Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 32.

Następnego dnia Harry był spuchnięty na twarz. Jego warga była sina, a przy nosie była zaschnięta krew. Chłopak udawał bohatera i zapewniał, że nic go nie boli, a co chwilę krzywił się, myśląc, że nie widzę. Byłem dumny, że bronił moją siostrę, ale z drugiej strony zachował się nieodpowiedzialnie. Troy mógł go naprawdę poważnie zranić, ale o tym nie pomyślał nikt.

- Pojedziemy do szpitala - powiedziałem, widząc jak chłopak przemywa twarz i klnie pod nosem. - Powinien zobaczyć cię lekarz.

- Przesadzasz.

- Możesz mieć złamany nos.

- Nie jest złamany.

- Skąd wiesz?

- Bo już kiedyś był złamany i bolało o wiele bardziej. To jest niczym.

Złapałem go za twarz i spojrzałem na rany. W końcu pokręciłem głową, a ten wrócił do sypialni. Skyler leżąca na kanapie wychyliła się i zapytała jak się czujemy. Poprosiłem żeby nawet się nie odzywała, a ta przyznała, że to jej wina. Skrucha nie trwała długo, bo została zastąpiona ekscytacją.

- Ale wiesz jakie to było piękne?! Troy się nie spodziewał, a wtedy Harry...

- Zamknij się, Sky. Proszę.

Dołączyłem do Stylesa w sypialni i przytuliłem się do niego. Głaskałem go po policzku i było mi go żal. Był moim małym bohaterem, który bronił dziewczyny nawet kosztem swojego życia czy zdrowia. Wiedziałem, że do wesela się zagoi i kiedyś będziemy się z tego śmiać.

- Bardzo boli? - szepnąłem, wplątując palce w jego włosy.

- Mhm.

- Może naprawdę powinniśmy...

- Nie, Louis. Daj spokój.

- Przecież jesteś już ubezpieczony - przypomniałem mu. Jakiś czas temu ubezpieczyłem chłopaka prywatnie, bo koszty leczenia zabiłyby mnie.

- Nie chodzi o to. Daj spokój.

- Przynieść ci lodu?

- Nie, dam radę.

Przytuliłem go i pocałowałem w czoło. Panowała cisza, a ja wsłuchiwałem się w dźwięk dobiegający z łazienki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to wymiotująca Sky. Zerwałem się z łóżka i skierowałem do pomieszczenia, gdzie blondynka klęczała nad sedesem. Zebrałem jej włosy i otarłem łzy. Przytuliłem, podając kawałek papieru. Pomogłem jej przejść do salonu i podałem zimną wodę. Styles dołączył do nas i przytulił nastolatkę. Po południu odwiozłem ją do domu, bo o to poprosiła. Tam miała lepszą opiekę pod okiem mojej mamy, a to właśnie tego teraz potrzebowała. Siedziałem z Harrym na kanapie i napawaliśmy się ciszą, którą przerwała Amanda. Pytała co u nas i jak minęły wakacje. Powiedziałem, że sytuacja trochę się skomplikowała. Kobieta z troską zapytała o co chodzi, a ja przyznałem, że Sky jest w ciąży, a Harry pobił jej byłego chłopaka. Moja przyjaciółka ze śmiechem w głosie odparła, że wesoło u nas. Przyznałem jej rację i sam zaczynałem śmiać się z całej sytuacji.

- Mamy dzisiaj małą imprezkę, wpadniecie?

- Nie, raczej nie. Harry jest trochę spuchnięty - powiedziałem na co chłopak spojrzał na mnie.

Kobieta poleciła kilka maści i zaczęła błagać żebyśmy przyjechali do nich po siódmej. W końcu zgodziłem się. Po rozłączeniu opowiedziałem nastolatkowi o planach Amandy. Przyznał, że ją polubił, a ja byłem zadowolony. W końcu ruszyłem się do apteki i zacząłem prosić o coś na opuchliznę. Podała mi kilka leków, a ja zapłaciłem za nie. Wracając z zakupami przeglądałem lokalną gazetę. Pisali o kolejnych wypadkach i ciele młodego chłopaka niedaleko jednego z gejowskich klubów. Poczułem dreszcz przechodzący przez moje ciało. Przed oczami znowu miałem obraz chorego Stylesa, którego zabierałem spod klubu. Nie mógłbym sobie wybaczyć gdyby wtedy coś mu się stało, a ja zwyczajnie pojechałbym dalej. Teraz chłopak okupował kanapę w naszym wspólnym mieszkaniu i cierpiał przez byłego chłopaka mojej siostry. Rozpakowałem zakupy i podszedłem do niego, wyjmując ulotki z opakowań maści i kremów. Syczał, gdy smarowałem jego wargę, ale przyłożony lód zmniejszył już opuchliznę. Robiąc śniadanie słuchałem wiadomości, które oglądane były przez mojego chłopaka. Znowu mówili o zmarłym nastolatku, a na ekranie pokazywał się portret pamięciowy podejrzanego.

- Ja go znam, Louis - usłyszałem.

- Kogo?

- Jego. Spałem z nim.

Przerwałem krojenie pomidorów i zawiesiłem się na chwilę. Po kilku sekundach ocknąłem się, stwierdzając, że powinien zgłosić się na policję.

- Wiem tylko, że ma na imię Martin czy Melman czy jakoś na M. Strasznie śmierdział i nie zapłacił. Nie chcę tego wspominać.

Wróciłem do przygotowywania posiłku, nie poruszając tematu ponownie. Popołudnie spędziliśmy na spontanicznym seksie, który wyniknął podczas gry na konsoli. Przygotowując się do imprezy u Jamesa i Amandy opowiadałem jak zazwyczaj wyglądają takie wieczory. Moi przyjaciele zapraszali kilku znajomych, robili przystawki, a potem lał się alkohol. Teraz Amanda będzie ogłaszać całemu światu dobrą nowinę. Harry już nie był przerażony. Nakładał podkład na twarz i odżywkę we włosy, by jego loki były jeszcze bardziej pociągające. Uwielbiałem je i miałem ochotę bawić się nimi bez przerwy. Taksówką pojechaliśmy pod odpowiedni adres i przywitaliśmy się z Amandą, podając jej wino i czekoladki. Od razu zapytałem ją o samopoczucie, a ta przyznała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze.

- Muszę wam kogoś przedstawić! - pisnęła, ciągnąc nas w nieznanym kierunku. W końcu stanęliśmy przed parą chłopaków, którzy rozmawiali z Jamesem. - Matt, Ben, to Harry i Louis. Lou, Harry, to Matt i Ben. Mówiłam wam o nich! Zaręczyli się!

Pogratulowałem, witając się. Ben patrzył na Harry'ego, a ja zdziwiłem się jego brakiem kultury. Spojrzałem na chłopaka i zauważyłem strach w jego oczach. Zupełnie nie rozumiałem o co chodzi, a nastolatek odwrócił się i prędko odszedł.

------

A teraz sprawdzam obecność: gwiazdkę daje KAŻDY kto czyta regularnie/każdą część :)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro