Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 8.

Alkohol w połączeniu z późnym powrotem do domu skutkował kacem i bólem głowy porównywalnym z uderzeniem w nią cegłą. Słyszałem nawet brzęczenie muchy czy kurz wirujący w powietrzu. Z jękiem podnosiłem się, by odkręcić butelkę, stojącą przy łóżku. Zimna ciecz łagodziła uczucie suchości w przełyku i dawała minimalną ulgę. Wysunąłem szufladę szafki nocnej i zacząłem szukać tabletek. Niestety ich brak zmusił mnie do pójścia do kuchni. Przeklinając pod nosem przygotowywałem aspirynę i wracałem do sypialni. Chciałem jeszcze pospać, a przynajmniej poczekać aż cały ból odejdzie w niepamięć. Przymknąłem oczy delektując się chłodem drugiej poduszki. W pewnej chwili usłyszałem huk za oknem, który wskazywał na kolejny wypadek samochodowy. Oczami wyobraźni widziałem jak ludzie zaczynają się zbiegać, przyjeżdża policja, a kierowcy kłócą się czyja wina. Nie dane mi było zasnąć więc skierowałem się do łazienki. Pod prysznicem przypomniało mi się o Harrym. Obiecałem mu, że przyjadę.

Tuż przed pierwszą wchodziłem do szpitala. Przywitałem się z chłopakiem i zapytałem o jego samopoczucie. Leki podawane w postaci kroplówek miały magiczne działanie i nastolatek czuł się o wiele lepiej.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem.

- Nie - posłał mi uśmiech. - Dzięki za wszystko - podniósł książkę.

Uwielbiałem z nim rozmawiać i chciałem troszczyć się o niego. Nie spodziewałem się, że obca osoba tak dużo wniesie do mojego życia. Nie czułem żadnego żalu, gdy kilka dni później czytałem dokładny rachunek ze szpitala opiewający na pięciocyfrową liczbę. Cieszyłem się, że Harry wreszcie zostanie wypuszczony. Wróciłem do chłopaka, który pakował swoje rzeczy. Posłał mi uśmiech pytając ile ma mi oddać.

- Nic.

- Ja ci oddam kasę, obiecuję.

- Przestań, Harry. Spakowałeś się?

Przerzucił torbę przez ramię i opuściliśmy mury budynku. Droga mijała nam w ciszy, przerywanej jedynie przez muzykę z radia.

- Odezwę się, okey? - zapytał chłopak, gdy staliśmy na światłach. - Dzięki za wszystko.

- Ej, co ty robisz? - zdziwiłem się, kiedy otworzył drzwi. - Zostajesz tu.

- Tu mam bliżej do domu.

- Tutaj? Inny masz adres na dowodzie.

- Grzebałeś mi w rzeczach?! - zapytał zdenerwowany.

- Ja.. ja tylko...

- Z rodzicami nie mieszkam od ponad roku - warknął po czym zatrzasnął drzwi.

Mruknąłem pod nosem przekleństwo, gdy ktoś za mną zaczął trąbić. Kątem oka widziałem jak chłopak oddala się, a ja musiałem ruszać w dalszą drogę. Prędko zaparkowałem na najbliższym dozwolonym miejscu i szybkim krokiem skierowałem się za Harrym. Przeklinałem pod nosem, bo nie chciałem zostawiać mojego RR w takim miejscu.

- Harry! - krzyknąłem widząc postać chłopaka w ciemnej uliczce. - Zaczekaj!

- Pieprz się!

Przyspieszyłem i chwilę później chwytałem nastolatka za nadgarstek.

- Zostaw mnie - warknął. - Jestem ci wdzięczny za szpital i nie martw się, oddam ci kasę.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Jesteś zły za ten adres? Chciałem tylko zobaczyć gdzie mieszkasz.

- Zobaczyłeś? I co? Pewnie masz mnie za nic, co?

- Nic takiego nie powiedziałem. Jesteś dla mnie ważny, jasne?

Prychnął krzyżując ręce na klatce piersiowej. Patrzyłem na jego loki, które były w nieładzie, na wystające kości policzkowe, na zielone tęczówki, które teraz wbite były w ziemię i ni wiedziałem co robić.

- Pojedź ze mną - poprosiłem.

- Po co?

- Powinieneś wyzdrowieć. Chcesz znowu się dusić?

Znowu to zrobił. Znowu z jego ust wydarło się prychnięcie połączone z pogardą.

- Gdzie mieszkasz? - zapytałem.

- Tutaj.

- Tutaj to znaczy gdzie?

- Może i nie mam apartamentu za kilka tysięcy rocznie. Może i nie jeżdżę autem z salonu, może i nie pracuję w prestiżowej firmie, ale wiesz co? Przynajmniej mam przyjaciół i nie szukam przygód.

- Przyjaciół? To dlaczego nikt nie odwiedził cię w szpitalu?

- A może byli jak byłeś w pracy, co?

- Nie kłam. Pytałem pielęgniarkę i nikt do ciebie nie przyszedł. Powiedz mi prawdę.

- Jaką prawdę? Byli po prostu zajęci - wzruszył ramionami.

Patrzyłem na niego i czułem jak brakuje mi argumentów. Nie chciałem pozwolić mu odejść. Chciałem żeby wrócił ze mną do domu i spędził tam trochę czasu.

- Mogę już iść? - usłyszałem.

- Jedź ze mną.

- Po co?

- Pokaż mi gdzie mieszkasz.

- Ja cię nie znam, chłopie - uśmiechnął się. Zauważyłem, że zaczyna nerwowo bawić się dłońmi, a kącik ust drga.

- Pokaż mi.

- Po co?

- Po prostu mi pokaż.

- Chcesz mi udowodnić, że jesteś lepszy?! Bo co? Bo ja jestem tylko po high school?

- A skończyłeś to w ogóle? - zapytałem ironicznie. Poczułem uderzenie i po mojej twarzy rozniósł się ból, który promieniował od nosa. - Kurwa! - krzyknąłem czując krew. - Jesteś normalny?!

- Au - mruknął rozmasowując rękę. - Przepraszam - dodał po chwili, widząc, że jest gorzej niż się spodziewał. - Złamany?

- Mam nadzieję, że nie! - chwyciłem chusteczkę, którą mi podał, a krwotok ustał po chwili.

- Ja lecę, pa.

- Słuchaj - złapałem go za nadgarstek. Przyparłem do ściany i spojrzałem w oczy. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów i czułem gorący oddech Loczka. - Nie wiem co jest grane, ale nie podoba mi się to. Masz osiemnaście lat, nie mieszkasz z rodzicami, zarabiasz kręcąc dupą w klubie, pod którym mógłbyś zdechnąć i nikt by ci nie pomógł. Nie wiem co ukrywasz, nie wiem o co chodzi twojemu szefowi, gdy mówił, że mam ci nie ufać - jego oczy nagle zrobiły się szklane. - Płaczesz?

- Nie. Puść mnie - dopiero teraz zorientowałem się, że nadal kurczowo trzymam jego rękę i przypieram do ściany.

- Nie chciałem cię obrazić, przepraszam. Pojedziesz ze mną?

- Nie. Pa.

- Harry, o co tu chodzi?!

- Chcesz wiedzieć o co chodzi?! O co?! Chodzi, kurwa, o to, że ten klub był jedynym miejscem gdzie chcieli takiego małolata! Tylko tam mogłem zarobić na coś do jedzenia i jakąś bluzę. Tylko tam mogłem pobyć w cieple i poczuć, że komuś na mnie zależy! - krzyczał. Czułem jakbym dostał w twarz kolejny raz. Tym razem o wiele mocniej. - Lepiej?! Ulżyło?!

Nie wiedziałem co powiedzieć. Chłopak otarł twarz ręką i odwrócił się na pięcie. Patrzyłem jak odchodzi i nie robiłem nic, by go zatrzymać.

———

Boże, niech ktoś mi powie co to jest? Najgorsza część ever i chyba właśnie teraz powinnam to zakończyć ._.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro