Part 32.
Następnego dnia Harry był spuchnięty na twarz. Jego warga była sina, a przy nosie była zaschnięta krew. Chłopak udawał bohatera i zapewniał, że nic go nie boli, a co chwilę krzywił się, myśląc, że nie widzę. Byłem dumny, że bronił moją siostrę, ale z drugiej strony zachował się nieodpowiedzialnie. Troy mógł go naprawdę poważnie zranić, ale o tym nie pomyślał nikt.
- Pojedziemy do szpitala - powiedziałem, widząc jak chłopak przemywa twarz i klnie pod nosem. - Powinien zobaczyć cię lekarz.
- Przesadzasz.
- Możesz mieć złamany nos.
- Nie jest złamany.
- Skąd wiesz?
- Bo już kiedyś był złamany i bolało o wiele bardziej. To jest niczym.
Złapałem go za twarz i spojrzałem na rany. W końcu pokręciłem głową, a ten wrócił do sypialni. Skyler leżąca na kanapie wychyliła się i zapytała jak się czujemy. Poprosiłem żeby nawet się nie odzywała, a ta przyznała, że to jej wina. Skrucha nie trwała długo, bo została zastąpiona ekscytacją.
- Ale wiesz jakie to było piękne?! Troy się nie spodziewał, a wtedy Harry...
- Zamknij się, Sky. Proszę.
Dołączyłem do Stylesa w sypialni i przytuliłem się do niego. Głaskałem go po policzku i było mi go żal. Był moim małym bohaterem, który bronił dziewczyny nawet kosztem swojego życia czy zdrowia. Wiedziałem, że do wesela się zagoi i kiedyś będziemy się z tego śmiać.
- Bardzo boli? - szepnąłem, wplątując palce w jego włosy.
- Mhm.
- Może naprawdę powinniśmy...
- Nie, Louis. Daj spokój.
- Przecież jesteś już ubezpieczony - przypomniałem mu. Jakiś czas temu ubezpieczyłem chłopaka prywatnie, bo koszty leczenia zabiłyby mnie.
- Nie chodzi o to. Daj spokój.
- Przynieść ci lodu?
- Nie, dam radę.
Przytuliłem go i pocałowałem w czoło. Panowała cisza, a ja wsłuchiwałem się w dźwięk dobiegający z łazienki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to wymiotująca Sky. Zerwałem się z łóżka i skierowałem do pomieszczenia, gdzie blondynka klęczała nad sedesem. Zebrałem jej włosy i otarłem łzy. Przytuliłem, podając kawałek papieru. Pomogłem jej przejść do salonu i podałem zimną wodę. Styles dołączył do nas i przytulił nastolatkę. Po południu odwiozłem ją do domu, bo o to poprosiła. Tam miała lepszą opiekę pod okiem mojej mamy, a to właśnie tego teraz potrzebowała. Siedziałem z Harrym na kanapie i napawaliśmy się ciszą, którą przerwała Amanda. Pytała co u nas i jak minęły wakacje. Powiedziałem, że sytuacja trochę się skomplikowała. Kobieta z troską zapytała o co chodzi, a ja przyznałem, że Sky jest w ciąży, a Harry pobił jej byłego chłopaka. Moja przyjaciółka ze śmiechem w głosie odparła, że wesoło u nas. Przyznałem jej rację i sam zaczynałem śmiać się z całej sytuacji.
- Mamy dzisiaj małą imprezkę, wpadniecie?
- Nie, raczej nie. Harry jest trochę spuchnięty - powiedziałem na co chłopak spojrzał na mnie.
Kobieta poleciła kilka maści i zaczęła błagać żebyśmy przyjechali do nich po siódmej. W końcu zgodziłem się. Po rozłączeniu opowiedziałem nastolatkowi o planach Amandy. Przyznał, że ją polubił, a ja byłem zadowolony. W końcu ruszyłem się do apteki i zacząłem prosić o coś na opuchliznę. Podała mi kilka leków, a ja zapłaciłem za nie. Wracając z zakupami przeglądałem lokalną gazetę. Pisali o kolejnych wypadkach i ciele młodego chłopaka niedaleko jednego z gejowskich klubów. Poczułem dreszcz przechodzący przez moje ciało. Przed oczami znowu miałem obraz chorego Stylesa, którego zabierałem spod klubu. Nie mógłbym sobie wybaczyć gdyby wtedy coś mu się stało, a ja zwyczajnie pojechałbym dalej. Teraz chłopak okupował kanapę w naszym wspólnym mieszkaniu i cierpiał przez byłego chłopaka mojej siostry. Rozpakowałem zakupy i podszedłem do niego, wyjmując ulotki z opakowań maści i kremów. Syczał, gdy smarowałem jego wargę, ale przyłożony lód zmniejszył już opuchliznę. Robiąc śniadanie słuchałem wiadomości, które oglądane były przez mojego chłopaka. Znowu mówili o zmarłym nastolatku, a na ekranie pokazywał się portret pamięciowy podejrzanego.
- Ja go znam, Louis - usłyszałem.
- Kogo?
- Jego. Spałem z nim.
Przerwałem krojenie pomidorów i zawiesiłem się na chwilę. Po kilku sekundach ocknąłem się, stwierdzając, że powinien zgłosić się na policję.
- Wiem tylko, że ma na imię Martin czy Melman czy jakoś na M. Strasznie śmierdział i nie zapłacił. Nie chcę tego wspominać.
Wróciłem do przygotowywania posiłku, nie poruszając tematu ponownie. Popołudnie spędziliśmy na spontanicznym seksie, który wyniknął podczas gry na konsoli. Przygotowując się do imprezy u Jamesa i Amandy opowiadałem jak zazwyczaj wyglądają takie wieczory. Moi przyjaciele zapraszali kilku znajomych, robili przystawki, a potem lał się alkohol. Teraz Amanda będzie ogłaszać całemu światu dobrą nowinę. Harry już nie był przerażony. Nakładał podkład na twarz i odżywkę we włosy, by jego loki były jeszcze bardziej pociągające. Uwielbiałem je i miałem ochotę bawić się nimi bez przerwy. Taksówką pojechaliśmy pod odpowiedni adres i przywitaliśmy się z Amandą, podając jej wino i czekoladki. Od razu zapytałem ją o samopoczucie, a ta przyznała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze.
- Muszę wam kogoś przedstawić! - pisnęła, ciągnąc nas w nieznanym kierunku. W końcu stanęliśmy przed parą chłopaków, którzy rozmawiali z Jamesem. - Matt, Ben, to Harry i Louis. Lou, Harry, to Matt i Ben. Mówiłam wam o nich! Zaręczyli się!
Pogratulowałem, witając się. Ben patrzył na Harry'ego, a ja zdziwiłem się jego brakiem kultury. Spojrzałem na chłopaka i zauważyłem strach w jego oczach. Zupełnie nie rozumiałem o co chodzi, a nastolatek odwrócił się i prędko odszedł.
------
A teraz sprawdzam obecność: gwiazdkę daje KAŻDY kto czyta regularnie/każdą część :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro