Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 41.

Czułem, jak łzy spływają po mojej twarzy, gdy podnosiłem dzwoniący ponownie telefon.

– Tak bardzo mi przykro, Gem – szepnąłem, odbierając.

– Jezu, daj mi dokończyć. Jest w szpitalu, żyje, ale jest nieprzytomny.

– W jakim szpitalu?

Kobieta podała mi adres i przeprosiła, mówiąc, że ma drugą rozmowę, a ja prędko ruszyłem w odpowiednim kierunku. Przeklinałem pod nosem, nie mogąc znaleźć wolnego miejsca i błądząc przy szpitalu. W końcu wbiegłem do środka, czując, jak brakuje mi oddechu i rozejrzałem się. Podszedłem do recepcji, ale zupełnie nie miałem pojęcia co powiedzieć.

– Harry Styles – powiedziałem w końcu, patrząc na niewysoką szatynkę z okularami na nosie. Zmarszczyła brwi, a ja przedstawiłem się jako jego narzeczony, bo tak było łatwiej. Mimo związku ona nie chciała podać mi żadnych informacji, mówiąc, że jest nowa i nie powinna nic mówić osobom spoza rodziny.

Czułem zdenerwowanie, ale w końcu zauważyłem Gemmę. Kobieta była zapłakana i tuliła się do męża. Poprosiłem o informacje, a ona wymusiła uśmiech, mówiąc, że właśnie się obudził. Razem poszliśmy do sali, a ja dopadłem chłopaka, za którym tak bardzo tęskniłem.

– To boli – szepnął, a jego głos był tak zachrypnięty.

Odsunąłem się i spojrzałem na chłopaka. Dopiero teraz zauważyłem siny ślad na jego szyi, sińce pod oczami i wychudzoną twarz. Zupełnie jak jego ciało. Na rękach były czerwone ślady, a ja miałem wrażenie, że ktoś przypalał go papierosami. Wybuchnąłem płaczem i każdy na mnie spojrzał.

– Lou – usłyszeliśmy szept, a Styles podniósł rękę z wenflonem, by mnie pogłaskać. Przytuliłem się do jego dłoni, zajmując krzesło obok. – Ko... – Próbował odkaszlnąć, ale to tylko wywołało kolejny ból. – Koch...

– Ja ciebie też, Harry.

– Musimy zrobić kilka badań, byłbym wdzięczny, gdybyście, państwo, poczekali na korytarzu. Nie możemy przemęczać pana Harry'ego – powiedział lekarz, a my skierowaliśmy się do wyjścia. Jednak Styles zatrzymał mnie i poprosił o podejście. Złapał mnie za rękę, szepcząc:

– Nie zrobiłem tego, Lou.

– Wiem, kochanie. – Pogłaskałem go po policzku. – Inni też to wiedzą i dlatego jesteś wolny.

– Tak?

– Tak, Harry. Później ci opowiem, ale wrócisz niedługo do domu. – Pocałowałem go w czoło i wyszedłem z gabinetu.

Czułem, jak opuszczają mnie siły, więc zwyczajnie opadłem na krzesło i dałem upust emocjom. Gemma złapała mnie za rękę, którą zakrywałem załzawioną twarz. Spojrzałem na nią, a ona otarła łzy z uśmiechem, mówiąc, że przecież wszystko będzie dobrze. Zazdrościłem jej siły i cieszyłem się, że jest ze mną.

– Chcesz kawę? – zapytałem po chwili, gdy wreszcie się uspokoiłem.

Pokręciła głową, a ja zapytałem Michaela. W końcu sam ruszyłem do automatu, jednocześnie wybierając numer mojej mamy. Ostatnio kontakt nam się osłabił i nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Wiedziała o więzieniu, ale nie miałem czasu, by na bieżąco o wszystkim jej mówić. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Opierałem się o ścianę i opowiadałem o wszystkim, znowu szlochając. Kobieta obiecała, że niedługo przyjedzie, bo jest ze Sky na zakupach. Uśmiechnąłem się, widząc moją siostrę, która znacznie się zaokrągliła od naszego ostatniego spotkania. Ba, wtedy ledwie było po niej widać ciążę, a teraz jej brzuch był dużą piłką. Wtuliła się we mnie bez słowa, a ja pogłaskałem ją po głowie.

– Jak się czujesz, Louis? – zapytała mama, przytulając mnie.

– On wygląda tak bardzo źle, mamo – szepnąłem.

– Kochanie, wszystko będzie dobrze. Już będzie dobrze.

Nie mogłem doczekać się, aż zostaniemy sami. W końcu obiecałem Gem, że będę dzwonił, gdyby coś się stało, a moja mama prosiła, żebym wpadł do rodzinnego domu. Jednak teraz jedyne, o czym marzyłem to kilka chwil tylko dla mnie i dla Harry'ego, który ciągle wymuszał uśmiech. Nie mogłem patrzeć na jego ciało. Nie był moim idealnym chłopakiem i pragnąłem, żeby to własnie tamten Harry wrócił. Nie ten, który nie może mówić i jego ciało jest całe posiniaczone.

– Przepraszam, Lou – usłyszałem. – Nie chciałem tego.

– Wiem, Hazz, już jest dobrze.

– Kochałem cię, ale wolałem umrzeć, Louis.

Poczułem ucisk w środku i próbowałem wymusić uśmiech.

– Nie możesz umierać, skarbie, musimy być razem. – Przysunąłem krzesło bliżej łóżka i przytuliłem chłopaka delikatnie, uważając na jego obrażenia. – Niedługo wrócimy do domu, a wtedy nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało.

– Oni mnie przypalali, Lou. To bolało.

Czułem nienawiść do siebie za zostawienie go samego. To była moja wina i gdybym wcześniej zareagował, to teraz nie siedzielibyśmy w szpitalu.

Podniosłem głowę i spojrzałem na chłopaka. Miał trudności w przełykaniu śliny, ale mimo to próbował udawać uśmiechniętego. Pogłaskałem go po policzku, kolejny raz zapewniając, że już wszystko jest w porządku.

------

A kto to właśnie wrócił? :3 Ta część miała być o wiele dłuższa, ale wtedy nie pojawiłaby się w tym tygodniu ze względu na obowiązki. Tak więc jestem, wróciłam, napisałam, skrobnę coś wkrótce i nie, nie będziecie musieli czekać kolejne pół roku. 

Mogę prosić o gwiazdki i komentarze? Chciałabym wiedzieć kto tu jeszcze został :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro