Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Powrót - Damil

{Kamil}
O tym, że wrócisz wiedziałem. O tym, że w takiej formie... No tak to było trudniejsze do przewidzenia, ale przypuszczałem, ale że zrobisz to, z uśmiechem na ustach, trzymając go za rękę... Nie, nie mogłem przypuszczać, chociaż nie miałem prawa nie oczekiwać zemsty. Zbyt dobrze cię znałem, Danny.

Nie odzwaliśmy się do siebie. Gorzkie, wymowne milczenie było zbyt wyraziste, aby ozdabiać je dodatkowo bezsensownymi słowami. Wystarczyło, że nasze oczy krzyżowały się na chwilę, że w twoich błękitach dostrzegałem determinację, a ty z moich... No na pewno nie obojętność.

- Patrząc na ciebie, słuchając słów, obserwując twoje relacje z kolegami z kadry pasuje do ciebie woda. Jednak, gdy się ciebie zna, to można określić ciebie tylko jako ogień - powiedziałeś kiedyś, przerywając pocałunek, jeden z naszych ostatnich - żadna woda tak nie parzy, nie grzeje, tak nie pociąga i... Nie wypełnia serca strachem.

Dlatego nie może być między nami obojętności. Nie miałam prawa żądać spokoju, tak potrzebnego przed pierwszymi skokami w tym sezonie.

- Powinniście ze sobą porozmawiać - powiedział Peter, stając obok mnie - jak chcesz, to ja to mogę, ale wtedy nie gwarantuję, że liczebność jego uzębienia pozostanie bez zmian.

- Przestań - prychnąłem, zdejmując jego rękę ze swoich bioder - to nie twoja sprawa.

- W ogóle - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i za nim zdążyłem zaprotestować jego twarz znalazła się centymetrów od mojej - mam ci przypomnieć, z kim cię wtedy zobaczył? Przez kogo ten biedny dzieciak płakał po nocach?

Poczułem na ustach wargi Petera, napierające na mnie z ogromną siłą, nie potrafiłem zaprotestować, ale w głowie miałem tylko twoją twarz, Danny...

***

To prawda. Poznaliśmy się kiedy byłeś dzieckiem, kiedy, skradając się do mnie kładłeś niewinnie dłoń na mojej nodze, jak podczas pijackich zabaw w pokojach hotelowych, podchodziłeś tylko piwem, siadałeś obok mnie, tylko po to, aby po kilkudziesięciu minutach położyć głowę na moim ramieniu i zasnąć.

Twoja bezpośredniość a zarazem niewinność była pełna uroku i ciepła. Nie udawałeś, nie kokietowałeś, nie czekałeś, pragnąłeś mnie i nie widząc sprzeciwu z mojej strony, postanowiłeś mnie zagarnąć.

Nie protestowałem, bo... Intrygowałeś mnie. Byłeś inny. Tylko w tobie widziałem szansę na coś dłuższego niż parę tygodni nie wychodzenia z łóżka, lub pieprzenia się w każdym dostępnym miejscu. Ty tego nie chciałeś. Ty wolałeś kwiaty, muzykę, kawę we dwoje i krówki. Uwielbiałeś wtulać się. Kupować mi za duże bluzy, aby potem mi je zabierać. Kiedy wychodziłem, siadać i planować nam przyszłość, nie, zapominając o tak prozaicznych rzeczach ja śniadania, obiady i kolacje.

Wielu by to wystarczyło. Ale ja... Po dwóch latach poczułem się znużony. I co z tego, że nie mogłem narzekać na rutynę, bo za każdym razem potrafiłeś mnie chociaż w małym stopniu zaskakiwać, Danny. Ale ja nie potrafię być z takimi chłopcami.

***

Przejdźmy jednak do tamtego wieczoru. Kiedy wiedziałem, że wrócisz, że spotkasz się z Peterem, ale... Nie wiedziałem, że zrobisz to tak wcześnie, kiedy półnadzy ze Słoweńcem całowaliśmy się na kuchennym blacie.

Zauważyłem ciebie pierwszy. I ten smutek w twoich oczach mnie przeraził, zmroził. Patrzyłem, jak nie potrafisz się ruszyć, zahipnotyzowany patrzyłeś na plątaninę ciał. Milczałeś w bezruchu, chcąc krzyczeć i uciekać. A ja nie zrobiłem nic. Oprócz spakowania się następnego poranka i opuszczenia twojego domu. Nie widzieliśmy się i nie rozmawialiśmy od tamtego momentu.

{Daniel}

- Nie patrz na nich, to przeszłość - głos Johanna przedarł się do mnie.

Nie chętnie posłuchałem go i utkwiłem w nim smutny wzrok.

- Nienawidzę - szepnąłem.

- Nie dziwię się. Po tym co ci zrobił... - Forfi zaciska pięść, a ja mimowolnie zastanawiam się, czy może to nie on byłby lepszym partnerem dla ciebie, Kamil, ode mnie.

- Siebie nienawidzę - skończyłem cicho, zastanawiając się, co takiego musiałbyś Kamil zrobić, abym potrafił cię znienawidzieć.

- Danny - Johann chyba nie świadomie użył zrobienia, którym ty mnie ochrzciłeś - to nie jest twoja wina. To był jego wybór.

Wiedziałem, że Johann kłamał, Kamil, bo gdyby miał rację to przecież byś mnie nie zostawił.

Drzwi do domu uchylone. Nie domknięte.
W przedpokoju jakoś smutno, pusto.
Kuchnia czysta, zimna.
Zostawione otwarte okna w każdym pomieszczeniu.
Nie ma twoich rzeczy.
Nie ma naszych zdjęć.
Wraz z dusznym powietrzem, ulatują z domu wspomnienia. Dlaczego?
Nie zostawiłeś po sobie nawet słowa.
Nie zostawiłeś nic.
Tylko pustkę w domu i w sercu.
Nic i nikt jej już nie wypełni.

***

Chciałem zastąpić ciebie... Tak, tak, wiem, naiwne, Johannem. Przyjacielem, który na mnie czekał. Lecz było to głupie i daremne. Nie da się miłości zastąpić innym uczuciem...

Przez jeden dzień, kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś Johanna u mojego boku, jak trzymamy się za ręce, myślałem, że byłeś zazdrosny, że może, na moje wspomnienie, poczułeś ukłucie w sercu, tęsknotę.

Jednak dziś... Kiedy już chciałem podejść do ciebie, uprzedził mnie Peter i na moich oczach zgarnął ciebie dla siebie. Spóźniłem się. I za to mogłem nienawidzić tylko siebie.

***

Wpadłem na ciebie po konkursie drużynowym.

- Musimy porozmawiać - pociągnąłeś mnie za rękę w stronę wioski skoczków.

Nie potrafiłem ci odmówić, mimo że czułem na sobie rozczarowanie spojrzenie Johanna. Gdyby to od niego zależało, nawet bym na ciebie spojrzał. Zresztą, pewnie powinienem tak zrobić.

- Myślę, że powinniśmy porozmawiać - zacząłeś, zatrzymując się nagle, łapiąc mnie za ramię.

Kiwam głową, bo co mam mu odpowiedzieć, że ma rację? Tylko, że spóźnia się z tą propozycją tak o parę miesięcy?

- Wiem, że to moja wina, no wiesz, ta sytuacja między nami - nigdy nie widziałem cię takim. Niepewnym.

- Fajnie, że zauważyłeś - silę się na lekki uśmiech - doceniam też, że chcesz porozmawiać, ale... Musiałeś sobie ułożyć życie, żeby móc zebrać się na zamienienie paru zdań ze mną.

- Nie ułożyłem - oznajmiłeś i przeczesałeś dłonią włosy - ja i Peter...

- Nie interesuję mnie to - odpowiedziałem może zbyt szybko i może zbyt pochopnie.

- Mieliśmy porozmawiać - zmarszczyłeś brwi.

- Ale nie o was. Chciałbym wiedzieć, dlaczego mnie... - nie potrafiłem nawet dokończyć tego zdania, dlatego tylko stałem i patrzyłem przed siebie, nie koncentrując wzroku na niczym konkretnym.

- Zdradziełem? - zapytałeś cicho i zbliżyłeś się.

Może powinienem wtedy odejść, albo przynajmniej się odsunąć, znając cię, potrafiąc przewidywać twój następny ruch, mogłem to wszystko zatrzymać. Jednak miałem wątpliwości, czy potrafiłbym ciebie odrzucić.

Dlatego tylko kiwnąłem głową i chwyciłem wyciągniętą przez ciebie dłoń.

- Trudno odpowiedzieć na to pytanie teraz, po paru długich miesiącach. Trudno, bo to, co wtedy wydawało się znakomitym wytłumaczeniem, teraz jest czymś tak niedorzecznym... Zbłądziłem - szeptałeś.

Wspiąłeś się na palce. Nasze twarze dzieliły jedynie centymetry. Czekałeś. Nie nalegałeś. Ode mnie zależało czy będzie jak kiedyś. Jednak sam nie potrafiłem na to pytanie tak po prostu odpowiedzieć.

- Daj mi czas - poprosiłem i doszedłem, widząc zawód w twoich chłodnych oczach.

***

Patrzyłem przez szybę, wiedząc, że tylko ona nas rozdziela. Przyglądałem się, ale ty nie zdawałeś sobie z tego pracy. Opierając się barierkę, spoglądałeś na okolicę, a ja widziałem jedynie ciebie.

Dosztrzegałem, jak wiatr rozwiewa twoje włosy, jak napinająca się twoje mięśnie pod wpływem kolejnego zimnego podmuchu. Zastanawiałem się nad czym myślisz. Zastanawiałem się, dlaczego ja myślę tylko o tym, aby narzucić na twoje ramiona swoją bluzę. Jak by na to zareagowały media? Polski skoczek w za dużej bluzie norweskiej reprezentacji...

- Romantyk - usłyszałem obok siebie czyjś boląco znajomy głos - on woli silnych chłopców.

Odwróciłem się i zobaczyłem obok siebie Petera, uśmiechającego się złośliwie.

- Wiem co mówię, znam go lepiej niż myślisz - powiedział.

***

Stałem na samym szczycie, słyszałem końcówkę norweskiego hymnu, przymykałem oczy, bo inaczej cały czas spoglądałbym tylko na ciebie. Tak pięknie wyglądałaś na najniższym stopniu podium, bo uśmiechałeś się, emanowałeś pewnym specyficznym rodzajem szczęścia znanym tylko sportowcom.

Po małej uroczystości po zakończeniu konkursu, szybko odszukałem ciebie w tłumie.

- Kamil - zawołałem, nie zwracając uwagi na miny twoich kolegów - chyba musimy coś dokończyć.

Spojrzałeś na mnie lekko zmieszany, ale uśmiechnąłeś się i podszedłeś do mnie.

- Kamil wróci naszym autokarem - rzuciłem w stronę Maćka, który właśnie oglądał rany na twarzy Piotrka.

- A bierz go w diabli - odburknął.

- Danny? - zapytałeś, a ja po prostu cię pocałowałem.

Byłeś zaskoczony. Czułem to. Ale tylko przez chwilę, bo w następnej już odwzajwmniałeś pocałunek.

- Dziękuję - szepnąłeś.

- Do usług - odpowiedziałem.

A potem wziąłem go na ręce.

- Danny?

- No co?

- Przecież... Postaw mnie - zażadałeś.

- Nie.

- Danny...

- Podobno nie lubisz niegrzecznych chłopców.

- Skąd ten pomysł?

- Zgadnij.

- I myślisz, że on ma rację?

- Z kimś mnie przecież...

- Ale wróciłem.

Miał być hit, a wyszło, sami oceńcie. A jak pierwsze wrażenia w tym sezonie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro