Rozdział 14 The Circus
Obowiązek jest ciężki jak góra, ale śmierć lekka jak piórko.
Natsuo Kirino, Prawdziwy świat
Przez kolejny miesiąc bohaterowie mieli okazję poznać swoich rekrutów, przyzwyczaić się do nich i zauważyć hierarchię, która drogą doboru naturalnego ukształtowała się między nimi. Choć była ich zaledwie dziesiątka i można byłoby zakładać, że staną się dość zwartą grupą, okazało się inaczej.
Tak jak przypuszczali, Peter stał się nienazwanym liderem mniejszości. Skupieni wokół niego Ava, Phoebe, Clary, Charlie i Hugo bynajmniej nie wydawali się takim rozłożeniem sił niezadowoleni. Sprawiali wrażenie, mimo że nie bardziej głupich, to mniej dominujących. Nikita i Michael zastanawiali się, czy dadzą się zmanipulować, czy w razie zbytniego rozbestwienia przywódcy, powezmą protest.
Lucy najbardziej przypominała Mears ją samą sprzed lat. Była nieufna, ostrożna i uważna podczas zajęć. Zupełnie jakby od wyników zależało jej życie. Zwykle po skończonym dniu, szybko się ulatniała, gdzieś biegła, choć nigdy się nie spóźniała. Inni rekruci z czasem zaczęli prowadzić z Nikitą dyskusje, zadawali pytania, nawet śmieszkowali. Ona nigdy. Kobieta rozumiała ten mechanizm obronny. Nie wiedziała tylko, przed czym miałaby go używać.
Osobiste życie uczniów było czymś, co zwykle nie interesowało nauczycieli, natomiast w przypadku kandydatów do NSA pojęcie prywatności zawężało swój wymiar. Prześwietlenie potencjalnych agentów stawało się koniecznością, gdy w grę wchodził dostęp to poufnych i ściśle tajnych informacji, tzw. danych wrażliwych czy afer, które niektórzy nawet nie mieli pojęcia, że w ogóle się wydarzyły. Mimo tego rygoru pracowniczego w porównaniu do NSA Sekcja jawiła się jako Moskwa czasów Stalinowskich lub PRL Rzeczpospolitej Polskiej.
Jeremy także nie wykazywał chęci, by bliżej spoufalać się z resztą rekrutów. Był typem bardzo zdolnego, acz samotnego wilka. Mówił mało, ale zawsze z sensem. W dodatku miał zadatki na agenta bezproblemowo działającego pod presją. Nawet jeśli odczuwał stres, nie było tego widać na jego brązowej, zarysowanej twarzy.
Niekiedy zamieniał kilka słów z Benem Fowlerem, który też podchodził do zajęć ze zrównoważeniem i rozmysłem, jednak w przeciwieństwie do niego, nie wchodził w dyskusje z pozostałymi i nie wydawał się tak uroczy i pogodny.
No i zostawała jeszcze Mary Lee. Dziewczyna lawirująca między nimi wszystkimi, jak zagubione dziecko, które nie chce dać po sobie poznać, że czuje się niepewnie w nowej szkole.
Nikita, choć niezamierzenie, odczuwała wobec niej sympatię, podobną do tej, którą okazała niegdyś Alex. Rozumiało się samo przez się, że nie stałaby się ona jej aż tak bliska, ale wydawała się kobiecie inna od Petera i jego świty. Nie tylko dlatego, że była skromna i wręcz cisnęłoby się na ustach słowo "grzeczna".
Znała już kilka z natury spokojnych rekrutek, które okazywały się koniec końców cichymi wodami. Jedną z nich była Sara — młodziutka dziewczyna z grupy Alex, której pomogła uciec, gdy Sekcja wysłała ją na misję samobójczą. Drugą była Kelly — cicha i niepozorna znajoma Nikity z jej rocznika, która często partnerowała jej na misjach. To właśnie podczas jednego z ich wspólnych zadań Nikita uciekła. Obie dały jej w kość, choć nigdy nie żałowała, że starała się je uratować. Na ratunek należało jednak przyzwolić. Nie da się przecież pomóc komuś, kto tego nie chce.
Nikitę ciekawiła motywacja Mary.
Młodzi w tym wieku rzadko kiedy wiedzą, czego naprawdę chcą. Łapią się różnych aktywności w nadziei, że któraś z nich okaże się tą ścieżką, którą zapragną podążać.
Ale Mary do nich nie należała.
Nikita czuła, że jest jedną z tych nielicznych rekrutek, które zupełnie same, z nieprzymuszonej woli decydowały się na służbę tego typu. Jak Alex kryła w sobie jakąś tajemnicę, która albo będzie ją prowadzić, albo w swoim czasie zwróci się przeciwko niej. Wyglądała na delikatną dziewczynę, którą pewnie była, jednak Mears wiedziała, że gdy człowiek odpowiednio się uśmiechnie, może łatwo zamaskować swoje prawdziwe intencje. Dlatego kobiety bywały najlepszymi podwójnymi agentami.
Liczyła jedynie, że Johnson nie da się zmanipulować charyzmatycznym pozorom innych uczniów.
O tym mieli się z Michaelem dopiero przekonać.
***
Alex przerabiała nogami, gniotąc się na tylnym siedzeniu taksówki. Od przylotu z Rosji do Londynu nieustannie bała się, że nie zdąży. Że jakimś sposobem prospector zdoła dotrzeć do Sama przed nią. Miał nad nią przewagę ponad dwudziestu czterech godzin, więc jej obawy nie były nieuzasadnione. Zakładając, że był nieco inną wersją strażnika, który na dodatek nie koniecznie działał zgodnie z ich protokołem i pozostawał na głodzie, jakiekolwiek próby negocjacji mogłyby okazać się więcej niż nieskuteczne.
Choć Udinov dostała od Birkhoffa dane co do miejsca pobytu Sama, to nie mogło do niej dotrzeć, jak nieobliczalny agent wpadł na pomysł tego, że czarna skrzynka miałaby znajdować się akurat w jego posiadaniu. Może słysząc w trakcie medialnej burzy o roli Nikity w likwidacji Sekcji i śmierci Amandy, stwierdził, że strażnicy albo zostali wybici, albo przeszli na jasną stronę mocy i wbili Percy' emu nóż w plecy? Może wówczas znał lokalizację ich skrzynek, jako osoba, która potencjalnie miałaby przejąć nad nimi pieczę? A w tej chili Sam, o ironio, znów stacjonował w Londynie. Jeśli cała ta koniec końców niebezpieczna sytuacja nie była jedną, wielką komedią pomyłek, to Alex nie wiedziała, co by nią było.
Widząc, że jest praktycznie u celu, związała włosy w kucyk. Na głowę nałożyła czapkę z daszkiem, na dłonie cieniutkie rękawiczki, a na nos — okrągłe okulary w ciemnych oprawkach. Mały pistolet schowała za pasem.
Kierowca wysadził ją na chodniku po drugiej stronie Portman Square. Choć była dopiero piąta po południu, już dawno zrobiło się ciemno i zimno. Zwykle w listopadzie w Anglii temperatury oscylowały w granicach piętnastu stopni, ale tym razem pogoda zmusiła ludzi do wcześniejszego sięgnięcia po cieplejsze ubrania. Stres i adrenalina jednak działały na Alex wystarczająco rozgrzewająco. Zarzuciła na ramiona jedynie bluzę dresową, częściowo zakrywającą czerwoną koszulkę z logiem białego ludzika.
Przechodząc przez ulicę, uspokoiła się nieznacznie, zauważając spory tłum ludzi przed wejściem do Hyatt Churchill Hotel. To znacznie ułatwi jej niepostrzeżone wśliźnięcie się do środka.
Na jej szczęście albo nieszczęście tego dnia Sam pełnił funkcję ochroniarza jednego z członków spotkaniu z przedstawicielstwem międzynarodowej organizacji non-profit Save the Children, odbywającego się właśnie tam. Na dodatek nie byle jakiego członka — Davida Camerona — premiera Wielkiej Brytanii.
Alex próbował się oczywiście do Sama dodzwonić, ale za każdym razem odzywała się poczta. W ich kółku wzajemnej adoracji to właśnie on był tą jedną osobą, która nie odbierała komórki, wtedy, kiedy powinna. Gołąb pocztowy tym bardziej nie wchodził w grę, więc już na wstępnie kobieta wiedziała, że będzie musiała zająć się tym osobiście. Ponadto w całkowitej konspiracji.
Trudność akcji polegała na tym, że nie mogła liczyć na niczyje wsparcie. Nawet gdyby poinformowała o incydencie Nikitę i Michaela, za chińskiego boga nie daliby rady dolecieć do niej na czas. Nikt nie miał świadomości żadnego zagrożenia, a wraz z udziałem premiera sprawa robiła się poważniejsza. Nie istotne, że domniemany atak skierowany był wobec ochroniarza, a nie osoby chronionej. Jakby to wyglądało, gdyby na pokojowym spotkaniu skupionym wokół praw dzieci i ich edukacji w krajach trzeciego świata nastąpił atak szaleńca. Alex nie mogła do tego dopuścić.
Koszulkę Birkhoff wyhaczył jej gdzieś na eBayu. Poza nią prosty, nierzucający się w oczy strój, brak makijażu i okulary sprawiały, że wyglądała jak nastolatka. I właśnie taki był plan. Nikt nie spodziewałby się tam spotkać rosyjskiej ambasadorki bez wcześniejszego uprzedzenia. Zresztą nie potrzebowała specjalnej charakteryzacji, by uchodzić za młodszą. Pomimo wszystkiego, co spotkało ją do tej pory, miała w końcu zaledwie dwadzieścia trzy lata.
W hotelowym hallu kręciło się sporo młodzieży. Wolontariusze jak i starsi uczniowie z plakietkami na szyjach rozmawiali z dorosłymi członkami organizacji i przedstawicielami placówki. W takim tłumie pracowników, aktywistów i zwykłych gości bez trudu dało się z powodzeniem ukryć.
Alex rozejrzała się po ekskluzywnym wnętrzu w poszukiwaniu kogoś o zbyt pospolitym wyglądzie. Wiedziała, jak działali strażnicy, co analogicznie powinno odpowiadać zachowaniu prospectora. Nierzucanie się w oczy stanowiło czołową zasadę. Jednak pośród zgromadzenia ubranych w czerwone T-shirty ludzi, przeciętny ubiór zwracał na siebie uwagę.
Pomimo usilnych starań, nikt nie wzbudził jej zainteresowania. Nie mogła czekać w miejscu, bo nie po to przyjechała. Zwłaszcza że to Birkhoff podpisał się obiema rękami pod tym, że zbiegły agent udał się do Londynu. Po rabunku na jej willę i doniesieniach o włamaniu do banków z depozytami poprosiła go, by poszukał śladu prospectora na kamerach. Udało mu się uzyskać pożądane dane, może nie z zupełną łatwością, ale Shadownet w tej kwestii nie zawiódł. Jej obiekt musiał być na terenie hotelu.
Postanowiła poszukać Sama. Nie skupiała się na tym, co pomyśli, gdy ją zobaczy, bo wówczas nie chodziło o sprawy między nimi. Może nawet w duchu cieszyła się, że spotkanie miało dotyczyć interesów wyższej rangi. O ile w ogóle zdoła do niego dotrzeć.
Szybko zorientowała się, że bez przepustki nie uda jej się przejść. Zastosowała wobec tego iście skomplikowany manewr. Po prostu zwinęła wejściówkę z torebki jakiejś starszej pani, która stała blisko drzwi do toalet. Ten klasyczny chwyt stosowali wiele razy podczas misji, bo był szybki i nieinwazyjny. Potem odnalazła na tablicy w korytarzu salę konferencyjną. Idąc wzdłuż boazerii oświetlonej kinkietami, głowę trzymała nisko i mamrotała "good morning", mijając kogoś po drodze. Jej naciągany brytyjski akcent, póki co jej wystarczał. Z Birkhoffem w uchu też czuła się nieco raźniej.
Przed drzwiami kręcił się tłum wygłodniałych reporterów i Alex nie miała szans dostać się do środka. Zapewne ochroniarze też po niedługiej chwili zainteresowaliby się jej osobą. Zauważyła natomiast, że przy końcu sali znajduje się drugi portal. Zważając, by nikt jej nie spostrzegł (kamera monitoringu znajdowała się po przeciwnej stronie), uchyliła lekko skrzydło. To był strzał w dziesiątkę. Za drzwiami znajdował się podest i baner z logo organizacji, na którego tle premier miał odpowiadać w ramach konferencji. Sam miał wówczas trwać u jego boku.
Udinov znalazła się trochę między młotem a kowadłem. Nie dotarła ani do przyjaciela, ani do prospectora. Zanim pojawi się premier z obstawą, mogła znów zbiec na dół i nadal szukać wroga. Istniało jednak ryzyko, że się miną. A Alex musiała wyjść któremuś z poszukiwanych naprzeciw. Obojętnie któremu.
Nagle poczuła silne szarpnięcie za ramię. Poleciała trzy kroki w tył, nim nie dotarł do niej znajomy głos:
—Wolontariuszom nie wolno tu być.
Gdy tylko silne ramię zmusiło ją do oparcia się o ścianę i nawiązania kontaktu wzrokowego, odparła:
— Też się cieszę, że cię widzę.
Sam wyglądał na zdziwionego nie na żarty. Miał na sobie czarny garnitur i tego samego koloru krawat. Nie smoking, ale prezentował się elegancko. Rozpoznając ją, poluźnił uścisk dłoni.
— Co tutaj robisz?
— Próbuję ochronić ochroniarza — powiedziała, zsuwając okulary z nosa. — Nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Gdybyś odebrał, to być wiedział, że tropi cię prospector.
— Kto? — Sam wyjrzał zza rogu, czy ktoś nie podsłuchuje ich rozmów. Zmarszczył brwi.
— Prospector. W razie śmierci strażnika miał za zadanie przejąć czarną skrzynkę i zająć jego miejsce. Ostatnio miałam z nim wątpliwą przyjemność, gdy zaatakował mnie pod domem. Wcześniej włamywał się do banków z depozytami.
Sam starał się nadążyć za tym, co mu tłumaczyła. Zmarszczka między jego brwiami pogłębiła się.
— Zaatakował cię?
— Tylko to do ciebie dotarło? — Alex założyła ręce na piersi, unosząc hardo głowę.
Zmierzył ją wymownym spojrzeniem. Choć przed przyjazdem poświęciła sporo czasu, by zakryć ślady starcia makijażem, niebiesko-zielone siniaki wciąż się odznaczały.
— Kimkolwiek jest, chce cię dopaść, bo myśli, że masz skrzynkę.
— Nie mogę się stąd ruszyć. Za dziesięć minut zjawi się tu Cameron. — Mężczyzna przeczesał włosy dłonią, podpierając się pod boki. — Szefostwo nic przecież nie podejrzewa.
— Myślisz, że nie wiem! — Alex nerwowo odeszła od ściany. — Jeśli prospector dostanie się blisko i cię zaatakuje, zrobi się zamieszanie. Nikt nie pomyśli, że celem był agent MI6 tylko premier. I zaraz wszędzie będą trąbić o próbie zamachu.
— Szlag. — Mikroport Sama zadźwięczał. — Muszę iść. Dasz sobie radę?
— Jak zawsze — odparła, wskazując na słuchawkę w swoim uchu, by dać mu znać, że ktoś nad nią czuwa. — Bądź czujny.
Kiwnęli na siebie głowami.
— Hej! — Nim się rozdzielili, Sam ją zatrzymał. — Mieszkam na 40 College Crescent. Trzecie piętro, pokój czternaście. Wpadnij, jak dotrwasz.
W odpowiedzi ponownie nasunęła na nos lewe okulary i zniknęła na rogiem.
— Ktoś tu się umawia. — Głos Birkhoffa wyraźniej wyrażał chęć, by ją trochę podrażnić.
— Ktoś tu miał się zająć kamerami — odparowała, zbiegając schodami z powrotem na parter.
Udało jej się spotkać z Samem. Teraz zostało niedopuszczenie, by prospector też miał to szczęście.
— Nie dasz się pobawić — żachnął się.
— Przydaj się na coś i szukaj tego typa. — Alex ponownie przeskanowała wzrokiem hall, chociaż Birkhoff oczami kamer robił to zdecydowanie sprawniej. Ruch nieco się przerzedził, bo konferencja rozpoczynała się lada chwila.
— Równie dobrze to może być jakiś dzieciak. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek kodował go na skrzynkach.
— Może zrobił to twój... poprzednik. — Ostatnie słowo popłynęło z opóźnienie z jej ust. — Birkhoff, zobacz prawe skrzydło od wejścia.
Był tam. Faktycznie tam był. Zwykły przechodzień nie zwróciłby na niego najmniejszej uwagi. I właśnie o to chodziło. Na oko i z odległości wyglądał na dwadzieścia lat. Miał na sobie ciemną bluzę z narzuconą na wierzch oliwkową kurtką typu softshell. Na brązowe włosy wcisnął czapkę z daszkiem tak jak ona. Choć w tłumie ulicznym zniknąłby bez trudu, wśród ubranych na czerwono działaczów odznaczał się jak intruz, którym de facto był.
Grupka młodzieży wyminęła Alex. Stając częściowo za marmurową kolumną, obserwowała obiekt, ale nie ruszyła się, by skrócić dzielącą ich odległość.
— Uważaj, księżniczko. Młody trzęsie się jak galareta. Jest zmęczony, ale kto wie, co mu przyjdzie do głowy.
Nie odpowiedziała na przestrogę przyjaciela, bo cel zaczął przemieszczać się w jej kierunku. Myśląc kreatywnie, zabrała ze stoliczka pod ścianą kilka ulotek reklamujących wydarzenie i cofnęła się w głąb korytarza. Kiedy chłopak przeszedł koło niej, szybko zagadnęła:
— Cześć, wspomógłbyś zbiórkę na rzecz służby zdrowia dzieci na bliskim wschodzie?
Wesoły, podwyższony ton głosu wyraźnie zbił go z tropu. Gdy przelotnie na nią spojrzał, zauważyła jego rozbiegane, przekrwione oczy i niespokojne ruchy ciała. Wyglądał jak narkoman, który nie ma już pieniędzy na kolejną działkę. Wyglądał jak ona kilka lat temu. Zanim znalazła ją Nikita.
— Yyy... nie. Raczej nie... — wychrypiał, ignorując ją. Szybszym krokiem kierował się do kręconych schodów, jednak nie mogła dać mu odejść.
— A może jednak... — Znów zbliżyła się do chłopaka, machając ulotkami dla efektu.
— Nie! Zostaw mnie! — Odwrócił się i agresywnie odepchnął Alex, która poleciała dwa kroki w tył. W tej sytuacji nie miała na co czekać.
Dopadła do niego, wbijając palce w zagłębione miejsce powyżej obojczyka. Drugą dłonią przystawiła mu do kręgosłupa lufę pistoletu.
— A można było po dobroci. — Pchnęła zaskoczonego chłopaka w lewo, by usunąć się z widoku innych osób. Jej przewaga nie trwała jednak długo.
Młody zamachnął się, uderzając ją łokciem. Choć przygotowała się na cios, furia wywołana narkotykowym głodem potęgowała siłę, z jaką bił. W myślach przeklinała samą siebie, bo starcie ze strażnikiem w pojedynkę zakrawało na akt samobójczy. Wcześniejsze doświadczenia jej nie przekonały. Każdy błąd musiała poczuć na własnej skórze.
Upuściła broń, starając się blokować nadchodzące uderzenia. Ograniczony metraż wąskiego korytarza, w którym walczyli, nie ułatwiał kobiecie kontroli nad sytuacją. Zwłaszcza gdy zaparła się nogą o jego udo, bo przeciwnik skrzyżowanymi rękami próbował przydusić ją do przeciwległej ściany.
— Wszystko w porządku? — Starszy mężczyzna, stojący w przedsionku korytarza patrzył na nich z zakłopotaniem. A w sumie było na co. Rozczochrana wolontariuszka trzymała chłopaka za szyję, czubek jego głowy przyciskając do boazerii pod swoim ramieniem.
— Tak, tak. Kolega trochę zasłabł.
Alex nie wiedziała, jakim cudem zdołała utrzymać go na dostatecznie długo, by mężczyzna uwierzył w jej wątpliwą wersję. Gdy tylko zniknął, silne kopnięcie podcięło jej nogę. Wylądowała twardo na dywanie, czując kolejno pięść między żebrami. Krzyk ugrzązł jej w gardle. Chłopak wykorzystał moment, by zacząć uciekać.
Zebrała wszystkie siły, by ruszyć za nim. Zdążyła zauważyć, że wybrał główne schody, więc od razu wybiegła na klatkę przeciwpożarową. Serce obijało jej się w piersi, kiedy pokonywała kolejne stopnie, odpychając się dłonią od poręczy. Na korytarz wbiegli niemal równo. Przynajmniej na tyle, by Alex rzuciła się na niego swoim ciałem, nim przekroczył dwuskrzydłowe drzwi sali konferencyjnej. Szamotanina zdołała je jednak uchylić na tyle, że kilka osób zauważyło zamieszanie.
Powiedzieć, że prospector był wściekły, to jak nic nie powiedzieć. Chłopak ciągnął ją za włosy tak, że była przekonana, że wyjdzie z batalii łysa. Choć w zasięgu ich wzroku pojawił się ochroniarz, młody dwoma precyzyjnymi uderzeniami w głowę powalił go, nim znów nie walczył z Alex, przyduszającą go od tyłu. Głos Birkhoffa krzyczał coś urywanymi sygnałami, których nie słyszała. Pojedyncze łzy popłynęły spod jej powiek, wyciśnięte zmęczeniem. Siły zaczynały ją opuszczać, gdy chłopak usiłował dosięgnąć jej pistoletu przy pasie. Choć dociskała go piętami i ramionami, nie czuła, by słabł. Panika minęła, gdy szarpnięcie zerwało z niej napastnika. Unosząc głowę, jak w zwolnionym tempie widziała Sama, który wytargał prospectora w głąb korytarza. Należało jak najszybciej odciągnąć go od zebranych w sali.
Sam radził sobie lepiej, ale nie można powiedzieć, że znakomicie. Regimen, czyli połączenie sterydów i hormonów oraz późniejszy jego brak wyzwalały w prospectorze siłę przewyższającą typowego człowieka. Choć mężczyzna był od niego większy gabarytem, z trudem znaleźli się na schodach pożarowych.
— Alex! Alex! — Birkhoff przywoływał ją do porządku, kiedy ruszyła za mężczyznami. — Zaciągnijcie go do piwnicy. Jest tam pralnia i kuchnia ze zsypem. Tamtędy uciekniesz.
— Dzięki — wydyszała, rzucając się ponownie na klatkę. Wpadając w plecy napastnika i dociskając go do ściany, z premedytacją kazała Samowi biec do piwnicy. We trójkę zaczęli wyścig w dół budynku. Alex głównie osłaniała Sama, ciągnąc prospectora za ubranie, podkładając nogi i zatrzymując ciosy. Przy parterze szarpnęła go na pojemnik gaśnicy. Sama nadziała się na balustradę, ale zyskała dla przyjaciela cenne sekundy. Jednak po chwili zauważyła, że wróg również coś zyskał.
Jej pistolet.
— Kurwa! — zaklęła, lecąc dalej.
Sam oczywiście miał pistolet, jako agent MI6. Ale wiedzy o tym, że przeciwnik także, już nie.
Pralnia zajmowała sporą przestrzeń poziomu minus jeden hotelu. Szerokie rury wiły się pod sufitem. Gdzieniegdzie buchała para i woń proszku wyraźnie mieszała się z aromatem jakiegoś jedzenia. Alex podążała za odgłosami krzątaniny, nawigowana głosem Birkhoffa. Już kiedyś podczas misji umykała w ten sposób.
— Nie ruszaj się — powiedział Birkhoff, gdy znalazła się za filarem, mniej więcej w połowie pomieszczenia.
Posłusznie zastygła w miejscu, nasłuchując, bo głosy poza szumem wody w rurach ucichły.
— Idź powoli w lewo aż pod ścianę. Potem nisko za koszami z tekstyliami.
— Co się dzieje? — szepnęła, schylając się tam, gdzie jej kazał. — Birkhoff, mów do mnie.
— Mierzą do siebie.
Alex przełknęła ślinę, ale nie rozkojarzyła się. Doszła już właściwie do tylnej ściany, kiedy usłyszała perswadujący głos Sama.
— Nie mam tego, czego szukasz. — Mówił spokojnie, mimo napiętych ścięgien na szyi i broni sztywno wyciągniętej w stronę wroga.
— Kłamiesz! — Pistolet Alex drżał chłopakowi w rękach, w przekrwionych oczach tliło się zwątpienie.
Sam znał to uczucie. Kiedy wszystko, czego cię uczono, nagle nic już nie znaczy. Kiedy całą swoją energię włożyłeś w działanie, które w jednej chwili traci jakikolwiek sens. Kiedy już nie wiesz, kto ma rację i w co powinieneś wierzyć.
— Sekcja nie istnieje. Nie ma już skrzynek — kontynuował Matthews, nie opuszczając lufy, ale rozluźniając ciało. — Też kiedyś ich pilnowałem i nie skończyło się to dla mnie dobrze.
Alex wiedziała, co miał na myśli. Znała historię Emily — dziewczyny, w której się zakochał, a która tylko dlatego, że to uczucie odwzajemniła, został zabity tak jak Daniel Monroe. Wiedziała też, że jego gadka miała dać im obojgu czas na załatwienie tej sprawy łagodniej.
— Percy nie kontroluje już nikogo z nas. Jesteś za młody, by ginąć za niego albo jego idee.
Prospector wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. Choć celował w Sama, widać było, jak coś miota się w nim. Twarz miał czerwoną, spoconą i wyraz na niej niemal bliski płaczu. W tej chwili był typowym narkomanem, który stoi na krawędzi i nie wiadomo tylko, w którą stronę spadnie.
Moment, w którym chłopak się zawahał, był tym, w którym Alex rzuciła się na niego od tyłu. Pistolet poszybował pod otwór metalowego zsypu, a oni usiłowali zająć się zawodnikiem. Wszystko potoczyło się w sekundach. Choć Sam dźgnął wroga nasadą swojej broni, nie było to na tyle silne, by go powstrzymać. Kotłowali się we trójkę w sposób zupełnie zaimprowizowany, prawie jak niedoświadczone dzieciaki. Z tym że chłopak faktycznie mógł nim być, a oni chcieli go jedynie zatrzymać, nie zabić.
— Idź! — krzyknęła Alex, gdy słuchawka Matthewsa zaczęła go wzywać.
— Musimy się go pozbyć. — Mężczyzna zignorował sygnał, zauważając, że chłopak opadał z sił.
— Nie jesteś już moim ochroniarzem, dam radę — zapewniała, przyciskając chłopaka do podłogi.
— Masz bronić premiera.
Sam patrzył na nią z konsternacją. Nie chciał zostawiać jej samej, ale cały czas był na służbie, z której będzie się musiał wytłumaczyć. W końcu dał za wygraną, odsuwając się od pozostałej dwójki. Zanim jednak to zrobił, przeszukał jeszcze kieszenie chłopaka. Strażnicy zawsze mieli dwa dowody. Jeden lewy — dla picu, drugi — ze swoim prawdziwym nazwiskiem. Podał Alex bardziej prawdziwy dokument.
— Leć! — poleciła, przyciskając zakładnika do kosza z ręcznikami. — Konferencja pewnie zaraz się skończy.
Mężczyzna tym razem odwrócił się i chowając pistolet, wybiegł z piwnicy.
Znów została sam na sam z prospectorem.
— Nie chcę ci zrobić krzywdy. Będziesz grzeczny?
Choć nie uzyskała słownej odpowiedzi, gardłowe warknięcie spod parkietu uznała za znak zgody. Powoli uniosła się na kolana, wciąż krępując jednak ramiona leżącego. Pożałowała tego w mgnieniu oka.
Chłopak wyrwał się spod przedramienia, odepchnął jej twarz i sięgnął po broń. Zdążyła przeskoczyć przez kosz, nim nie posypały się strzały. Adrenalina uderzyła jej do głowy. Nie mogła wstać, nie mogła uciec, ale mogła zrobić jedno. Z całej siły przepchnęła ciałem kosz, by przewrócić napastnika. Nie myślała o dobroci ani próbie negocjacji. Te już były. Wybiegając zza kosza, wpadła prosto w otwór zsypu. Obijając się o metalowe ścianki, dobiegł do niej głośny, pusty dźwięk. Tuż po nim poczuła, jak konstrukcja budynku zatrzęsła się w posadach.
Pocisk musiał trafić w zbiornik gazu.
Wypadając przez otwór zsypowy na zewnątrz, znalazła się w uliczce na tyłach hotelu. Od razu sprawdziła, czy nie zgubiła dowodu procpectora. Potem mechanicznie: rozpuściła włosy, do stojącego nieopodal śmietnika wyrzuciła rękawiczki (które w niektórych miejscach przerwały się podczas szamotaniny), zapięła, po czym otrzepała z pyłu bluzę i poprawiła okulary. Już z daleka słyszała krzyki, co znaczyło, że wybuch wywabił ludzi z budynku.
Musiała jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Stojąc na chodniku w bezpiecznej odległości, widziała wylewającą się z trzewi hotelu masę. Grupy wolontariuszy w czerwonych koszulkach rozchodziły się we wszystkich kierunkach. Podjechało kilka karetek. Alex słyszała też policyjne syreny. Gdzieś w tłumie mignęły jej sylwetki w czarnych garniturach. Wyciągnęła nieco szyję i wtedy złapała Sama. Razem z innym ochroniarzem osłaniali premiera, który po chwili zniknął w czarnym samochodzie.
Odetchnęła, a na jej twarz wpłynął drobny uśmiech, nim przeciągły pisk nie rozległ się ze słuchawki.
— Alex? Halo?
— Słyszę cię, nie drzyj się. — Skrzywiła się na nieprzyjemny dźwięk.
W piwnicy informatykowi urwał się zasięg i gdy wydostała się na powietrze, częstotliwość powróciła falą.
— Wszystko okay?
— Tak. O ile można tak powiedzieć.
Alex oczywiście nie była zadowolona z tego, że w walce z prospectorem poszło jej co najmniej średnio. Choć to, że wyszła z tej konfrontacji jedynie z obitym tyłkiem, samo w sobie stanowiło sukces, w duchu obiecała sobie wrócić do ćwiczeń z samoobrony. Tak dla formalności.
Rozłączyła się, kiedy Birkhoff zapewnił ją, że żaden ślad jej obecności nie pozostanie w zapisie monitoringu hotelu Churchilla.
Dopiero wędrując ulicami Londynu, czuła, jak dopada ją zmęczenie i ból kończyn. Poczuła też przenikliwe zimno, bo gdy adrenalina wyparowała, przypomniała sobie, że oprócz bluzy o tej porze roku przydałaby jej się kurtka. Była obolała, brudna i jej żołądek zdecydowanie domagał się posiłku. Wcześniej nie myślała, by przyjąć zaproszenie Sama, ale ta wizja wydała jej się nagle niezwykle przyjemna.
Błądząc dłonią w kieszeni, wyjęła z niej dokument zmarłego chłopaka. Jakieś nostalgiczne uczucie złapało ją za serce, gdy patrzyła na młodą, wręcz nastoletnią twarz i spokojne oczy. Był zaledwie o rok starszy od niej. W dowodzie, gdy policja znajdzie jego ciało, przeczytają nazwisko Robert Crawford. Ale oni wiedzieli już, że tak naprawdę nazywał się Robin Payne i trafił do Sekcji z zakładu dla nieletnich. Musiał dopuścić się czegoś bardzo okrutnego, bo czyścicielem nie zostawał pierwszy z brzegu rekrut. Jedynie ci bezwzględni, którzy odbierali życie z zimną krwią. A może wcale nie?
Alex od razu zobaczyła przed oczami Robbiego — rekruta, który kiedy sama nie awansowała jeszcze na agentkę, był, jak sądziła, jej kolegą. I którego autodestrukcję obserwowała od początku do końca. Sprawował się znakomicie i sądził, że zostanie agentem wyborowym. Natomiast Amanda obwieściła mu, że przydzielają go do grupy wartowniczej, ponieważ ma posłuch i autorytet. Równocześnie oznaczało to, że utknie w Sekcji na dobre. Nie mogąc znieść tej myśli, powziął bunt. Rozniecił tzw. kod czarny. Zabił kilku ochroniarzy i próbował uciec, biorąc ją za zakładniczkę. Po tym akcie, widząc, że go nie docenili, dowództwo Sekcji zrobiło z niego czyściciela.
Oczywiście skończył tak jak Robin i wszyscy inni strażnicy. Poza Samem, który jeszcze wtedy nazywał się Owen Elliot. Czy chłopak marzący o lepszym życiu, za wszelką cenę, zawsze kierował się złem? Może tak naprawdę, w obliczu braku perspektyw na przyszłość, po prostu chciał umrzeć? Może tak było mu lżej?
Udinov zastanawiała się też, jak media wytłumaczą wybuch gazu w trakcie spotkania premiera Camerona z fundacją. Z pewnością powstanie kilka scenariuszy zdarzeń, z których jednak żaden nie będzie ocierać się o prawdę. Ich rola w tym wypadku pozostała niewykrywalna. I na ten moment to musiało wystarczyć.
***
Palmers Lodge Swiss Cottage było małym, przytulnym hostelem, urządzonym w starym stylu vintage. Alex trochę się dziwiła, bo raczej nie tego się spodziewała po agencie MI6. Chociaż Sam zawsze robił coś, co koniec końców zaskakiwało, więc mogła liczyć na niespodzianki z jego strony.
— Trzecie piętro, pokój czternaście — szepnęła pod nosem, stąpając po czerwonym, zakurzonym dywanie. Z hallu docierała do niej stłumiona, jazzowa muzyka, niepasująca do wystroju.
Na trzecim piętrze jedyne jasne punkty stanowiły zardzewiałe kinkiety. Korytarz, choć krótki, przypominał taki, którym w zamku można zmierzać do lochów. Nie było to jednak wrażenie demoniczne, zwłaszcza kiedy Alex stanęła przed drzwiami pokoju, oznaczonymi pozłacanym, ozdobnym numerem.
Zapukała w odpowiedni sposób, choć nie wiedziała, czy pamiętał, że posługiwali się kodem. Po chwili skrzydło uchyliło się na szerokość stopy.
— Myślałem, że nie potraktujesz poważnie mojego zaproszenia — rzucił Sam, jednak po jego twarzy przemykała się pogodność.
— Myślałam, że jak się zaprasza gości, to przynajmniej się człowiek stara wyglądać. — Zaplatając ręce, otaksowała go spojrzeniem. Stał w progu boso, w jasnych jeansach. Choć włosy i czarny t-shirt miał wilgotne po niedawnym prysznicu i głównie o to Alex chodziło, to właściwie ta nonszalancja dodawała mu nutkę łobuzerstwa, która jej się bardzo podobała.
Sam zmrużył oczy, by zaraz uchylić drzwi szerzej i zaprosić ją gestem dłoni do środki.
Dygnęła jak dama, wchodząc do pokoju. Przestronne pomieszczenie połączone z niewielką, marmurową łazienką w przeciwności do recepcji i korytarzy wyglądało o wiele bardziej elegancko. Szerokie łóżko z nowoczesnym zagłówkiem stało naprzeciwko barku z małą lodówką i lustrem. Na wprost wejścia rozciągał się wcale malowniczy widok z okna na oświetlony Londyn.
— Chcesz coś do picia?
— Zależy co masz — odparła, przysiadając na białej pościeli i skupiając się na dźwiękach miasta, które nawet z wnętrza budynku były dobrze słyszalne. Bądź co bądź po hostelu cudów się spodziewać nie należało.
— Wina nie zaproponowałbym ci nawet, gdybym miał — zaczął, ale dostrzegając jej rzucone spod byka spojrzenie, parsknął cicho. — Na five o'clock też jest już za późno, ale mogę ci zaproponować herbatę.
Pokiwała głową. Kiedy Sam parzył napój, Alex zdjęła bluzę i buty, by nie upaprać poduszek i podsunęła się na łóżku, opierając plecy o zagłówek.
— To jak? Premier musiał być zadowolony z twoich usług.
— Z grzeczności nie zaprzeczę. Pani Udinov. — Wręczył jej parujący kubek. Dopiero ostrożnie biorąc łyk, poczuła jak ciepło rozlewa jej się w ciele. Westchnęła z zadowoleniem.
— A tak właściwie — zaczęła. — Dlaczego ktoś miałby chcieć zaszkodzić Cameronowi właśnie teraz?
— Jakiś czas temu. — Sam umościł się obok niej, odkrywając część kołdry. — Cameron wygłosił przemówienie w siedzibie agencji Bloomberga, rozpoczynając tym samym dyskusje o Brexicie. Ludzie pomyśleliby, że jakiś radykalista próbował wziąć sprawy w swoje ręce.
— Myślałam, że to tylko czcze gadanie.
— Ja też. Zwłaszcza, że w samym przemówieniu i też w dalszym ciągu jest zwolennikiem pozostania we wspólnocie.
— Jest patriotą?
— To też. Ale chce reformacji.
Alex upiła kolejny łyk, kiwając głową.
— Zgadzasz się z tym?
— Wszystko ma swoje plusy i minusy. — Wzruszył ramionami. — Póki co, praca mi odpowiada, a Circus zostawia kwestie polityczne politykom. Przynajmniej póki nie koliduje to z naszymi działaniami. Jak przestanie mi się podobać, to zajmę się czymś innym.
Przez chwilę Alex nic nie mówiła, ale coś w jego odpowiedzi ją zastanawiało.
— Co to jest Circus?
— Dokładnie "The" Circus — sprecyzował, okładając swój kubek na szafkę nocną obok łóżka. — To przydomek MI6. Niektórzy twierdzą, że został wymyślony przez Johna le Carré w jego opowieściach szpiegowskich na cześć fikcyjnego budynku w Cambridge Circus. Ale mówi się też, że część Dyrektoratu ds. Operacji Specjalnych mieściła się w budynku przy Dorset Square 1, który wcześniej należał do dyrektorów cyrku Bertram Mills.
Mina Udinov sugerowała, że te informacje ją zaskoczyły.
— No co? Nie mogę znać historii miejsca, w którym pracuję? — żachnął się, ale w dalszym ciągu był to żart.
— Nie nie — zaczęła, udając obronny gest. — Po prostu... to imponujące. — Mówiąc, zauważyła, że patrzył na nią w skupieniu. — I ciekawe...
Zacięła się, wpatrując w jego niebieskie oczy z nieodgadnionym wyrazem.
Nie wiadomo było, kto zainicjował pocałunek jako pierwszy. Nie nastąpiło to od czasu chwili słabości w samolocie i ten okres, gdy się nie widzieli, sprawił, że Alex poczuła ekscytację w żołądku. Nie zastanawiała się, co z tego będzie, ale Samowi na ten moment nie przeszkadzał taki stan rzeczy. Wprawdzie powiedział jej, że budziła w nim chęci do bycia lepszym człowiekiem, ale co to właściwie mogło oznaczać. Żadne z nich nie skupiało się na próbach rozmów. Gdy jednak oderwali się od siebie, by zaczerpnąć oddech, mężczyzna spytał:
— Jeśli pocałuje cię jeszcze raz, to nie wypadniesz stąd po wszystkim jak ostatnio?
Alex zaśmiała się cicho, ale wyczuła w tym pytaniu iskrę powagi.
— Do rana nie mam dokąd pójść i tak trochę myślałam, że może uda mi się wprosić.
Sam uśmiechnął się. Nim zdążyła coś dodać, spełnił swoją obietnicę, przyciskając głowę dziewczyny do zagłówka. Wplotła dłonie w jego jasne włosy, kiedy mościli sobie miejsce, rozkopując pościel.
Tego wieczora nie podejrzewali, że pod osłoną nocy, gdzieś pod niebo, wznosi się śmierć.
______________________________________________
Nie mam pewności, czy ktokolwiek jeszcze tutaj jest, ale nareszcie udało mi się napisać kolejny rozdział. Zajęło mi to tylko przeszło rok, ale kto by tam to liczył. Jeszcze nie zapomniałam, jak składać literki, także mam nadzieję, że się podoba.
Praca powinna iść teraz bardziej z górki, bo udało mi się przejść punkt, w którym stałam przez bardzo długo. W planie mam też korektę całości, bo nazbierało się kilka rzeczy, które wartałoby pozmieniać. Choć niczego nie obiecuję, postaram się zebrać ;)
Bez odbioru,
Dziewczyna w Białym
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro