Rozdział 7
Następnego dnia, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam cały dzień wolny, ponieważ dopiero wieczorem zaczynał się bal. Postanowiłam, że udam się do zaufanej szwaczki, która uwinie się z robotą do wieczora. Zwykle u niej zamawiałam suknię, ponieważ ona sama przybyła do Indii, kiedy miała czternaście lat lat i od tamtego czasu zarabia jako szwaczka. Pochodzi ona z Francji i ma za sobą tyle wiosen co ja, przez co zaprzyjaźniłyśmy się, choć od dawna jej nie odwiedzałam, za co jestem winna jej przeprosiny.
Droga do mojej kochanej przyjaciółki nie zajęła mi więcej niż piętnaście minut. Zapukałam do drzwi jej zakładu i usłyszawszy krótkie "proszę", weszłam do środka. Constance uśmiechnęła się na mój widok i uścisnęła mnie.
Francuzka była niższa ode mnie i bardzo drobna. Miała brązowe włosy, które zawsze związywała w koka, ale zostawiają kilka pasem, które okalały jej twarz. Miała karnację mulatki, na której pięknie prezentowały się złote oczy. Na sobie miała typowy strój dla hindusek.
- Och, mon dieu! Jak ja cię dawno nie widziałam, droga przyjaciółko! Jak się miewasz? - zapytała prowadząc mnie do krzesła, a sama zajęła się zdobieniem dupatty.
- Bardzo dobrze, a ty? - zapytałam podziwiając jak na chuście pojawiają się wzory smoków - Piękne! Zawsze zadziwiał mnie twój talent. - uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo dziękuję. A wracając do twojego pytania: po staremu. Nic się nie zmienia w moim życiu. - wzruszyłam ramionami - Pamiętasz Aodhana? - skinęłam głową. To był jej ukochany od bardzo dawna, aczkolwiek nie robił nic, co wskazywało na to, że chciałby prosić ją o rękę. Przyjaciółka westchnęła ciężko - Dostałam już kilka propozycji ożenku, ale nie od niego. Jeśli będę miała czekać w nieskończoność... To nie ma sensu. - przytuliłam mocno przyjaciółkę.
- Och, kochana Constance! Powiedz o tym Aodhanowi, o swoich wątpliwościach. Musi o tym wiedzieć. Ale przede wszystkim, musisz wiedzieć, czego chcesz. Jeżeli kochasz go, powiedz mu i módl się, żeby wreszcie ci się oświadczył. Jeśli nie, musisz dać mu odejść i zacząć nowy rozdział, bo innego rozwiązania nie ma. - szatynka spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Dziękuję ci. A teraz... Co chcesz żebym dla ciebie uszyła? Zaprosiłabym cię do siebie, żebyś pomogła mi przećwiczyć rozmowę z Aodhanem, ale dzisiaj mam bal... Ach, to o to chodzi, prawda? - niepewnie skinęłam głową, a ona klasnęła w ręce - Zapewne nie idziesz sama, więc... Kto jest twoim szczęśliwym wybrankiem? - zapytała nie dając rady pohamować pisku, na co parsknęłam śmiechem.
- Daj spokój, Constance. To bratanek drogiej pani Marsheeles. To ta bibliotekarka. - skinęła głową, marszcząc brwi i skupiając się na chuście.
- Hm, będę musiała go dzisiaj poznać. Nie możesz być z byle kim. - przewróciłam oczami.
- Doprawdy, Constance, jesteś niemożliwa. - powiedziałam, wyrzucając ręce w górę, czym wywołałam jej śmiech.
- Dobrze, już kończę. W takim razie... Coś angielskiego? - potrząsnęłam głową.
- Nie tym razem. Teraz wolałabym coś rodem z Indii. - Constance spojrzała na mnie uważnie, odłożyła na bok chustę i ścisnęła mnie za ramię.
- Coś cię trapi. O co chodzi? - zapytała, a ja westchnęłam.
- Niedawno... Widziałam Mrok. - spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Constance wiedziała o Światłości, bo sama była Miłością.
- Jak to: widziałaś? - dopytywała.
- Sprowadził mnie do swojego królestwa Mroku, ale nie widział mnie. Za to rozmawiałam z Dobrocią. Z tego co zrozumiałam... Jeszcze go spotkam. - zagwizdała.
- To pasuje. Dobroć i Światłość. Czy to nie tak było? - poczułam, że robię się czerwona.
- Owszem. Pragnę ci tylko przypomnieć, że jestem Dierdra, a nie Światłość. Światłość jest kimś innym, osobnym bytem, ale w tym samym ciele. - poinformowałam, na co prychnęła.
- Niech ci będzie. No, wracając do twojej prośby. Ostatnio uszyłam kilka nowych rzeczy, ale nic w twoim rozmiarze! Chociaż... Zawsze mogę coś zwęzić, czyż nie? - skinęłam głową, a Constance zniknęła w schowku, w którym przechowywała skończone kreacje.
- Ale, przyjaciółko, czy nie zrobiłaś tego dla kogoś? - wychyliła głowę zza drzwi i skrzywiła się gniewnie.
- Owszem, ale w momencie, w którym miałam zadzwonić z wiadomością, że jest gotowa, odwołano zamówienie. - powiedziała rozgniewana i z powrotem zniknęła w komórce. Skrzywiłam się.
- Tak, ludzie nie są przyzwyczajeni, że ktoś tak szybko wykonuje stroje. - wzruszyła ramionami, wracając do pomieszczenia.
- Dar od bogini. - powiedziała krótko - Więc tak... Znalazłam taki zestaw. Według mnie jest piękny, ale nie pasował do kobiety, która ją zamawiała. Nie dziwię się więc, że odwołała zamówienie, a muszę przyznać, że kolor oberżyny idealnie będzie podkreślał kolor twoich, właśnie oberżynowych, oczu. - skinęłam głową i spojrzałam na zestaw.
Constance pokazała mi zestaw, który składał się z bluzki, spódnicy i chusty. Choli była dokładnie w odcieniu, o którym wspominała Francuzka. Na jej dole były wzory, wyszywane srebrną nicią, a na dole bluzeczki zwisały srebrne kryształki w kształcie łezek. Pavada Również była utrzymana w tych samych barwach, z tą różnicą, że wzory były gęsto wyszywane na dole i rozrzedzały się ku górze. Do tego była także dupatta, ale nie byłam co do niej przekonana, ponieważ i bez niej byłoby mi gorąco. Constance jednak nalegała, abym do tego coś jeszcze dobrała, więc zdecydowałam się na cienką, przejrzystą chustę, którą będę mogła przerzucić tak jak do sari.
- Dobrze, w takim razie... Miłego balu. - powiedziała.
- Och, miałam nadzieję, że mogłybyśmy razem pójść i wspólnie się przygotować. - Francuzka uśmiechnęła się promiennie.
- Z miłą chęcią! Po prostu myślałam, że przestałaś chcieć się ze mną przyjaźnić, ponieważ tak dawno mnie nie odwiedzałaś... - zrobiłam skruszoną minę.
- Tak, przepraszam, przyjaciółko. Ostatnio sporo się działo. - pokiwała głową.
- Dobrze, wybaczam. W takim razie przyjdę do ciebie wieczorem i pomogę ci zrobić się na bóstwo! Tak, wiem, wybranko bogini!- powiedziała, po czym opuściłam jej zakład, żeby mogła w spokoju pracować.
Jak obiecała, tak i zrobiła. Godzinę przed rozpoczęciem balu rozległo się ciche pukanie do frontowych drzwi. Otworzyłam je, po czym udałyśmy się do mojej sypialni, w której rozpoczęłyśmy przygotowania. Obie byłyśmy ubrane w swoje stroje. Constance ubrała się w sari, czerwoną bluzkę, czarną halkę i przejrzystą chustę, która była wyszywana tymi dwoma kolorami we wzory róż, w których łodygi były krucze, a korony krwiste.
Constance powiedziała, że zajmie się moim makijażem i fryzurą, więc zgodziłam się na nią zdać.
Kiedy otworzyłam oczy, uśmiechnęłam się widząc swoje odbicie. Oczy miałam wyraźnie zaznaczone czarnym cieniem, przez co tęczówki zdawały się żyć własnym życiem, a cera zdawała się jeszcze bielsza niż zwykle. Blond włosy były podkręcone i spadały na moje ramiona jasnymi lokami. Na głowie miałam ozdobny łańcuszek, który był inspirowany naturą. Efekt był oszałamiający, to musiałam jej przyznać.
- Dziękuję, Constance. Wyglądam pięknie, co mogę przyznać, po raz pierwszy, z czystym sumieniem! - powiedziałam, a ona machnęła ręką.
- Daj spokój, zawsze wyglądasz ślicznie, czego zawsze ci zazdroszczę. - spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę.
- Wiesz, jak okropnie jest tak wyglądać, kiedy tutejszym kanonem piękna jest moje przeciwieństwo? Ty, pomimo, że również nie wpasowujesz się w kanon, zawsze miałaś powodzenie. Twoja uroda i wewnętrzne piękno nie mogą być niezauważone. - Francuzka westchnęła ciężko.
- To przez to, że jestem Miłością, Dierdro. Muszę taka być. - pokręciłam głową.
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale Aodhan kochałby cię nawet gdybyś była szkaradna. - uśmiechnęła się lekko.
- Lepiej chodźmy, zanim się tu rozkleję. - zaśmiałam się, ale posłusznie ruszyłam za przyjaciółką - Gotowa na bal? - zapytała, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, naprawdę. Nie lubię takich rzeczy. - mruknęłam, kiedy wyszłyśmy z posiadłości. Poza tym, pomyślałam, będę musiała stoczyć konfrontację z moimi rodzicami.
Przepraszam, że tak dawno nic nie dodawałam, ale mam na to wytłumaczenie!
Ostatnio zaczęłam pisać książkę (nie taką na wattpada, ale prawdziwą) przez co bardzo zaniedbuję prace zamieszczane tutaj. Zauważyłam, że piszę ją zupełnie inaczej niż chociażby "Dierdrę" i muszę ją skończyć do 24 czerwca, a zostało mi jakieś 138 stron, więc mam nadzieję, że rozumiecie. Mało czasu, a tyle do napisania!
Nie wiem jak często będą pojawiały się następne rozdziały, ale proszę o wyrozumiałość!
Jeśli wszystko pójdzie dobrze i uda mi się wydać moją książkę (najwcześniej w styczniu 2018, ewentualnie w zimie tego roku) jeśli będziecie chcieli, opublikuję ją na wattpadzie, ale w tej chwili niczego nie obiecuję.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie,
Marta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro