Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Takie zasady - S. Freund x A. Wellinger

- Powiedz mi coś o sobie - prosi Sev i siada obok mnie na łóżku.

- Ale ja nie jestem interesujący - rumienię się i pochylam głowę.

Czuję się dziwnie w jego towarzystwie. Jeszcze wczoraj byłem zwykłym człowiekiem. Dzisiaj jestem skoczkiem. Nowym, dobrze zapowiadającym się, ale nadal tylko juniorem. Obecność lidera naszej drużyny trochę mnie przytłacza i wprawia w zakłopotanie.

- Skoro tu jesteś, to musisz mieć coś w sobie - uśmiecha się i kładzie mi swoją głowę na kolanach.

Rumieńce na moich policzkach stają się coraz bardziej czerwone i nic sensownego nie jest w stanie wyjść z moich ust. Dlatego milczę. Czuję się nie komfortowo, ale boję się mu o tym powiedzieć.

- Powiedz cokolwiek - zachęca.

W głowie mam pustkę.

- To może ci pomogę - wzdycha i zaczyna się bawić moim wisiorkiem - ile masz lat?

- Siedemnaście - mamroczę pod nosem.

- Dzieciak - wybucha śmiechem - masz dziewczynę?

- Nie, ja... - nie wiem co mam powiedzieć, właśnie tego pytania tak bardzo chciałem uniknąć.

- Masz chłopaka? - prycha.

A może mi się tylko tak wydaje... Nie. W sporcie nie ma miejsca dla takich jak ja.

- Naprawdę? - unosi brew - no nie spodziewałem się... Taki przystojniaczek musi mieć pełno adoratorek a tu taka niespodzianka.

     Łzy cisną mi się do oczu. Wejście do kadry narodowej miało być nie tylko moim wielkim sukcesem, ale także ucieczką przed tymi wszystkimi, którzy terroryzowali mnie w szkole. Powraca strach, że i tutaj nie znajdę zrozumienia, stanę się odludkiem.

- Jak się nazywa? - w jego głosie nie ma agresji, budzi się we mnie idiotyczne poczucie nadziei, że może to tylko zwykła ciekawość.

- Stephan - szepczę tak cicho, że wywołuje tym rozbawienie na twarzy mojego rozmówcy.

- Stephan - szczęściarz - Severin mówi to tak głośno, że sam się wzdrygam.

    Mężczyzna podnosi się. Klęczy przede mną, patrząc mi prosto w oczy.

- Ale patrząc na twoje dziewicze rumieńce, to wy jeszcze nic ten teges, co? - porusza brwiami.

   A ja zastanawiam się dlaczego ziemia się jeszcze nie rozstąpiła i nie pochłonęła mnie żywcem.

- Ej, nie ma się czego wstydzić, ja też miałem kiedyś swój pierwszy raz - kładzie mi rękę na ramieniu z szerokim uśmiechem na ustach.

- Chcieliśmy z tym poczekać do mojej osiemnastki - wyjaśniam.

- Po co? - blondyn wydaje się autentycznie zaskoczony.

- Nie jestem jeszcze gotowy - odpowiadam, a kolejna fala gorąca uderza we mnie z ogromną siłą.

- A myślisz, że w dniu urodzin nagle się to zmieni? - śmieje się i lekko przekrzywia głowę na prawą stronę.

- Nie wiem, ale chcę jeszcze poczekać - spuszczam wzrok.

    Zapada cisza. Nie wiem ile trwa. Mogą to być sekundy, minuty, czuję na swojej brodzie dwa, zimne palce. Nie mam odwagi, aby spojrzeć na ich właściciela. Czuję, jak mężczyzna powoli się do mnie zbliża, na moim policzku pojawia się jego oddech. Chcę się odsunąć i wyjaśnić to jakoś na spokojnie, ale jego noga przygniata moje uda, a wolna dotychczas ręka łapie mnie za gruby materiał bluzy.

     Moment, w którym jego zimne, spierzchnięte wargi lądują na moich są wstrząsem. Od samego początku wiedziałem, jak to się skończy, ale tak do końca nie potrafiłem w to uwierzyć. Jednak ten dotyk, agresja  z jaką Sev wpija się w moje usta jest zaskoczeniem.

    Staram się go odepchnąć, zaprotestować, ale mężczyzna jest za ciężki. Kiedy ja wiję się, starając się, zyskać chociaż parę centymetrów, on bez trudu powala mnie na łóżku i zaczyna wkładać dłonie pod moją bluzę.

- Takie tu mamy przywitanie dla nowych - mruczy, na chwilę odrywając się od moich ust - taki chrzest.

    Łzy spływają mi już po policzkach, ale jemu to nie przeszkadza. Ociera je jednym, szybkim ruchem dłoni, jakby odganiał muchę. Chcę płakać, chcę, aby ten koszmar się skończył, ale on z każdą chwilą posuwa się dalej. Pozbawia mnie ubrań od razu, kiedy tylko przestaję się bronić. Nie przeszkadza mu to, że moje ciało zastyga nieruchome w geście poddaństwa. Mam nadzieję, że to go zniechęci, ale zamiast tego wszystko dzieje się jeszcze szybciej.

    Staram się nie myśleć, nie zastanawiać nad tym, co się dzieje wokół mnie i we mnie. O tych niebieskich oczach wbijających we mnie trumfalne spojrzenie. Pragnę, aby to się już skończyło. Zaciskam palce, paznokcie wbijają się w dłoń.

- Słaby z ciebie kochanek - dyszy mi do ucha, udając lekko obrażonego, ale nie udaje mu się zamaskować satysfakcji - będę cię jeszcze musiał sporo nauczyć za nim oddam cię twojemu chłoptasiowi.

    Nie odpowiadam. Jestem pustym, wypranym z emocji chłopcem, obojętność przysłania mi otaczający mnie świat, jego. Może i dobrze. Tak bardzo się nim brzydziłem...

Kilka lat później

      Leżę na łóżku pod kocem z kubkiem herbaty w zmarzniętej dłoni. Wracam wspomnieniami do tamtego wieczoru, odtwarzam wszystko minuta po minucie. Nienawidzę siebie, swojego ciała i jego - tego, który mi to zrobił.

     Odebrał wszystko na czym mi kiedykolwiek zależało. Stephan dowiedział się o wszystkim, a raczej poznał wersję Severina, historię zafascynowanego swoim idolem nastolatka, który spędził z nim wyjątkowo upojną noc. Nie chciał słuchać moich wyjaśnień.

     Chcę powiedzieć, że zostałem sam i w jednoosobowym pokoju, ze łzami w oczach wspominam tamten wieczór. Ale to kłamstwo. Od tamtego momentu już nigdy nie byłem sam. Stałem się maskotką, zabawką, prywatną dziwką Seva.

   Ale nie to jest najgorsze...
      
  Słyszę płukanie do drzwi.

- Proszę - wołam, ocierając z policzka samotną łzę.

    W drzwiach pojawia się wysoki brunet. Spod ciemnej, niemal czarnej grzywki spogląda na mnie jasna, nieco wystraszona para oczu.

- Trener powiedział - zaczyna.

- Wiem - przerywam mu i siadam na łóżku.

- Acha - odpowiada i kieruje się w stronę wolnego łóżka.

- Poczekaj - wstaję i podchodzę do niego.

- Musisz mi o sobie coś powiedzieć - staram się ośmielić go swoim uśmiechem.

- Ale ja nie jestem interesujący - odpowiada.

    Przewracam oczami. Czy fałszywa skromność jest cechą charakterystyczną dla wszystkich początkujących skoczków?

- Skoro tutaj jesteś to musisz mieć coś w sobie - staram się, aby mój głos był jak najserdeczniejszy.

- Jestem Constantin - odpowiada cicho i pochyla głowę- mam siedemnaście lat.

- Dzieciak - prycham i zbliżam się do niego.

     Ujmuję jego brodę w palce. Unoszę ją trochę do góry. Jego wystraszone niebieskie oczy szukają moich, ale ja koncentruję się tylko na jego śliskich ustach. Moje wargi, od jego dzieli już tylko parę milimetrów. W końcu stykają się.

   I znowu wraca tamten wieczór. Tylko ja już nie jestem ofiarą, teraz to ja trzymam stery. To nie ja cierpię, ja krzywdę. A moje usta otrzymają nagrodę w postaci ciepłych gorących warg.

    On stara się mnie odepchnąć, wyrwać się, zdobyć parę milimetrów przestrzeni, ale nie pozwalam mu na to. Popycham go na puste łóżko i po chwili ląduję na nim, przygniatając własnym ciężarem. Dostrzegam na jego policzkach łzy. Ocieram je jednym, szybkim ruchem.

- Takie tu mamy przywitanie dla nowych - oznajmiam mu - taki chrzest.

    Widzę, słyszę i czuję, że on tego nie chce, że Constantin pragnie jedynie się ode mnie uwolnić, ale nie daję mu tego.

- Postaram się, aby było szybko - dodaję od siebie - i uwierz mi, to największa łaska jaką może cię teraz spotkać.

    On nie odpowiada, widzę jak się wyłącza, jak z jego twarzy znikają wszystkie uczucia i emocje.

   Historia zatacza koło, bo takie tu mamy przywitanie...

Mam nadzieję, że się podoba, do następnego.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro