Ten
Lauren
-To może wejdziemy już do środka?- pyta Zayn.
Nie za bardzo chce mi się teraz zwracać na niego uwagę. Moje aktualne myśli zajmuje tylko i wyłącznie jego młodszy brat. On jest taki seksowny!
Co jak co, ale dzieci państwu Malik się naprawdę udały. Ale cóż się dziwić, skoro Stephan jest przystojny, a jego żona jest piękna.
-Ojej! Zapomniałam! Wy zapewne jesteście głodni i zmęczeni po podróży, a my tu was przetrzymujemy!- mówi zaaferowana Violetta.
-Wchodźcie do środka.
Wszyscy kierujemy się w stronę pięknej willi, zwanej niekiedy domem. Jednak Zayn przytrzymuje mnie ręką i zwalnia. Kiedy reszta weszła już do środka, my zostajemy na zewnątrz.
Odwraca się do mnie z pełną złości miną.
-Co ty kurwa odwalasz?! Czy aby na pewno nie pomyliłaś braci?!
Patrzę na niego zaskoczona.
-Uwierz mi, że niemożliwe jest pomylenie takiego gbura jak ty z kimś innym- warczę.
-Przyjechałaś tu, aby udawać moją dziewczynę, a nie po to, aby wdawać się w romanse z moim bratem- syczy.
-Mogę robić co chcę i mi tego nie zabronisz- wyrywam mu się.
Wchodzimy do kuchni, a na twarzach reszty pojawiają się szerokie uśmiechy. Zayn ponownie obejmuje mnie w talii, na co mam ochotę się skrzywić, lecz nie mogę. Po prostu nie mam teraz najmniejszej ochoty na jego dotyk. W ogóle nie mam ochoty przebywać w jednym pomieszczeniu z tym dupkiem.
-Oooo! Wróciły nasze gołąbeczki!
-Mam nadzieję, że niczego tam nie popsuliście podczas waszej nieobecności.
-Jane!- gromi ją ojciec.
-Och, daj spokój, tato. Seks nie jest nam już obcy.
Jestem trochę zaskoczona jej śmiałością, ale już mogę stwierdzić, że się świetnie dogadamy.
-Mimo wszystko, zachowuj się. Dama nie powinna tak mówić publicznie.
-Ale ja nie...
-Jane!- podnosi głos pan Malik.
-Dobrze już dobrze.
-Siadajcie. Za chwileczkę będzie obiad.
Zajmujemy swoje miejsca i zaczyna się rozmowa.
Gdy ich tak obserwuję, ogarnia mnie zazdrość i smutek. Ja nigdy nie miałam czegoś takiego. Byłam tylko ja i moja ukochana mama, która wychowała mnie jak najlepiej umiała i kocha mnie miłością bezwarunkową.
U nich jest tak głośno i wszyscy są ze sobą zżyci. My byłyśmy tylko we dwie, więc było cicho. Nie mam tego za złe mojej rodzicielce, bo to nie jej wina, lecz od zawsze marzyłam o prawdziwej pełnej rodzinie.
-Uśmiechnij się w końcu- szepcze mi Zayn na ucho.
Jak mam być szczęśliwa, kiedy mnie to wszystko przytłacza. Jedyną "bliską" mi osobą w tym pomieszczeniu, jest mój szef, z którym nie mam zbyt dobrych relacji.
-Jak się poznaliście?- z moich rozmyślań wyrywa mnie głos Violet.
Uwaga wszystkich skupia się na naszej dwójce.
Czuję jak Zayn cały się spina.
To było do przewidzenia, że nas o to spytają, Malik.
Mam ochotę przewrócić oczami.
Spogląda na mnie i łapie mnie za rękę pod stołem, co sprawia, że jestem lekko zdezorientowana.
Słyszę węstchnięcie po przeciwnej stronie stołu, dlatego się tam odwracam i widzę rozczuloną twarz Violet i Jane oraz kaprys na twarzy Willa.
-Cóż...Poznałem Lauren...na pewnej konferencji. Jak widzicie od razu wpadła mi w oko. Więc postanowiłem do niej zagadać i się z nią umówić... No i tak wyszło, że teraz jesteśmy razem- uśmiecha się dumnie do swojej rodziny.
Wow! Jestem pod wrażeniem! Naprawdę świetne kłamstwo.
Co jak co, ale genialny z niego aktor.
-To takie słodkie i romantyczne- mówi Jane.
-Oooo, błagam- odzywa się prawdopodobnie z ironią Will.
Albo mi się wydaje, albo Zayn i jego brat za sobą nie przepadają.
_______________________________________
Do środy ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro