Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Anioł stróż - Morgencauer


      Są ludzie stworzeni do samotności, którym nie przeszkadzają godziny w odosobnieniu, sami szukają miejsc odludnych, rozkoszując się chwilami z jedyną osobą, które je w pełni rozumiała czyli z samym sobą. Pod ciepłym kocem z książką w jednej, a z gorącą herbatą w drugiej ręce, spędzają długie godziny oderwani od rzeczywistości. Teraz robiłem dokładnie to samo, jednak w środku nie czułem ładu i porządku, a jedynie żal i rozgoryczenie. Ile bym dał, aby ktoś leżał za mną, jakby od niechcenia, bawiąc się moimi włosami. Za kogoś, kto by całował mnie w policzek i trwał tak przy mnie, bo chociaż nikt mi w to nie wierzył, a ja starałem sobie wmówić, że jest inaczej potrzebowałem bliskości drugiej osoby.

    Odłożyłem książkę, na podłogę odstawiłem prawie pusty kubek i usiadłem, spoglądając w okno.

- Przecież kochać być sam - szepnąłem do siebie, po raz kolejny się okłamując - przecież to tylko ludzie, zwykli śmiertelnicy, którzy nie mogą ci nic zaoferować.

     To nie była prawda, a najprostszym dowodem na to, było zdjęcie stojące na parapecie, obok bukietu zeschniętych róż. Odwrócony bokiem półnagi mężczyzna z rozczochranymi włosami.

- To chore - mruknąłem do siebie cicho i chciałem odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem.

   Od tylu lat okłamywałem siebie, że nie jestem inny, że jestem całkowicie normalny, a mojemu życiu brakuje jedynie kobiecej ręki.  Kłamstwo. Mimo że głowa nie chciała tego zakceptować, to serce krzyczało coś zgoła zupełnie innego. Męskiej, Gregor, męskiej ci brakuje.

     I chociaż gdyby chodziło tylko o moją orientację o ogół męskiej społeczności, nie, tu w grę wchodziły konkretne uczucie, skierowane do konkretnej osoby.

    Spojrzałem na kalendarz. Od paru nie zrywałem z niego kartek. Nie miałem siły. Byłem chory, nie miał kto wyskoczyć po lekarstwa, a jedyne co miałem w domu to cytryny i herbaty, które już zaczynały być na wykończeniu.

   Nie miałem do kogo zadzwonić. Brat wyjechał na wymianę międzynarodową, a jego żona z małym dzieckiem również musiała radzić sobie sama. Z resztą rodziny nie miałem kontaktu. A z kolegami z kadry... Z żadnym nie byłem na tyle blisko, aby o coś takiego poprosić... No prawie z żadnym.

    Czułem na sobie spojrzenie mężczyzny ze zdjęcie. Parzyło mnie. Telefon był tak blisko, ale czy po ostatniej naszej rozmowie mogłem liczyć na coś więcej niż tylko pełne nienawiści spojrzenie.

- Jesteś idiotą - szepnąłem sam do siebie.

    Zrobiłem parę kroków. Zaczęło mi się kręcić w głowie.

- Tylko nie to - to ostatnia myśl, przemykająca mi przez umysł.

***

     Na twarzy poczułem promienie słońca i coś jeszcze... Jakby delikatny dotyk, ale to przecież nie możliwe. Chciałem otworzyć oczy i zobaczyć, co się dzieje wokół, ale... Tak bardzo się bałem się, że to zaraz zniknie...

     Po chwili poczułem dziwny ciężar na klatce piersiowej i otaczył mnie znajomy zapach, który kojarzył mi się z... miłością.

- Kocham - wyszeptały moje usta, na których poczułem muśnięcie czegoś ciepłego i przyjemnego.

- Masz gorączkę - powiedział najukochańszy, wytęskniony głos.

    Zacisnąłem palce na materiale, okrywającym moje rozgrzane ciało. Na moim czole wylądowało coś wilgotnego, chyba czyjeś wargi...

-  I nie zadzwoniłeś - zmienił ton głosu. Na ten wypełniony troską i smutkiem.

- Nie wiedziałem, że mogę... ostatnio... - nie kończę, nie muszę. To mi się śni. Zaraz obudzę się zupełnie sam.

- To, że wstydzisz się swoich uczuć skierowanych do mnie, że nie potrafisz o nich mówić nie chcesz się do nich przyznawać i... to po prostu inna kwestia, ale... Do cholery Gregor, musisz nauczyć się prosić o pomoc. Musisz nauczyć się rozmawiać - każde jego słowo było wypełnione po brzegi emocjami, jego głos przybierał różne barwy i ich odcienie. Tak bardzo kochałem tę niejednolitość.

- Ale...

- Spójrz na mnie, Gregor - poprosił.

    Spełniłemm jego prośbę chociaż bałem się, że będzie to równoznaczne z wybudzeniem się z tego cudownego snu... Jednak on leżał obok mnie. Ze wzrokiem wbitym w moje oczy.  Trwaliśmy przez chwilę w milczeniu.

- To się mogło źle skończyć - tym razem, ton jego głosu był trochę ostrzejszy - gdybym nie przyszedł... Znalazłem cię na podłodze, zalanego potem z wysoką gorączką...

- Ale... nie miałem się do kogo zgłosić - odpowiedziałem.

- Jesteś idiotą - prychnął i obrócił się na plecy - jeżeli nawet nie chcesz spróbować związku ze mną to, przecież... To będzie dla mnie cholernie trudne, ale... Możemy spróbować być przyjaciółmi, a przyjaciele...

- Nie - przerwałem mu.

- Nie chcesz... - w jego oczach pojawiła się wściekłość, ale mężczyzna starał się jeszcze zapanować nad głosem.

- Ja... Cię... To znaczy... - słowa pouciekały, a miałem poczucie, że muszę powiedzieć to wszystko jak najszybciej - chcę spróbować być z tobą...

     Zapanowała cisza. Nie wiedziałem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tych ciągnących się w nieskończoność milczących chwil.

- Jesteś pewny? - ten brak emocji w jego głosie, gorączka i obecność Thomasa w moim łóżku sprawiło, że poczułem się zdezorientowany.

- Nie - nie chciałem go okłamywać - nie, ale myślę, że nie da się inaczej.

- Nie możesz się wahać - tym razem zszedł do szeptu - nie możesz stać na rozdrożu...

- Kocham cię Thomas, ale nie wiem czy potrafiłbym tak po prostu z tobą być - przyznałem się - ja nie wiem... Nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest być z mężczyzną.

- Ja też nie  - odpowiedział mi błyskawicznie, a widząc zaskoczenie na mojej twarzy, dodał - też jeszcze nigdy byłem... Nie z kobietą. Ale... Mogę ci powiedzieć co sobie wyobrażam.

- Opowiedz - poprosiłem i niezdarnie przysunąłem się do niego, nieporadnie łapiąc go za rękę i nie kładąc, ale prawie, że waląc głową w jego tors.

    Roześmiał się i pogładził mnie najpierw po twarzy, a potem zanurzył palce w moich włosach, wzdychając cicho.

- Każdy poranek mógłby być taki jak dzisiejszy dzień - zaczął - budzili byśmy się wtuleni w siebie. Z poczuciem bliskości i bezpieczeństwa. Spędzali byśmy takie leniwe popołudnia jak to. Gdyby któryś z nas zachorował drugi mógłby się nim opiekować. Chodzić po lekarstwa i... No właśnie. Czekaj. Co ty masz w domu?

    Nagle prysnął cały czar i mężczyzna przyjrzał mi się badawczo.

- Nic - odpowiedziałem szczerze.

- Jak to?

- Kto miał po to pójść? - wykonałem ruch, jakbym chciał wzruszyć ramionami, co o tyle nie było proste, że mężczyzna zdążył mnie objąć.

- Jesteś idiotą - powtórzył Thomas i westchnął, a ja w duszy przyznałem rację - ale moim i  muszę teraz wstać i pójść po... A co ty masz w lodówce?

Cisza.

- Czy ty... - machnął ręką, nie kończąc wypowiedzi, wstając.

- Thomas, ale... Skoro tyle czasu wytrzymałem - spojrzałem na niego błagalnie.

- Nie, mój drogi - pokręcił głową - jak już oddałeś się w moje ręce, to cię uzdrowię.

- A może tak... Bardziej naturalnymi metodami? - zapytałem, nie wierząc, w to co mówiłem.

- Jeszcze nie teraz, mrugnął do mnie i wstał.

     Kiedy opuścił pokój przymknąłem oczy. To musiał być sen o moim księciu.

- Tylko nie mdlej jak mnie nie będzie - rzucił jeszcze z korytarza.

- Oczywiście - odkrzyknąłem i w mojej głowie pojawiła się pierwsza myśl o tym, że teraz mogłoby tak być już zawsze...

Hej, na początku chciałabym podziękować za ponad 6 tysięcy wyświetleń, jestem bardzo mile zaskoczona.

Dziękuję Wam także za przeczytanie tego one shota, który dedykuję onlyhuman181. I z przyjemnością informuję, że jest on one shotem promocyjnym zbioru one shotów, które pojawiają się na moim profilu... No za jakiś czas, kiedy skończę moją przygodę z  ,,Odnajdź mnie". 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro