Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Być dla kogoś... Morgenzauer

Specjalnie dla  ColdGuns, która wpłynęła na to, że postanowiłam napisać coś o tym konkretnym shipie, od którego zaczęła się moja przygoda z gejowskim ff na wattpadzie i należy im się coś specjalnego ❤️. A piosenka na górze jest naprawdę cudowna i polecam się w nią wsłuchać...

- Kocham Cię, Thomas - szepnąłeś wtedy, delikatnie muskając wargami płatek mojego ucha, palcami przebiegając po moim brzuchu.

      Mówiłeś tak tysiące razy, więc dlaczego wtedy się wzdrygnąłem, zacząłem analizować sens wypowiedzianych przez Ciebie słów. Spojrzałem wtedy w twoje jasne oczy, dłonią ogarnąłem grzywkę z twojego czoła, jeszcze wtedy ją miałeś. Złożyłem pocałunek na twoim czole, ale nic nie odpowiedziałem. Czekałeś na zwykłe ,,ja ciebie też", ale ono nie padło. Cały czas panowała między nami cisza.

- Od kiedy jesteśmy razem jest mi łatwiej, jestem mniej zagubiony, czuję, że jestem dla kogoś - kontynuowałeś. Miałeś zaledwie szesnaście lat. Byłeś dzieckiem.

   To wtedy doszło do mnie co zrobiłem. Teraz masz dwadzieścia osiem lat, ja trzydzieści dwa i gdybyśmy teraz komuś podali tę różnicę wieku, nikt by się nie zdziwił. Ale wtedy, te cztery lata znaczyły cholernie dużo. Ja miałem dwadzieścia lat i zaczynałem dostrzegać przepaść między nami.

- Jesteś dla mnie drogowskazem, wskaźnikiem, oparciem, przystanią - gadałeś dalej, wpatrzony w moje oczy, uśmiechając się - sprawiłeś, że nie czuję się jak gówniarz, traktujesz mnie jak dorosłego.

    Zwiodła mnie wtedy twoja postawa. Ciało i głowa gotowe, aby wpuścić mnie do swojego łóżka, pozwolić na rzeczy zakazane, przyjmować ode mnie wszystkie prezenty związane z dorosłością, a przecież, tak naprawdę na nic byłeś gotowy, chciałeś tylko akceptacji, a ja... Wykorzystałem to, wykorzystałem ciebie, wmawiając sobie, że darzę cię jakimś uczuciem. W tamtym momencie zrozumiałem, że jesteś tylko dzieckiem, chłopcem, a ja, już dorosłym mężczyzną, który... Był jeszcze bardziej zagubiony od ciebie.

- Cieszę się, że te święta spędzamy razem, nigdy nie mogłem wyobrazić sobie lepszych. Z najbliższą mi osobą - uniosłeś się wtedy na łokciu i złożyłeś pocałunek na moich ustach, tak cholernie dorosły pocałunek, przez który, przez moje ciało przeszedł dreszcz, nie wyobrażalnie przyjemny i rozkoszny, pobudzający...

     A mimo tego nie kochaliśmy się tamtej nocy. Oderwałem się od ciebie, położyłem palec na twoich rozpalonych ustach. Poderwałem się i wyskoczyłem z łóżka. Zacząłem zbierać swoje ubrania, przekonany, że robi to, co powinienem zrobić zdecydowanie wcześniej.

- Thomas - usiadłeś, dłonią przeczesałeś włosy.

   Spuściłeś na podłogę swoje chorobliwie chude, patykowate nogi. Prychnąłem, docierało do mnie zbyt wiele bodźców na raz. Coraz więcej argumentów, aby powiedzieć stop nam, aby przerwać coś, co sam zacząłem, siejąc w twoim sercu ziarno nadzieii na miłość, uczucie.

    Zabierałem ci siebie. Psułem najważniejszy dzień w roku, bo Gregor, nie patrzyłem wtedy na to, że to gwiazdka, że za niecałą godzinę jest pasterka, na którą tak bardzo chciałeś pójść, trzymając mnie za dłoń. Licząc, że to nas jeszcze bardziej połączy, a przecież miałeś zaledwie szesnaście lat. Byłeś nastolatkiem, zaginionym dzieckiem.

- Co się stało? - wstałeś.

   Moja koszulka, chociaż dużo za duża i tak odkrywała twoje nogi, a ja dopiero wtedy dostrzegłem, jak nie wiele dzieliło cię od wykończenia. Z założonymi dżinsami podszedłem bliżej. Jedną ręką przyciągnąłem cię do siebie i złożyłem pocałunek na twoim czole. Po raz drugi, jakby, chcąc zmazać wspomnienie o tamtym jednym, który to ty zainicjowałeś, który miał w sobie tyle uczuć, które ja wtedy miałem zignorować.

- Tak będzie lepiej - powiedziałem, ale nie starczyło mi sił, aby na zmęczoną twarz przywołać uśmiech.

- Nie zostawisz mnie teraz, prawda? - odgadłeś zbyt szybko, idąc za mną po ciemnym korytarzu.

- Muszę.

- W święta? - twój głos zaczął się łamać, ale ja już postanowiłem, nic nie mogło mnie wtedy cofnąć. Nie położyłbym się spowrotem.

- Gregor, to trudne - wyciągnąłem bluzę, zacząłem rozglądać się za butami.

- Nie jestem już dzieckiem, możesz mi powiedzieć, wytłumaczyć - prosiłeś bezradnie patrząc jak się ubieram, wyciągając swoje długie białe palce, które głośno trzaskały.

- To wszystko właśnie dlatego, że jesteś dzieckiem - powiedziałem to na głos. Ubrany stanąłem przed tobą i mocno przytuliłem - będę tęsknił, ale...

- Dlatego, że nagle cię olśniło zostawiasz mnie samego, w święta samego, w hotelu, w obcym mieście. Sam mi przypominasz, że jestem niepełnoletni, a... - z twoich oczu zaczęły płynąć łzy.

- Wszystko ureguluje, wiem, że teraz to nie proste, ale...

- Co? Sam nie wiesz, Thomas - rzuciłeś mi się na szyję, chowając głowę w moje ramiona.

- Nigdy nasz związek nie miał szans. Po prostu, Gregor, za dużo nas dzieli, jest między nami zbyt wiele różnic - zacząłem się odsuwać.

- Dopiero teraz je dostrzegasz? Pobawiłeś się i już, większa satysfakcja, bo zostawiasz mnie w... Po tylu miesiącach.

- To nie miało tak wyjść. Kiedyś zrozumiesz.

- Nie sądzę - tak uroczo zmarszczyła nosek.

- Ale ja wiem. Posłuchaj, zapomnisz, stworzysz cudowny związek, sam staniesz się niesamowitą osobą. Wiesz, że będziemy się widywać, ale już tylko jako przyjaciele.

- Przyjaciele, no jasne - prychasz.

- Daj mi dokończyć. Gdzieś tam jest ktoś, kto na ciebie czeka...

- Pieprzysz.

- Gregor...

- Idź. I niech przynajmniej dla ciebie niech będą wesołe. Wyjdź, abym za kilka dni był w stanie na ciebie spojrzeć...

***

    Pożegnałeś mnie wtedy takimi słowami. Równo dwanaście lat minęło. Długich dwanaście lat, od kiedy mogłem tak po prostu cię dotknąć, a nie tylko podziwiać się z oddali, będąc tak blisko, cierpiąc przez twoje kolejne związki, wiedząc, że już nigdy nie będzie tak jak było, że nasze drogi rozeszły się raz na siebie. Ja je rozdzieliłem.

    Ale to przecież nie było tak, że po prostu zniknąłem z twojego życia, zamykają jeden rozdział życia. Widywaliśmy się często, mijaliśmy, gadaliśmy, ćwiczyliśmy, trenowaliśmy niby razem, a od tamtych świąt osobno. Udawałem, że taki stan rzeczy mi pasuje, a i ty po pewnym czasie założyłeś maskę zadowolenia, chociaż cierpiałeś, przynajmniej na początku.

    A teraz znowu leżymy naprzeciw siebie. Twoje dłonie znów, przesuwają się po moim ciele, a ja nie wierzę w swoje szczęście. Mówiąc, że kiedyś będziesz dla kogoś, nigdy nie myślałem o sobie, w sensie nie w tamtym momencie, tylko wiele, wiele lat później, gdy wszystko zaczęło się walić, a ty niby tylko jako przyjaciel stałeś się moim światłem.

    W tamte święta się rozstaliśmy, bo ja sam byłem tak bardzo zagubiony. W te, kiedy to ja dojrzałem, wreszcie możemy być razem, możesz być moim prezentem. Ale nie ma w tym mojej zasługi, tobie to się udało.

    Przez te wszystkie lata czekałeś, dbałeś o mnie, nawet wtedy, gdy odtrącałem pomocną dłoń, gdy nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy. W momentach, w których to ty odnosiłeś Victorię, a ja mogłem ci się tylko przypatrywać. Ty nie zapomniałeś, trwałeś.

   I po tych dwunastu latach wreszcie jesteśmy razem, jakby nic się nie zmieniło. Znów się we mnie wtulasz, znów w mojej koszulce.

- Kocham cię - tym razem to ja szepczę te dwa słowa.

- Wiem, tylko dużo czasu potrzebowałeś, aby to zrozumieć - uśmiechasz się.

- Wtedy tak...

- Nie musisz do tego wracać.

- Muszę, Gregor, to ważne.

- Skoro tak uważasz - ziewasz, zaraz zaśniesz, a ja wolałbym, abyś był w pełni rozbudzony.

- Miałem wtedy prezent dla ciebie, tamtej nocy - zaczynam.

- Oby nic nie technologicznego, no bo... Sam rozumiesz - uśmiechasz się, a kiedy widzisz moją poważną minę dodajesz: nie no, te stare Nokie cegły na serio były super i miały fajne gry i...

    Przerywam mu pocałunkiem i wstaję.

- Nie, dzisiejszej nocy mnie nie zostawisz - niby żartujesz, ale w szerzej otwartych oczach widzę, że jednak czai się cień obawy.

- Spokojnie -  odwracam się plecami i sięgam do kieszeni dżinsów.

- Wracaj - mruczysz, rozwalając się na łóżku.

- Już - uśmiecham się do siebie, odwracam się w jego stronę. Podchodzę parę kroków i klękam - nie zdziwię się, jak odmówisz, oczywiście kupię ci nowy pierścionek, ale zanim to wszystko, to i tak muszę żądać ci pytanie. Układałem je dwanaście lat temu, więc wiesz, nie oczekuj zbyt wiele.

- Thomas, czy ty... - siadasz na łóżku, a ja rozwieram dłoń.

- To ja tu zadaję pytania. Czy chcesz być dalej moim milusim chłopcem, tylko już tak bardziej formalnie. I już nie być kochasiami, a mężusiam - mój uśmiech się rozszerza, gdy przypominam sobie tę starą formułkę.

- Tak, chcę - odpowiadasz.

   Już mam ci założyć pierścionek, kiedy ty nagle cofasz rękę.

- Co się stało? - pytam zatroskany.

- Właśnie sobie uświadomiłem, że mógłbym mieć ten pierścionek od dwunastu lat, zresztą tak samo jak ciebie - odpowiadasz i marszczysz nosek, pewne nawyki zostają na zawsze.

- Gregor i tak byłeś za młody.

- A ty nie dojrzały - prychasz - ale znaj moje dobre serce. Przyjmuję.

- Dziękuję - odpowiadam, nasuwam ci na palec pierścionek.

   Przez chwilę patrzysz się na niego w milczeniu, a potem opadasz pod ciężarem mojego ciała. Zaczynam cię całować.

- Poczekaj - odzywasz na chwilę głowę - wesołych świąt, Thomas.

- Wesołe to one dopiero będą - odpowiadam i daje ci ogromnego buziaka w policzek.

  No i kolejny świąteczny shot. Mam nadzieję, że się podoba, bo nie skromnie powiem, że mi bardzo. Morgenzauer jest dobry na wszystko...

    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro