Part 17.
Praca Harry'ego sprawiła, że nasze życie wyglądało jak rutyna. Ja już nie spieszyłem się do domu, bo wiedziałem, że i tak jest pusty. Po czwartej wychodziłem z firmy i kierowałem się do kawiarni, w której Harry sprzedawał gorące napoje. Zawsze peszył go fakt, że siedzę niedaleko i obserwuję jego pracę, ale to było słodkie. Musiał wdzięczyć się do klientów, a opowiadanie o smakach czy dodatkach mnie osobiście by denerwowało. Pytania "Co pan poleca" byłyby moimi powodami do złożenia wypowiedzenia. Nie nadawałem się do takiej pracy.
W piątek postanowiłem wyjść wcześniej. Harry też pracował tylko do czwartej, a później mieliśmy jechać na squasha. Chciałem nauczyć chłopaka gry, którą sam kochałem. Chciałem przekazać mu cząstkę świata, w którym żyję.
- Miłego weekendu, Cindy - posłałem uśmiech sekretarce, która nadal pracowała. - Idź już domu.
- Ale ja...
- Odpracujesz innym razem - powiedziałem i zauważyłem jej zdziwienie.
Przez przypadek podsłuchałem, że jutro ma ślub siostry. Miałem dobry nastrój więc chciałem się nim dzielić. Wsiadając do auta przypomniałem sobie o garniturze, który miałem odebrać jakiś czas temu. Odszukałem w portfelu odpowiednią kartkę i skierowałem się do pralni. Zamieniłem z pracownicą kilka słów, przeprosiłem za spóźnienie i podziękowałem za usługę. Pakując rzeczy do Range Rovera zauważyłem, że młoda kobieta wskazuje na mnie z drugiej strony ulicy, rozmawiając z inną kobietą. Znałem ją z widzenia i wiedziałem, że należymy do dwóch różnych światów, a jedyne co mógłbym dla niej zrobić to zapłacić za seks, bo właśnie tym się trudniła. Brunetka z jasnym ombre ubrana w błękitną sukienkę i tunikę zmierzała w moją stronę. Miała około dwudziestu pięciu lat i wydawała mi się znajoma. Przywitałem się, gdy ona to zrobiła.
- Zna go pan, prawda? - pokazała mi zdjęcie Harry'ego, a ja zamarłem.
- Ale... ja nie wiem czy powinienem z panią rozmawiać - nie wiedziałem kim jest, a nie będę rozmawiał o Loczku z obcą osobą.
- To mój brat. Wiem, że pan go zna. Ana widziała pana z nim - wskazała na prostytutkę.
- Gemma, tak?
- Tak. Nie mogę znaleźć Harry'ego i bardzo się martwię. Nie odbiera telefonu i nie mam pojęcia gdzie jest - przyznała, a jej oczy zaszły łzami.
- Pewnie w pracy - wzruszyłem ramionami.
- W barze? Wie pan gdzie on pracuje? Wiem tylko, że jest barmanem, ale nigdy nie chciał powiedzieć gdzie.
Barmanem. Dobre sobie. Widzę, że Harry nie tylko mi nie chciał mówić wszystkiego.
- Ostatnio zmienił pracę. Jadę po niego, podrzucić panią?
Kiwnęła głową, a ja otworzyłem przed nią drzwi. Kierując się do kawiarni obserwowałem Gem. Była bardzo podobna do młodszego brata. Widziałem zatroskanie wypisane na jej twarzy i zastanawiałem się ile wie o Harrym. Nie wie, że zarabiał ciałem, pewnie nawet nie wie, że nie miał gdzie mieszkać.
- Ile ma pan lat? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się.
- Dwadzieścia trzy.
- Płaci mu pan?
- Za co?
- Utrzymuje go pan?
- My... my jesteśmy razem. Po prostu. Mieszkamy razem.
- Kocha go pan?
- Szalenie - zapewniłem, parkując na poboczu.
Wchodząc do kawiarni podałem Gemmie swoją wizytówkę, mówiac, że może zadzwonić jak będzie się martwić, a Harry znów nie będzie odbierał. Podziękowała i przekroczyła próg, chowając kartkę do kieszeni. Loczek podawał nastolatce styropianowy kubek i wydawał resztę. Spojrzał na nas, a uśmiech automatycznie zszedł z jego twarzy. Podszedłem i, muskając jego policzek, powiedziałem:
- Masz przejebane.
Gemma podeszła do nas i zaczęła warczeć na brata. Ten poprosił, by się uspokoiła i zaraz z nią porozmawia. Zaproponował kawę, a ta stwierdziła, że zaczeka na zewnątrz. Wyszedłem za nią i zapewniłem, że nie powinna się martwić. Wyjęła z torebki paczkę białych Marlboro, a ja uśmiechnąłem się.
- On wyniósł się z domu po szesnastych urodzinach, rozumiesz? - spojrzała na mnie. - Nie powiedział nikomu gdzie idzie. Przez wiele tygodni nie miałam z nim kontaktu aż w końcu wpadłam na niego na ulicy. Był brudny, głodny i przerażony. Obiecał, że będzie codziennie pisał, ale prosił, by nie odwozić go do domu. On tam miał piekło, rozumiesz? Zresztą ja nie wiem po co ci to mówię.
- On nie chce mówić o rodzinie - przyznałem. - Powiedział tylko, że ma starszą siostrę, ale gdy pytam o coś więcej to robi się nerwowy.
- On nie był barmanem, prawda?
- Ja... on...
- Nie kłam. Nikt nie przyjąłby dzieciaka bez szkoły. Został mu tylko rok...
- On... on tańczył - utkwiłem wzrok w podłodze.
- Tańczył?! Ale co? - spojrzałem na nią, nie wiedząc jak jej wyjaśnić wyginanie się na rurze w gejowskim klubie. - Chyba sobie żartujesz! Tylko tańczył?
- Chyba... chyba tak.
- Jak się poznaliście?
- W klubie.
- Jak? Po prostu postawiłeś mu drinka?
- Ja... ja mu zapłaciłem.
- Za seks?! Ty zboczeńcu! On jest dzieckiem!
- Już nie jest, to było tydzień po jego urodzinach.
- Mój Boże - jęknęła, osuwając się po ścianie.
Kucnęła i skryła twarz w dłoniach. W tej samej chwili z kawiarni wyszedł Harry.
- Co ty tu robisz? - zapytał, patrząc na siostrę.
- Ja? - podniosła wzrok. - Co JA tu robię?! - wstała i zbliżyła się do brata. - Czy ciebie pojebało?! Szukam cię od kilku tygodni, rozumiesz?! Jaką mieliśmy umowę?! Masz ten pieprzony telefon?!
- Trochę się zmieniło, Gem. Tęskniłem - przytulił ją, a ja widziałem jak kobieta się łamie.
- Martwiłam się - szepnęła, płacząc.
------
Mamy 21,5K! Yay! Tylko coś tak ostatnia część nie wypaliła. Była bardzo zła?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro