Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 36.


- Co ty tu robisz? - zapytałem, widząc Harry'ego. Zapłaciłem za taksówkę i skierowałem się do domu Jamesa.

- A kto mówił, że twoi przyjaciele są moimi?

- Nie mów nic głupiego, Harry. Proszę.

- Nie ufasz mi?

Objąłem go, gdy witał się z moim przyjacielem. Siedząc w salonie przysłuchiwał się naszej rozmowie, a gdy na górze usłyszeliśmy kroki, Styles powiedział, że idzie z nią porozmawiać. Poprosiłem żeby był ostrożny, ale wiedziałem, że pozytywne myślenie chłopaka nie zaszkodzi kobiecie. James nie wyglądał za dobrze i wiedziałem, że potrzebuje oderwania się od rzeczywistości. Teraz wszystkie obowiązki spadły na niego, a on nie miał oparcia w nikim. Czułem jak bardzo go zawiodłem, bo przecież powinienem przy nim być już od pierwszego dnia.

- Powiedz Harry'emu, że wrócę za chwilę jeśli będzie pytał - poprosiłem, wstając z kanapy.

- Coś się stało?

- Idę do sklepu.

Prędko pokonałem metry dzielące mnie od najbliższego sklepu, w którym mogłem kupić alkohol. Poprosiłem o ulubione czekoladki mojej przyjaciółki i papierosy, które palił James w stresujących sytuacjach. Znaliśmy się na wylot więc wiedziałem jak radzi sobie w gorszych dniach. Wchodząc do domu zdziwiłem się, że Harry nadal tkwi na górze. Miałem nadzieję, że nie zrobił niczego głupiego. Odłożyłem zakupy w kuchni i skierowałem się do nich. Chłopak leżał na łóżku mojego przyjaciela, a Amanda opowiadała mu o przygotowaniach do przyjęcia dziecka. Miałem ochotę zabić nastolatka za wszystko, bo on jedynie pogarszał stan psychiczny kobiety.

- Mam coś - powiedziałem, podając jej czekoladki.

- Dziękuję, Louis. Jesteście najlepsi - objęła mnie, a ja przytuliłem ją.

- Ty też, Amanda.

Zostawiłem ją z moim chłopakiem i zszedłem do Jamesa. Mężczyzna właśnie odkręcał butelkę z wódką po czym brał solidny łyk.

- Chcę się z tobą napić, a nie zaciągać cię na górę, gdy zaliczysz zgon - upomniałem go.

Kiwnął głową, a ja przeniosłem wszystko do salonu. Alkohol znikał w zastraszającym tempie, a my byliśmy coraz bardziej wstawieni.

- Nienawidzę życia, Louis, rozumiesz? - usłyszałem w pewnej chwili. - Mamy wszystko. Spójrz - wskazał na ogromny telewizor stojący naprzeciwko skórzanej kanapy. - Najnowszy sprzęt. Garaż? Drogie auta. Dom? Za ten dom moglibyśmy wyżywić pół Afryki i posłać dzieci do szkoły. Ale widzisz różnicę? Nastolatki się pieprzą i usuwają dzieci, a my nie możemy go mieć.

- Wiem, James. Przykro mi.

- Przykro ci? To twoja siostra zaliczyła wpadkę.

- Oddaje dziecko do adopcji.

- Ona je oddaje jak nudną zabawkę, a my oddalibyśmy za nie życie. Masz zdjęcie?

- Przestań, James. Jesteś pijany.

- Pokaż mi. Pokaż!

Wyjąłem komórkę i odnalazłem w galerii zdjęcie USG. Pokazałem mojemu przyjacielowi, a on ściskając mój telefon wypił kolejnego shota.

- Jest takie piękne - szepnął, a jego oczy zaszły łzami. - I żyje, rozumiesz?! - spojrzał na mnie.

Zabrałem komórkę i przytuliłem go. Alkohol sprawił, że jego nerwy puściły i mężczyzna kompletnie się rozkleił. Mówił jak bardzo cieszył się na wieść o dziecku, a teraz go nie ma i są nikłe szanse, że kiedykolwiek będzie. Pocieszenia typu "Będzie dobrze" albo "Jeszcze kiedyś będziecie je mieli" wydawały mi się naprawdę żałosne, bo istniały małe szanse, że to się spełni. Wolałem milczeć niż głupio pocieszać. Czułem jak ściska mnie w środku, gdy mówił, że mieli nadzieję na córeczkę, a Amanda już wybierała imiona.

- Zaadoptujcie, James - szepnąłem. - Geny nie są ważne, ważna jest miłość.

- Pieprzysz, Louis. Ona miała być idealna.

W myślach błagałem go, by zmienił temat. Milczałem polewając alkohol. W końcu mężczyzna nie był już w stanie rozmawiać więc położyłem go na kanapie, przykrywając kocem. Skierowałem się na górę i poprosiłem Stylesa o powrót do domu. Było późno, a my nie powinniśmy przeszkadzać. Amanda poprosiła żebyśmy zostali, a ja byłem rozdarty.

- Powinniśmy zostać, zaufaj mi - powiedział Harry, a ja czułem jakby próbował mi coś przekazać wzrokiem i myślami.

W końcu położyłem się obok niego i zapytałem Amandę czy coś zje. Nie wiedziałem jej dość długi czas i widziałem jak bardzo schudła. Jednak ta pokręciła głową. Panowała cisza, a ja zastanawiałem się co mógłbym zrobić dla mojej przyjaciółki. Jedyną dobrą opcją była obecność i dawanie poczucie bezpieczeństwa.

Harry zasnął w sypialni moich przyjaciół, bo Amanda ciągle prosiła żeby nie odchodził. Ja położyłem się w pokoju gościnnym, a rano przepraszałem Jamesa za jego złe samopoczucie. Rzeczywiście nie powinienem go upijać, a on jedynie dziękował za to.

Od tamtej pory codziennie dzwoniłem do Jamesa i częściej do nich wpadałem. W końcu wydało się, że Harry, który praktycznie przesiadywał całe dnie z Amandą, skontaktował ją ze Sky. Byłem zły, bo kobieta nie powinna mieć teraz kontaktu z osobami w ciąży, a już na pewno nie z głupimi nastolatkami. Bałem się co Skyler może powiedzieć i nie chciałem żeby w ogóle tam chodziła. James twierdził, że moja siostra ma dobry wpływ na jego żonę, ale ja nie mogłem w to uwierzyć. Znałem Sky.

Kłótnie z Harrym były coraz częstsze. Chłopak dużo czasu spędzał z moją siostrą i nie chciał mówić o czym rozmawiają z Amandą. Dodatkowo problemy z pracy przenosiłem do domu i czepiałem się o byle co. Byłem zestresowany i zmęczony, a Harry swoim zachowaniem nie pomagał mi. Zauważyłem, że od pewnego czasu nie bierze leków, bo według niego czuł się całkiem nieźle, a te jedynie usypiały go. Bałem się, że to rzut euforii, a za kilka dni chłopak znowu się potnie. Zwróciłem mu uwagę, a ten obiecał poprawę. W końcu przyłapałem go na wyrzucaniu tabletek do zlewu, a wtedy nie wytrzymałem. Po ostrej sprzeczce chłopak spakował swoje rzeczy i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami, a ja nie zrobiłem nic, by go zatrzymać.

----

Drama timeeee. Myślałam, że dziś będzie długa przemowa z okazji 100K wyświetleń, ale brakuje 800 więc zrobię to za tydzień. Za to mamy 10,2K gwiazdek. Kocham Was xx 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro