Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Kiedy dorośniesz D.A.Tande x S. Ammann


    Wchodzę do pokoju. On siedzi plecami do mnie, na podłodze rozkłada nasze wspólne zdjęcia.

- Poprosiłem Johanna, aby zostawił nas dzisiaj samych - mówi, nawet się do mnie nie odwracając.

- Mogłem do ciebie przyjść. Zawsze masz izolatkę - odpowiadam, wieszając na oparciu krzesła bluzę i staję za jego plecami.

- To wygląda jakbyś przyszedł się ze mną pożegnać. Poczekaj jeszcze zapalę te świeczki - kpię i wyciągam z kieszeni dresów zapalniczkę - co jest Simi.

     On łapie mnie za przegub i kręci głową.

- Nie. To ty mi powiedz, co się z tobą dzieje Daniel - czterokrotny mistrz olimpijski pierwszy raz raczy mnie swoim lodowatym spojrzeniem.

- Nic. Tylko ta kostka - uśmiecham się lekko, ale jemu to nie wystarcza.

- Nie obchodzą mnie twoje nogi, Daniel, kiedy widzę, że coś się dzieje tutaj - mówi i wskazuje na moją głowę.

- To może powinny zacząć, bo TUTAJ naprawdę nic się nie dzieje. No może boję się zrobić szablonowy telemark, ale to wszystko - wzruszam ramionami i siadam obok niego, biorąc pierwszą z brzegu fotografię.

- Wtedy nic się nie działo - odpowiada.

     Patrzę na siebie samego, w jego kadrowej bluzie po mistrzostwach w latach. Nasz pierwszy raz, kiedy on łaskawie mnie zauważył.

- Byłem dzieckiem - prycham, ale uśmiecham się na wspomnienie tamtego dnia.

- Bo teraz jesteś dorosły - kręci głową.

- Po prostu nie zamierzam ci spowiadać, Simi. Od tych czterech lat rozchodzimy się i wracamy do siebie. Mało o sobie wiemy. Przepraszam, ale nie czuję potrzeby tłumaczenia ci się z czegokolwiek - stwierdzam twardo.

- Ale nie masz nikogo innego zaufanego - wypomina mi - z Johannem, szczerze nie rozmawiałeś od dwóch lat. Nie masz nikogo na stałe, a wszystkim swoim przyjaciołom i byłym karzesz się nie martwić.

- Bo nie ma o co - przewracam oczami.

- To samo mówiłeś, kiedy zmarł twój brat - przypomina i podaje zdjęcie z naszych jedynych wspólnych wakacji, gdzie był z nami jeszcze mój brat.

     Nie odpowiadam. Patrzę i czuję jak łzy napływają mi do oczu. Nie chcę przy nim płakać. Przygryzam wargę i odwracam wzrok. Nie muszę i nie będę na to patrzeć.

- Chcę zostać sam - oznajmiam mu najbardziej chłodnym i obojętnym tonem na jaki mnie w tej chwili stać, dlatego brzmi to jak zawodzenie małego chłopca.

- Potraktuję to jako żart - Simon zabiera mi fotografię i zamienia ją na kieliszek wina.

- Zamierzasz mnie upić? Nie wpłynie to, na fakt, że nie chcę cię tutaj - kręcę głową, ale zanurzam usta w trunku.

- Potrzebujesz. Poza tym, chyba nie muszę ci przypominać, że nikt cię nie zamierza cię zostawiać samego - śmieje się.

- Dobrze wiesz, że nie próbowałem się zabić.

- Ja tak, ale oni nie koniecznie, a dla twojego własnego bezpieczeństwa i uratowania resztek twojej godności, nie będę rozpowiadał, że dwudziestosześciolatek próbował przedawkować witaminę C - wybucha śmiechem.

- Zależało mi na szybkim efekcie a opakowania są podobne - naburmuszyłem się.

- No tak, prawdziwy mężczyzna nie odróżnia różu od fioletu - przytaknął mi i podsunął kolejne zdjęcie.

     Stałem na nim w pamiętnej różowej sukience, kiedy przegrałem z nim zakład i mój trening wyglądał jak kadr z Dirty Dancing. Nie tylko od pań, słyszałem później, że byłem lepszy od oryginału.

- Odcienie były zbliżone to raz - mówię - a dwa, że jeżeli chciałbym odejść z tego świata i mieć od ciebie święty spokój, to zrobiłbym to inaczej.

- Jak?

- Nie powiem ci. Zaraz cały sztab by był zdania, że mam myśli samobójcze - prychnąłem i złapałem go za wiszący mu na szyi łańcuszek - co to?

- Pamiątka. Ale wróćmy do ciebie - patrzy na zdjęcia, szukając następnego, ale ubiegam go.
    
      Wybieram to, gdzie stoimy razem na trybunach.

- Ja rozumiem, że Sochi ci nie wypadało, ale Korea. Myślałem, że zgarniesz oba złota - uśmiechnąłem się do niego.

- Jestem za stary. A poza tym, Kamil chyba wziął sobie za punkt honoru wyrównać wszystkie najważniejsze rekordy i być jedynym, albo przynajmniej pierwszym, który tego dokona i zarezerwował sobie ten na dużym obiekcie, a o tym pierwszym to ja nawet nie wspominam - jak zwykle, kiedy rozmowa schodziła na konkurs na małym obiekcie, Szwajcar poprawia okulary i stara zapanować nad zbierającą się w nim wściekłością.

- Żebym ja musiał być zazdrosny o Hoffera - śmieję się - jak cię otulał, przytulał, rozmawiał, pomagał...

- Daniel, zaraz pomogę ci  zamknąć usta - Simon tylko się wzdryga.

- Mógłbyś to zrobić - dotykam palcem swoich warg - a nie tylko o tym mówisz.

- Ty za to mógłbyś powiedzieć, co się z tobą dzieje, Danny - mężczyzna wraca do tematu, o którym miałem nadzieję, że zapomniał.

- Boże, jaki ty jesteś uparty - wzdycham - uwziąłeś się na mnie. Może powinienem zgłosić gdzieś to nękanie.

- Po prostu chcę, abyś to z siebie wyrzucił. Jak dla mnie mógłbyś to zrobić przy Johannie, Mariusie czy w czasie meczu Liverpoolu, kiedy siedzisz u Kamila, mnie naprawdę jest wszystko jedno, po prostu, nie możesz zostać z tym samym - jak zwykle szczery i praktyczny, patrzy na mnie z troską.

- Boję się, Simi.

- Czego?

- Boję się nawrotu choroby, że znowu upadnę na skoczni, że przyśni mi się śmierć mojego brata, że umrze ktoś mi bliski - wyliczam jednym tchem - że przewróci się skoczek, który będzie skakał bezpośrednio przede mną i zobaczę ślady krwi na zeskoku...

- To już jest trochę niedorzeczne, Danny - patrzy na mnie spoza tych swoich okularów.

- Zapomniałem jak beznadziejnym jesteś słuchaczem - wzdycham.

- Nieprawda - marszczy brwi i przysuwa się do mnie - po prostu puściłeś wodze fantazji, a to nigdy do niczego dobrego nie prowadzi.

- Nigdy? - pytam zmysłowo i siadam mu na nogach.

    Udaje, że jestem za ciężki i krzywi się. Uśmiecham się tylko i zdejmuję mu okulary.

- Tak lepiej - mówię i odsuwam je od nas jak najdalej.

       Przykładam wargi do jego ust. Jednak on mnie odpycha.

- Nie ma mowy. Potem będzie, że łączy nas tylko seks - oznajmia i odwraca twarz.

- Nic takiego nie powiedziałem - śmieje się.

- Zarzuciłeś mi, że się za słabo znamy, mimo tylu lat znajomości - przypomina mi - wiele osób by tak to zinterpretowało.

- Nie. Ty masz takie skojarzenia - kręcę głową i odgarniam jego włosy - poza tym, pomyślałem, że skoro wygoniłeś Johanna, to przyszedłeś mnie pocieszyć.

- Przyszedłem wydobyć z ciebie, czemu skoczek, o drugim najładniejszym uśmiechu z całej stawki, przestał z niego robić użytek, klepie bule i wygląda tak, jakby ćwiczył na poligonie wojskowym w każdej wolnej chwili - przekrzywia głowę.

- I co? Zadowolony z odpowiedzi? - prycham i całuję go długo.

- Powiedzmy, ale to nie koniec przesłuchania. Wrócimy do tego - grozi.

- Możesz mnie nawet skuć - unoszę brew i odpinany suwak jego bluzy - jakbyś miał koszulę byłoby romantycznej.

    On w odpowiedzi tylko wzdycha. Ale wiem, że rozkoszuję się chwilą. Może tego nie przyznawać, ale ja wiem po co przyszedł.

- A tobie co? - pyta, kiedy nagle przystaję i wbijam w niego lekko zirytowane spojrzenie.

- Kto ma najładniejszy uśmiech? - zaplatam ramiona na piersi.

- Daniel, błagam, tak mi się powiedziało.

- Nieważne. Kto? - naciskam.

- Cholera jasna. Nie jesteśmy parą, Danny. Nie muszę ci się z tego tłumaczyć - przewraca oczami.

- To tak ci się tylko powiedziało, czy nie musisz mi się z tego tłumaczyć, mhm.

- Andreas Wellinger - odpowiada - zadowolony?

- Mhm - odwracam wzrok.

- I teraz się obrazisz? - pyta.

- Nie. Dlaczego?

- Pytam, bo nie wiem czy z tobą zostać, czy sprawdzić, czy Andi nie przyjechał też na austriacką część Turnieju - dogryza mi.

- Jesteś okropny.

- A ty dziecinny - przejeżdża palcami po moim nagim torsie - a może teraz oskarżysz mnie o molestowanie, co?

- O. Jak się postarasz, to miewasz nawet bardzo dobre pomysły, Simi - odtrącam jego rękę.

- Zawsze do usług. Boże, jak ty zawsze potrafisz zepsuć taki nastrój.

- Ja? To tobie nie podoba się mój uśmiech - wytykam mu.

- Ale to ty, najpierw mnie rozbierasz, a potem robisz awantury o coś, co nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia.

- Zdjąłem ci okulary - wskazuję na niego.

- I rozpiąłeś suwak - łapie się za materiał bluzy.

- I czyjesz się nieubrany? - kpię.

- Czuję się niekomfortowo, bo zmienia ci się nastrój a kobietą nie jesteś - zarzuca mi.

- Tylko kobieta może zmieniać zdanie?

- Nie, ale jakby mi to nie przeszkadzało, to byłbym teraz z jakąś ładną brunetką a nie z tobą - uśmiechnął się ironicznie.

- Czyli wolisz brunetów?

- Matko jedyna, Daniel. Ustalmy jedno, ja w ogóle nie przywiązuje wagi do cech zewnętrznych, wyglądu i tak dalej. Tak chyba będzie najlepiej, dobrze? - czuję, że Szwajcar robi wszystko, aby na mnie nie krzyknąć.

- Tak, a kto mi powiedział, że jak wychoduję sobie taki brzuch, po zakończeniu kariery, jak Adam, to nie dotknie mnie palcem - przypominam.

- Daniel...

- Albo  kto krzywi się za każdym razem jak Morgenstern opala się obok Schlierenzauera bez koszulki i szepcze mu do ucha, że tak też mam nie wyglądać - wbijam palec w ten jego zapadnięty brzuch.

- To jest jedyna rzecz, w wyglądzie, której nie toleruje - Simi przyznaje się i przyciąga mnie do siebie - ale ty nie wyglądasz, jakbyś miał...

- Roztyję się. Zobaczysz. Będę jadł wszystko, co wpadnie mi w ręce. Zabiorę Andiemu cały zapas Milki i to wszystko zjem na twoich oczach - grożę.

- Ale Milka już nie jest jego sponsorem, słońce. Biznes przejęli Polacy - uświadamia mnie.

- To nawet lepiej. Z Kamilem jestem w lepszych stosunkach.

- Ciekawe jakich? - unosi brew i sięga do moich dresów.

- Czy ja powiedziałem, że już się nie focham? - patrzę na niego z wyrzutem.

- Nie musiałeś. Jestem starszy i wiem, co dla ciebie dobre, dziecinko - wyjaśnia i przewraca mnie na plecy.

- Tak? Kości ci to mówią, staruszku?

- Nie. Doświadczenie. Potrzebujesz ciepła i aby ktoś się tobą zaopiekował - wyjaśnia mi.

- Naprawdę?

- Tak.

- Jakoś tego nie czuję - droczę się z nim, wkładając dłonie pod jego bluzkę.

- Zrozumiesz, kiedy dorośniesz - tłumaczy.

- Od ośmiu lat jestem pełnoletni - uśmiadamiam go.

- I od jedenastu wpełni legalny, a po technice tego nie widać - śmieje się.

- Czekałem na księcia z bajki - udaję obrażonego.

- I co?

- I nic. Wziąłem przykład z królewny Śnieżki i jak w międzyczasie pojawił się krasnal, to nie marudziłem - odgryzłem się.

- No Fanni rzeczywiście...

- Nie chcę słuchać o twoich łóżkowych osiągnięciach, kiedy pozbawiasz mnie spodni - przerywam mu.

- Jeżeli chcesz o sportowych, to krócej nie będzie - uprzedza mnie.

- O tych też nie.

- To o czym chcesz posłuchać, marudo?

- Chcę, abyś się zamknął, specjalisto od wszystkiego.

- I to ja jestem mało romantyczny - prycha i znowu złącza nasze usta w pocałunku.

- Szybciej - marudzę - bo w takim tempie to my się na konkurs nie wyrobimy, nie wspominając o kwalifikacjach...

   Łapcie dzisiaj, bo nie wiem, jak to w weekend będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro