, Robin nie wraca przed dwudziestą drugą, a ja... Nie, ja zawsze jestem obrzydliwie grzeczny. Może to głupie, ale kiedy zauważyłem, jak bardzo się przejmujesz nami wszystkimi, to obiecałem sobie, że nigdy nie przyspieszę ci powodów do zmartwień.
Nigdy nie śpisz w zupełnych ciemnościach i od tej reguły już nie ma wyjątku. Najpierw przykrywasz osobę, z którą śpisz dopiero później siebie. Dbasz, abyśmy wszystko jedli. Nigdy nie krzyczysz ze złości. Tylko płaczesz. Lubisz kogoś przytulać. Jesteś trochę introwertyczny, milczący i naturalnie smutny. Dużo czytasz i często gotujesz. Między innymi dlatego przeprowadziłem się do ciebie, kiedy na stałe zagościłem w pierwszej kadrze.
Nasza relacja się rozwijała. Wspólne pokoje na zawodach, w przerwach, jak wcześniej wspominałem mieszkałem z tobą. Nic więc dziwnego, że pewnego dnia coś poczułem. Inaczej, to nie było tak, że nagle mnie olśniło. To we mnie dojrzewało do czasu, kiedy odważyłem się to sam przed sobą przyznać, tak... znowu byłem zakochany.
Bałem się ciebie o tym poinformować. Kolejny zawód, sam wiesz, że to nie takie proste znowu zaufać. Jednak, kiedy już to zrobiłem, to tylko się uśmiechnąłeś i odpowiedziałeś krótko:
- Wiem. Ja ciebie też.
Potem podszedłeś i mnie do siebie przygarnąłeś. Twoje wargi wylądowały na moim czole.
Z jednej strony czułem wręcz nieopisaną radość, z drugiej już wtedy poczułem, że coś jest nie tak. Twoja specyficzna odpowiedź i reakcja (po twoich słowach nie kontynuowaliśmy tematu naszej relacji, bo dla każdego z nas była ona oczywista) wydały mi się dziwne, ale nie powiedziałem tego, tylko pozwoliłem zaprowadzić się do kuchni, gdzie przygotowałeś nam kolację.
Dlaczego nie zdziwił mnie brak relacji erotycznych? Może nie tego wtedy potrzebowałem. W tamtym momencie wystarczyło mi tylko to, że byłeś mój, trzymałeś mnie za rękę, przytulałeś, całowałeś we włosy, policzek w czoło. Nigdy w usta, ale wtedy jeszcze nie tęskniłem za czyimś językiem, starajścym się przedrzeć przez wargi. Było nam dobrze, to ci muszę przyznać. Byłem bezpieczny i zaopiekowały. Chyba obydwaj byliśmy wtedy spokojni.
Kiedy zaczęło mi to przeszkadzać? Pewnego dnia wychodziłem do sklepu. Były twoje urodziny i chciałem kupić parę rzeczy, a potem stworzyć z nich oryginalne menu. Początkowo planowałem wstać przed tobą i zrobić ci niespodziankę, ale jak zawsze mnie ubiegłeś. Kiedy ubierałem się, ty siedziałeś w kuchni popijając kawę. Patrzyłeś na mnie z lekkim uśmiechem, ale nie jak na chłopaka tylko jak... Na dziecko.
Pamiętam, że mnie to wtedy trochę zirytowało, bo chciałem tego dnia... No wiesz, pójść o krok dalej, bo wreszcie czułem się gotowy. Dlatego tylko zarzucilem na siebie kurtkę i wziąłem pierwsze z brzegu sportowe buty.
- Będzie ci zimno - powiedziałeś i pokręciłeś głową - taki duży chłopiec a nie potrafi się ubrać.
Wstałeś i do mnie podszedłeś. Podałeś mi własny szalik, rękawiczki i czapkę.
- Tak lepiej - uśmiechnąłeś się tak pięknie, że nie potrafiłem tego wszystkiego rzucić.
- Dziękuję - uniosłem kącik ust do góry, a ty nagrodziłeś mnie buziakiem w policzek.
Odsunąłem się trochę i podszedłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę.
- Poczekaj! - zatrzymałeś mnie.
Szybko znalazłeś się tuż obok i zanim zdążyłem otworzyć usta już przede mną klęczałeś. Zdenerwowany przygryzłem wargę, nie wiedziałem co powiedzieć, przymknąłem oczy, a ty... zacząłeś wiązać mi buty.
- Mogłeś się przewrócić - zachichotałeś - musisz pamiętać o sznurówkach, są naprawdę ważne.
- Nie jestem dzieckiem - przerwałem ci wściekły.
- Tak, tak - wstałeś i odgarnąłeś mi włosy, wystające spod czapki - wracaj szybko.
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem się kłócić w dzień twoich urodzin. Po prostu wyszedłem.
Potem już było tylko gorzej. Coraz mniej traktowałeś mnie jak chłopaka, a coraz bardziej, jak kogoś kim trzeba się zajmować. Nie dotykałeś jak kochanka, tylko jak dziecko, rodzeństwo. Zacząłeś włączać mi kreskówki i przynosić do domu książki dla młodszych nastolatków. Często ubierałeś, wszędzie odwoziłeś.
Najpierw przed samym sobą bałem się przyznać, że jest coś z tobą nie tak. Ale kiedy posadziłeś mnie na podłodze i zacząłeś przycinać moje włosy, bo ,,wiem jak bardzo nie lubisz fryzjerów", a potem powiedziałeś do mnie ,,Håkon" nie wytrzymałem i się rozpłakałem.
- Ci, spokojnie, Håkon, to tylko włosy, odrosną, musimy je wzmocnić - powtarzałeś a potem przytuliłeś.
Nie wiem ile siedzieliśmy w siebie wtuleni. Dla mnie to była wieczność, a kiedy się rozdzieliliśmy od razu zadzwoniłem po Johanna.
- Håkon był jego bratem - powiedział, kiedy udało nam się ciebie przekonać, że to mój kolega i że wcześniej zgodziłeś się, aby został u nas na kolacji (zapomniałeś go).
- Wiem, popełnił... - nie skończyłem, bo Forfang zasłonił mi usta.
Potem długo z nim rozmawiałem. Ty nam nie przeszkadzałeś, tylko co jakiś czas przynosiłeś nam jedzenie czy picie.
Wytłumaczył mi, że po śmierci brata zacząłeś się wszystkimi opiekować. Ale nie wydawało się to groźne, wszyscy lekarze mówili, że to normalne, że Daniel potrzebuje przelać na kogoś miłość do brata.
- Nikt nie przypuszczał, że stanie się coś takiego - szepnął Johann na koniec - musimy to gdzieś zgłosić.
- Ale ja przecież nawet nie jestem podobny do tego chłopaka - jęknąłem.
- Może dlatego trochę przyciął ci włosy - twój przyjaciel z kadry wyglądał na przejętego - nie martw się, wyślemy go specjalistów i...
- Nie - zaprotestowałem.
- On potrzebuje pomocy - zdziwił się Forfi.
- Wiem, ale... On jest szczęśliwy mogąc się mną opiekować - odpowiedziałem, dziwiąc się samemu sobie.
- A ty?
- Chyba będę potrafił nauczyć się tym cieszyć - zakończyłem dyskusję.
A teraz stoję w swoim pokoju. Ty pakujesz mnie na zgrupowanie, nucisz coś pod nosem. Jesteś taki szczęśliwy.
- Ja już niedługo skończę karierę - informujesz mnie - ale będę przyjeżdżał na konkursy. Będę ci kibicował.
A ja się tylko uśmiecham, bo jest coraz gorzej i wiem, że nie będę mógł cię zostawić samego nawet na parę dni. Będę musiał zakończyć razem z tobą.
- Jestem z ciebie dumny, wiesz? - pytasz, zamykając torbę.
Tylko kiwam głową, bo łzy mi lecą do oczu. Nie jesteś dumny ze mnie, tylko z Håkona, a poza tym moje ostatnie osiągnięcia kończą się na tym, że Stoeckl zgodził się na twoje starty, nie pytając za wiele, widząc, że razem sobie, jakoś, radzimy.
- Ale teraz jedziemy razem. Starszy brat ci pomoże - śmiejesz się i wstajesz.
Odgarniasz swoją grzywkę, a potem czochrasz moje włosy.
- Zabierzesz wszystkie fanki Domenowi - mówisz.
Jestem zdziwiony, że pamiętasz o tym skoczku. Czasami, jak jest wyjątkowo źle, zapominasz nawet o naszym zawodzie i traktujesz mnie, jakbym był jeszcze w szkole.
Ale jesteś szczęśliwy, w tym swoim świecie. Nie masz po kim płakać, ukochany brat jest zawsze z tobą. Posłuszny i pomocny, prawie idealny. A mnie to wystarcza. Zdążyłem się w jakiś sposób przyzwyczaić i chociaż jest inaczej niż sobie wyobrażałem, to jest tak jak zawsze chciałem, spędzę resztę dni swojego życia przy tobie i chociaż inaczej niż podejrzewałem, to i tak się cieszę.
Dlatego, Danny ci dziękuję. Kocham i jestem kochany, a to że inaczej niż chciałem... Tak też możemy żyć... Tylko nie wiem jak długo.
Potrzebowałam to napisać i mam nadzieję, że sprostałam tak trudnemu tematowi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro