Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Stałam nad rzeką czarną jak smoła, z której próbowały wypłynąć umęczone dusze. Wydawały z siebie przeraźliwie dźwięki, które przyprawiały o gęsią skórkę. Dookoła mnie była ciemność. Jedynie w niektórych miejscach wisiały pochodnie oświetlające najbliższy teren i ściany zbudowane z czerwonego piasku.

Cała się trzęsłam, bojąc się tego, co miało nadejść. Nie wiedziałam dokładnie czym t o może być, ale wiedziałam, że cokolwiek to było, nie należało do dobrych rzeczy.

Zaczęłam iść głębiej w mrok czując, że z każdym krokiem moje serce przyśpiesza swoją pracę, a ja sama zbliżam się do nieuniknionego starcia. Przypuszczałam, że moim przeciwnikiem będzie Mrok, a to, co zobaczyłam, omal nie zwaliło mnie z nóg.

Kilkadziesiąt metrów przede mną, w całkowitym mroku, dostrzegłam jasny przebłysk. Z każdym krokiem rozumiałam co widzę, a to z kolei sprawiało, że moje niedowierzanie narastało, a strach coraz bardziej paraliżował. Na czarnym tle odznaczała się ognista klatka z więźniem w środku. Młodzieniec, a raczej bóg, znajdujący się wewnątrz niej, miał posiniaczone i w niektórych miejscach poparzone ciało. Twarz miał zaciętą, chociaż z oczu wyzierał ból nie do opisania i nie do wyrażenia. Rozpoznałam w nim Dobroć. 

Zakryłam usta drżącą ręką, powstrzymując krzyk.

- Wiem, że ją sprowadziłeś. Dlaczego zmuszasz ją do oglądania takiego okropnego widoku? - zapytał bóg, a z cienia, niedaleko mnie, wyłonił się Mrok w całej swojej okazałości, ale tym razem nie miał czerwonych oczu, a czarne, niczym węgiel. Jego głos by aksamitny, ale bardzo potężny.

- Owszem, sprowadziłem ją, ale jak widać wykorzystała jedną ze swoich sztuczek i nie weszła do świata Mroku. - warknął, a ja wtedy zrozumiałam, że mnie nie widzi. A przynajmniej Mrok, ponieważ miałam wrażenie, że spojrzenie Dobroci na chwilę na mnie zawisło.

- Jest silniejsza niż myślisz.- syknął.

- Przyjęła formę człowieka! Czegoś śmiertelnego! Ona jest teraz niczym, rozumiesz? - warknął Mrok, zaciskając pięści. Na twarzy boga pojawił się kpiący uśmieszek.

- Skoro jest niczym, dlaczego wciąż ją ścigasz? - zapytał. Pan ciemności zacisnął szczęki, po czym wyrzucił przed siebie rękę, a z klatki dobiegł dźwięk łamanej kości. Dobroć krzyknął, a jego ręka była wygięta pod nienaturalnym kątem. Po jego twarzy spływał pot - Wiesz, że moja bogini nadal w niej żyje. - kontynuował, choć teraz słowa wypowiadał z niemałym trudem.

- Zamilcz! - ryknął Mrok, a ściany zatrzęsły się od jego potężnego głosu - Ona nie jest twoja. Światłość od zawsze była stworzona dla Mroku! - ryknął władczym tonem, po czym piorunując więźnia spojrzeniem, zniknął w ciemności. 

Przez chwilę panowała śmiertelna cisza, po czym Dobroć skinął na mnie ręką, abym podeszła.

- Jesteś wybranką mojej bogini, prawda? - zapytał kiedy uklękłam przed jego więzieniem. Spojrzałam smutno na Dobroć i skinęłam głową - Możemy przejść na ty? - ponownie skinęłam głową, a on wyciągnął do mnie złamaną rękę i skrzywił się lekko - Mogłabyś? - zapytał, a ja ostrożnie włożyłam ręce między ogniste pręty i delikatnie objęłam dłońmi złamanie. Znak na lewym grzbiecie dłoni, zamigotał i poczułam, że fala ciepła przechodzi do złamanej kości i zrasta ją - Dziękuję. Co jest na twojej dłoni? 

- Och... To pojawiło się kiedy bogini Durga wybrała mnie. - wyjaśniłam ściągając rękawiczkę i pokazując czerwony malunek. Dobroć zmarszczył brwi.

- Jakiego koloru Moc przyprowadziła cię to świątyni i jak wyglądała? - zapytał, a ja zdziwiłam się tym pytaniem.

- Przypominała miniaturową gwiazdkę o czerwonej poświacie. Czy to ważne? - skinął głową.

- Tak i to bardzo. Oznacza to, że... - nagle rozległ się jakiś niezrozumiały szum - Potrzebują cie w tamtym świecie. Musisz iść, zanim i Mrok usłyszy to, co my w tej chwili.

- Ale... - chciałam zaprotestować, ale bóg mi przerwał.

- Czas na tłumaczenia nadejdzie, ale teraz nie pora na nie. Uciekaj! - rozkazał, a ja nie wiedziałam jak, więc pobiegłam w stronę z której przyszłam.

Koło rzeki znajdowały się czarne drzwi, które nie były w żadnej ścianie. Po prostu stały na środku nicości. Za sobą usłyszałam kroki, więc przełknęłam przerażona ślinę, po czym wbiegłam do środka.

Otworzyłam gwałtownie oczy, nie wiedząc czy to była jawa, czy też sen w gorączce. Pomysł snu odrzuciłam natychmiast kiedy zorientowałam się, że nie mam rękawiczki na lewej dłoni, a sam znak lekko się jarzy. Kiedy doszłam do siebie zorientowałam się, że leżę u siebie w salonie.

- Niedługo panienka powinna się obudzić. - usłyszałam głos jakiejś kobiety.

- Dziękuję, pani doktor. - powiedział Naoise i dosłyszałam ciche zamknięcie drzwi wejściowych.

Przyłożyłam prawą dłoń do czoła i podniosłam się do pozycji siedzącej, a pan Lassalle natychmiast ukląkł obok mnie i spojrzał na mnie uważnie, z lekkim przestrachem.

- Och, pani Rousseau! Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś! Czy wszystko dobrze? Czego się tak wystraszyłaś przed bramą, że aż zemdlałaś? Co ci się śniło? Mówiłaś przez sen... Niezrozumiała rzeczy. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.

- Tak, dobrze się czuję. Dziękuję, Naoise. Ja... chyba coś mi się przewidziało, tak myślę. A co do snu... Co takiego mówiłam? - spytałam ciekawa.

- Były to chaotyczne słowa, wypowiadane nagle, głośno. Mówiłaś następujące rzeczy: rzeka dusz, ciemność, Mrok, Dobroć, klatka, złamanie, pomoc, bogini, ucieczka. Co one oznaczały? - dopytywał wyraźnie zmartwiony, ale coś w jego oczach nie dawało mi spokoju.

- Nie mam pojęcia, panie Lassalle. Gdybym wiedziała, wszystko byłoby prostsze. - skłamałam - Przepraszam za nastraszenie, ale na prawdę tego nie chciałam robić. - powiedziałam próbując rozładować napięcie.

- To nie wyglądało na "nic". - powiedział, wyraźnie zmartwiony - Proszę, powiedz mi co takiego się tam wydarzyło.

- Uwierz mi, że lepiej będzie jeśli zachowam to dla siebie. - odpowiedziałam, zmuszając się do pewnego tonu. Brunet westchnął, po czym wstał i skinął mi głową.

- Na mnie już pora i tak jestem spóźniony na spotkanie. - powiedział kierując się do drzwi. Zmarszczyłam brwi, spotkanie o tak późnej porze? Ale powstrzymałam ciekawość, nie pytając o to.

- Och, spotkanie? Nie musiałeś ze mną  zostawać, poradziłabym sobie. - odpowiedziałam czując się winna, że przez moją osobę spóźnił się na coś ważnego. Naoise odwrócił się do mnie, a na jego twarzy malował się cień uśmiechu.

- Czy powiedziałem, że coś się stało w związku z tym? Poza tym bardzo często przychodzę nieco później. - teraz ja uśmiechnęłam się drwiąco i podniosłam brwi.

- Niepunktualny? Obawiam się, że nasza przyjaźń nie będzie mogła być kontynuowana, ponieważ nie trawię ludzi spóźnialskich. - pan Lassalle tylko uśmiechnął się i skinął mi głową.

- Obiecuję poprawę, ale na razie: żegnam. Do zobaczenia. - powiedział i zniknął za drzwiami.

Westchnęłam i skrzywiłam się. Głowa nadal pulsowała mi niemiłosiernie, a nogi zdawały się jak z waty. Odetchnęłam, nie musząc już udawać, że wszystko w porządku i to był tylko sen.

Podeszłam do pianina, które stało zwykle w najbardziej ocienionym miejscu, choć teraz światła były jasno pozapalane. Westchnęłam, nie mając siły ich przygaszać, więc tylko usiadłam na krzesełku przed instrumentem i podniosłam klapę, a moim oczom ukazały się zakurzone klawisze. Pianino nie było używane od pięciu lat, ponieważ nie miałam ochoty na granie na  nim, bo przywodziło mi na myśl te wieczory, w których rodzice siadali na kanapie przed kominkiem, a ja zasiadałam w tym miejscu pokazując czego się nauczyłam.

Z  ciężkim westchnieniem wytarłam wieloletnią warstwę kurzu, po czym na czystych klawiszach, położyłam ręce i zamknęłam oczy oddając się muzyce. Zaczęłam grać 5 symfonię Beethovena, która była nazywana Symfonią losu, podczas gdy mój los po raz kolejny stał się dla mnie niejasny.

Zastanawiałam się nad dzisiejszymi wydarzeniami. Czy ja naprawdę byłam w krainie Mroku, czy tylko to wszystko sobie wymyśliłam? Ale jak wyjaśnić zgubioną rękawiczkę?, pomyślałam, ale od razu uświadomiłam sobie, że mogłam zgubić ją w lesie lub przed bramą. Niestety nie mogłam sobie przypomnieć czy nie ściągałam jej nad wodospadem, ale nic takiego sobie nie uświadomiłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro