Seven
-Radzę Ci uważać na słowa, słonko- szepcze mi do ucha, które lekko przygryza.
Mój oddech przyspiesza. Serce niemal wyskakuje mi z piersi. Jest blisko, zbyt blisko. Czuję jego ciepło oraz woń cudownych męskich perfum, do których z zupełnością mam słabość.
-Bo co mi zrobisz?
Spoglądam na niego. Jego oczy pociemniały. Próbuję być silna i pokazać, że wcale mnie nie przeraża. Ale nie wiem czy na pewno jestem wiarygodna.
-Bo następnym razem mogę ci zademonstrować dlaczego wszystkie te kobiety chcą więcej.
Nagle ogarnia mnie irytacja spowodowana jego pewnością siebie i odpycham go.
-Nie dziękuję, nie skorzystam. Twoja oferta niespecjalnie mnie interesuje.
-Zobaczymy- mówi ciszej.
Postanawiam to zignorować i w spokoju wyjść z mieszkania, które najpierw zamykam.
W ciszy dochodzimy do samochodu i potem w ciszy jedziemy.
...
Po godzinie, spokój przerywa Zayn.
-Po co wy kobiety się malujecie? Przecież ładniej wyglądasz w wersji naturalnej niż z tapetą na twarzy.
Spoglądam na niego zaskoczona.
Co temu pajacowi przyszło do głowy, żeby o tym gadać?
-Co ci przyszło na myśl?
-Tak po prostu myślę i przypomniałem sobie ciebie dzisiaj z rana. Twoje oczy nie potrzebują makijażu jak i reszta twarzy. Bez nich również pięknie wyglądasz.
Kiedy dotarło do mnie, co właśnie powiedział mój szef, moją twarz oblały rumieńce.
Postanowiłam szybko się opanować.
-I kto to mówi? Zazwyczaj jakoś nie chodzicie do łóżka z tymi naturalnymi, tylko z tymi co mają kilo tapety na ryju.
Nagle wybuchnął głośnym śmiechem.
-Czy to cię śmieszy?
-Tak- posyła mi zawiadacki uśmiech.
-A to niby dlaczego?
-Bo to było zabawne.
Przysięgam. Zaraz go rozerwę.
-Jesteś idiotą- prycham.
-Ja idiotą?! To ty zachowujesz się jakbyś miała wiecznie okres. Cały czas tylko marudzisz i marudzisz. Kobieto! Ogarnij się! Potrzebujesz ostrego rżnięcia i jak się nie uspokoisz, to masz to u mnie jak w banku!
-Pierdol się!- odwracam się do niego plecami i spoglądam w okno.
-I tak zrobię!
Nie przerywając poprzedniej czynności, pokazuję mu środkowy palec.
-Jak dojrzale- odpowiada z ironią.
Po jakimś czasie znów się odzywa.
-Muszę zatankować.
Podjeżdżamy na stację i Zayn wychodzi z samochodu. Robię to samo i postanawiam kupić sobie kawę.
Za ladą stoi chłopak, który na oko może mieć z osiemnaście lat. Zaczyna ze mną flirtować.
Mimo wszystko uważam, że to słodkie, ale nie gustuję w młodszych ode mnie.
Gdy podaje mi kawę, pojawia się przy mnie mój szef, który mierzy go groźnym spojrzeniem. Chłopakowi schodzi uśmiech z twarzy, a mnie ponownie dopada irytacja.
Gdziekolwiek się nie pojawi, to zawsze wszystko zniszczy.
Dziękuję uprzejmie za kawę i żeby rozweselić blondyna, a równocześnie zdenerwować Malika, puszczam mu oczko i wychodzę.
Wchodzę do auta i zapinam pasy. Zaraz za mną robi to Malik, który powtarza moje ruchy.
-Widać kręcą cię takie gówniarze jak tamten typek.
-Poprawka. Nie kręcą mnie tacy idioci jak ty.
Prycha.
-I dla twojej wiadomości. Chodzimy z takimi do łóżka, bo jak nam tam włażą, to czemu nie skorzystać. Ale jak już mamy z kimś być na stałe, tak w prawdziwym związku, to wybieramy piękno naturalne.
-Cokolwiek.
-Ale wiesz co? Ciebie to i tak nikt nie zechce, bo jesteś suką!
_______________________________________
No i nastała wreszcie środa :)
Jutro już święta. Osobiście nie mam na nie ochoty :/
Do piątku? ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro