Part 16.
Przez weekend postanowiliśmy nacieszyć się... sobą. Nowymi nami. Nami. Już nie tylko jako współlokatorami, ale kimś więcej. Obaj wiedzieliśmy, że byliśmy dla siebie ważni i skoczylibyśmy za siebie w ogień. Chciałem poznać każdy zakamarek Harry'ego. Chciałem poznać jego przeszłości, rodzinę, siostrę, miejsce, w którym mieszkał. On jednak za każdym razem prosił mnie o zmianę tematu. Widziałem tajemnicę w jego oczach, a to potęgowało chęć poznania jego świata. Mimo wszystko nie chciałem naciskać, bo robiła się nieprzyjemna atmosfera. Wolałem go przytulić i pocałować niż widzieć jak się smuci.
W poniedziałek rano czułem zmęczenie i niechęć do wyjścia do pracy. Miałem ochotę zadzwonić, że jestem chory i mają odwołać wszystkie spotkania, ale potem przypomniałem sobie o spotkaniu z pomysłodawcami akcji, którą miałem finansować i musiałem wstać. Robiąc kawę pakowałem torbę. Moje papiery walały się po wszystkich półkach i po całym biurku.
- Będę tęsknił - chłopak przytulił mnie. Zdziwiłem się, że już wstał, bo zazwyczaj mruczał ciche "Pa", odwracając się na drugi bok, gdy mówiłem, że wychodzę.
- Wrócę szybko - zapewniłem, całując go w czoło.
- Zrób zakupy - przypomniał mi.
- Mhm. Pa.
Pożegnaliśmy się i wyszedłem z mieszkania. Wsiadając do Range Rovera przypomniała mi się sytuacja spod baru, gdy znalazłem Harry'ego z zapaleniem płuc. Wzdrygnąłem się, bo to nie był najlepszy okres. Chociaż z drugiej strony gdyby nie to to teraz w moim mieszkaniu nie byłoby chłopaka, który wiele dla mnie znaczy.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem z parkingu. Wysiadając z auta tuż przed budynkiem firmy, odblokowałem telefon, który poinformował mnie o nadejściu nowej wiadomości. Wchodząc do środka tłumiłem śmiech na widok zdjęcia Harry'ego z kondomem w ustach i podpisem "Zostały tylko 2 :o". Zapewniłem, że później kupię i schowałem telefon do kieszeni. Wchodząc do biura rozmawiałem z sekretarką, która przekazywała mi informacje. Usiadłem za biurkiem i włączyłem laptopa.
Byłem zbyt zajęty pracą, by myśleć o czymś innym. Na samym spotkaniu z organizatorami akcji spędziłem ponad dwie godziny. Na dodatek czekała mnie jeszcze praca w biurze. Spojrzałem na zegarek, który informował, że dochodzi druga. Usiadłem przy komputerze i zabrałem się do pracy. W pewnej chwili po biurku rozniosły się wibracje, a ja spojrzałem na ekran, gdzie pojawiło się powiadomienie o wiadomości.
Zgadnij kto właśnie dostał pracę! *-*
Zdziwiłem się, bo chłopak nic nie mówił o szukaniu pracy, a tu nagle ją ma. Zapytałem co to za praca, a ten opisał, że będzie sprzedawał kawę, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. W kolejnej wiadomości napisał, że powinienem być dumny. Widząc ":c" przed oczami od razu pojawiła się mina szczeniaczka w wykonaniu Harry'ego.
Jestem dumny jak cholera! Co teraz robisz?
Chłopak odpisał, że musi załatwić jeszcze kilka spraw dotyczących pracy i pewnie wróci do domu. Poprosiłem, by dał mi znać, gdy będzie wracał. Napisał denerwujące tak wszystkich "K", a ja westchnąłem. Niby nie dzieliło nas wiele lat, ale czasami czułem się przy nim staro. Chociaż z drugiej strony w wielu sytuacjach to on był tym bardziej dojrzałym.
Dokończyłem najważniejsze sprawy i postanowiłem zabrać pracę do domu. Spakowałem się i w tej samej chwili Harry napisał, że wraca do domu. Wybrałem jego numer i zapytałem gdzie jest.
- Poczekaj, zaraz będę.
Zebrałem swoje rzeczy i pożegnałem się ze wszystkimi. Kwadrans później Harry wsiadał do mojego samochodu. Przywitał mnie całusem w policzek i pytaniem czy chcę łyka kawy. Wziąłem od niego styropianowy kubek i upiłem łyk. Moje kubki smakowe wyczuły nutkę nugatu i czekolady.
- Gdzie jedziemy? - zapytał Harry, widząc, że nie zmierzam w kierunku domu.
- Na zakupy.
Wchodząc do supermarketu chłopak opowiadał mi o badaniach krwi, które musiał zrobić, by przyjęli go do pracy.
- Jestem czysty - uśmiechnął się. - Nie masz czego się obawiać.
- Ja niczego się nie obawiałem - odwzajemniłem gest.
- A mojego hiv?
- Nie jesteś pozytywny. Robili ci badania w szpitalu.
- Naprawdę? Nie pamiętam.
Chodziliśmy między regałami wrzucając do koszyka potrzebne produkty. W pewnej chwili wpadliśmy na żonę Jamesa, która ucieszyła się na mój widok.
- Dawno się nie widzieliśmy! - stwierdziła. - Kto to?
- Amanda, to Harry. Harry, to Amanda. Żona Jamesa, wiesz.
Przywitali się, a ja czułem jak atmosfera zaczyna robić się niezręczna. W końcu przeprosiłem kobietę i zapewniłem, że kiedyś wpadnę do nich na obiad. Kiedy skierowała się do kasy, ja odetchnąłem.
- Ona nie wie, prawda? - zapytał Loczek, patrząc na mnie.
- Nie wie, ale pewnie się domyśla i zaraz zadzwoni do Jamesa, a ten jutro nie da mi żyć.
- Przepraszam.
- Nie masz za co! - dotknąłem jego ręki, która leżała na rączce od wózka.
Nabyliśmy jeszcze kilka rzeczy po czym sami poszliśmy do kasy. Czekając w kolejce przeglądałem artykuły. Na taśmę wrzuciłem miętowe gumy do żucia i zerknąłem na Harry'ego. Z nudów czytał wartości odżywcze płatków śniadaniowych. Delikatnie kopnąłem go, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Ruchem głowy wskazałem na prezerwatywy, a on spuścił wzrok, tłumiąc śmiech. Chwyciłem dwie paczki i rzuciłem pomiędzy mleko, a ananasa w puszce. Sam starałem się nie roześmiać, patrząc jak kobieta nabija wszystko na kasę. W końcu zapłaciłem i wyszliśmy. Pakując zakupy do samochodu, Harry powiedział:
- Możemy to robić caaaaałą noc.
- Jutro pracujesz więc musisz się wyspać!
- Racja - powiedział i oblizał wargi w ten charakterystyczny, seksowny sposób.
Jego wzrok zdradzał o czym myślał, a ja klepnąłem go w tyłek, mówiąc:
- W sumie jeśli wykorzystamy jedną to nic się nie stanie.
- Wiedziałem!
Roześmiałem się, wsiadając do auta.
-----
Wróciłam po Woodstocku i takim oto sposobem mamy kolejną część! Dziękuję za 18K wyświetleń i 1,5K gwiazdek. All the love! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro