Prolog
Bombaj, 1883 rok
Wędrowałam swoim czujnym spojrzeniem po spowitej ciemnością nocy Indyjskiej puszczy, co jakiś czas słysząc odgłosy zwierząt, które dochodziły z jej głębi. Miałam 14 lat, a rodzice już zaplanowali mi przyszłość, która niekoniecznie była mi przychylna. Poprawiłam fałdy sukni, która definitywnie nie wpasowywała się w tutejsze kanony, ale cóż... Nie pochodziłam z Indii, nie byłam Hinduską, a moi rodzice również nie pochodzili z tego kraju. Moje rodzinne miasto było daleko stąd, a my pokonaliśmy wiele długich tygodni, aby uciec z Londynu, w którym nasze nazwisko zastało odrzucone przez wyższe warstwy społeczne, a my zawędrowaliśmy aż tutaj, żeby odbudować swoją opinię.
Westchnęłam i usiadłam na barierce mojego własnego tarasu.
Potarłam ramiona, ponieważ pomimo pobytu w tak ciepłym kraju, nocami potrafiło być tu chłodnawo. Mogłabym tak przesiedzieć noc, co często miałam w zwyczaju, kiedy nagle... Stało cię coś, czego nie da się wyjaśnić słowami.
Przed moimi oczami pojawiła się krwistoczerwona, świecąca drobinka. Zdawała się pulsować, a ja nie mogąc oprzeć się pokusie, wyciągnęłam ku niej palce, ale nie zdołałam jej dotknąć, ponieważ cofnęła się i zaczęła skakać niecierpliwie.
- Chcesz żebym za tobą poszła? - zapytałam cicho i nie mogłam oderwać od niej wzroku, oczarowana. Światełko zamigotało, jakby twierdząco i ruszyło wgłąb lasu.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam wgłąb swojego domu, po czym, zanim zdążyłam się rozmyślić, wyskoczyłam za barierkę, zakasałam fałdy sukni i pognałam ile sił w nogach za oddalającym się iskrzącym zjawiskiem.
Przedzierałam się przez indyjską dżunglę, ignorując fakt, że spódnica zahacza o gałęzie i rozrywa się. Byłam jak w transie i za wszelką cenę nie chciałam spuszczać z oczu tego magicznego zjawiska.
Nie wiem ile tak biegłam, ale nagle znalazłam się na brzegu lasu. Zatrzymałam się gwałtownie, bojąc się wychylić poza ciemną granicę. Co ludzie mogą pomyśleć, kiedy zobaczą mnie wybiegającą z lasu, w dodatku z podartą suknią?, zastanawiałam się, ale nie mogłam liczyć na odpowiedź. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w tym miejscu, wyszłam z cienia i spojrzałam przed siebie.
Przede mną, pośrodku wielkiego kwadratowego obszaru wyłożonego kostką, znajdowała się świątynia. Była wykonana z marmuru, z wieloma zdobieniami. Aby wejść do środka, trzeba było wejść po trzech schodkach, a następnie przejść pod daszkiem podtrzymywany przez bogato zdobione kolumny. Wytężyłam wzrok i zauważyłam czerwoną poświatę, która zamigotała przed wrotami tej świątyni. Powolnym krokiem ruszyłam ku wejściu, chłonąc każdy szczegół tej zapierającej dech w piersiach budowli. Kiedy znalazłam się przed wrotami, niepewnie pchnęłam je, a jarzące się światełko, rozpłynęło się w powietrzu. Zmarszczyłam zdziwiona brwi, ale nie zawróciłam, wręcz przeciwnie. Weszłam do środka, które było oświetlane przez blask księżyca, który wpadał przez wielki otwór w suficie i kilka wysokich okien po obu stronach sanktuarium. Rozejrzałam się po wnętrzu i zauważyłam, że pozostawiam za sobą ślady, ponieważ ta świątynia była pokryta wieloletnią warstwą kurzu. Zapewne powodem braku żywej duszy w tej okolicy, jest fakt, że świątynia nie jest odwiedzana, pomyślałam, chociaż wraz z tymi słowami, zauważyłam, że kurz natychmiast pokrywa miejsce, w którym jeszcze dwie sekundy temu widniały szlaczki stworzone przez moją spódnicę, która odgarniała kurz. Zmarszczyłam brwi, ponieważ tu działo się coś bardzo dziwnego. Coś... magicznego.
Po obu stronach świątyni były poustawiane rzędy ławek, w których, najpewniej, zasiadali wierzący. Ruszyłam do przodu, a jedynymi odgłosami, które docierały do moich uszu był dźwięk moich kroków, oddech i głośne bicie serca. Na samym przodzie świątyni widniał posąg, a u jego stóp misa, w której składano ofiary. Przyjrzałam się posągowi, co było dosyć trudne, zważywszy na warstwę kurzu, która go pokrywała.
Nagle ziemia się zatrzęsła, a pomnik zaczął jarzyć się identycznym światłem, co iskierka, która mnie tu przyprowadziła. Odskoczyłam zdziwiona do tyłu i odruchowo zakryłam rękoma głowę, kucając, ponieważ wstrząsy nadal nie ustępowały. Krzyknęłam, kiedy misa na ofiary spadła z podestu i chwilę po tym, wszystko ucichło. Jeszcze chwilę trwałam w tej pozycji, bojąc się podnieść, aż w końcu zdecydowałam się wyprostować, a to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Posąg, który niedawno widziałam, ożył.
Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na istotę, która uśmiechała się do mnie promiennie. Była to piękna kobieta, o opalonej cerze. Z wyglądu przypominała Amazonkę. Miała 4 pary rąk, a na każdej z nich złote bransolety, które cicho pobrzękiwały. Miała duże, bystre oczy o brązowych tęczówkach. Jej usta były pełne i koloru malinowego. Miała wdzięczne rysy twarzy i wyglądała jak bóstwo, którym... No cóż, prawdopodobnie była. Jej długie, czarne włosy opadały jej na plecy połyskującymi w świetle księżyca falami. Na sobie miała jasnoniebieską suknię, która była typowym kanonem, według którego ubierały się hinduski.
- Witaj, moje dziecko. - powiedziała to melodyjnym głosem, który wypełnił całą świątynie, a ja otrząsnęłam się z początkowego szoku i spuściłam zawstydzona głowę. Zignorowałam całkowicie fakt, że przemawia w moim ojczystym języku, ponieważ akurat ta sprawa była najmniej zadziwiająca.
- Obawiam się, że nie jestem z Indii. Przepraszam, przyszłam tu poni... - przerwała mi gestem dłoni.
- Wiem kim jesteś, Dierdro. - odparła, a ja byłam zaskoczona, że wie jak mam na imię - To ja cię tu sprowadziłam. - wyjaśniła, a ja nie wiedziałam jak się zachować - Obawiam się, że nie mam za dużo czasu. Jestem boginią Durgą. - przedstawiła się z ciepłym uśmiechem, a wąż na jej jednym z lewych przedramion zasyczał - Mam okropne wieści. - spojrzała na mnie ze współczuciem i zauważyłam, że w jej oczach pojawiły się łzy. Gestem nakazała mi, żebym podeszła - Niedługo spotkają cię bardzo trudne chwile. - oznajmiła kładąc mi dłoń na ramieniu w pocieszającym geście - Ale nie możesz się poddać. W twoim życiu spotka cię wiele przeciwności, a od dzisiaj twoje życie zmieni się diametralnie. Zaczniesz widzieć rzeczy, o których nigdy nawet nie śniłaś, a jeśli tak, to pojawiały się one jedynie w koszmarach. Zostałaś wybrana, a los wybranki jest bardzo trudny. - pokręciłam głową.
- Ja... Ja chyba nie rozumiem. Jaką wybranką? Wybranką kogo? - desperacko chciałam się dowiedzieć więcej i zauważyłam, że po twarzy bogini spływa łza, a gdy ta dotknęła podłoża, odskoczyła w bok, przemieniając się w diament.
- Przykro mi, ale mam mało czasu. Zbyt mało, żeby odpowiedzieć na twoje wszystkie pytania. Pamiętaj tylko tyle: chroń innych, nie pozwól, żeby zło ich dosięgnęło, rozumiesz? Nie pozwól, żeby Mrok wdarł się do naszego świata, Dierdro! - przestrzegła mnie.
- Proszę, powiedz mi więcej, a jeśli nie możesz, to powiedz, kiedy znowu cię spotkam, żebyś więcej mi powiedziała! - błagałam przerażona, a bogini potrząsnęła głową.
- Nigdy się nie spotkamy. Może w innej epoce, w innych ciałach? Ale na pewno nie w tym życiu. - Durga upadła na kolana, a jej boska twarz wykrzywiła się w grymasie bólu - Przyjmij moje błogosławieństwo: Niech Światło i Dobroć ci sprzyjają. A teraz musisz odejść. - ostatnie zdanie powiedziała z trudem, a po jej czole zaczął spływać pot. Zdusiłam krzyk, zbyt przerażona, zbyt przejęta tym, że moje życie ma się zmienić, aby zdołać się ruszyć - Opuść tę świątynię, jeśli nie chcesz zgubić świata! - zdobyła się na krzyk, a ja czym prędzej popędziłam do wyjścia, kiedy sanktuarium znowu się zatrzęsło. Upadłam, kiedy wstrząs był aż tak silny, ale natychmiast podniosłam się i biegłam dalej.
Kiedy znalazłam się poza świątynią, upadłam i zauważyłam, że całe sanktuarium się zapadło. Kurz latał dookoła, a ja zaczęłam kasłać i strzepywać z siebie jego drobiny, które unosiły się w wyniku zawalenia budowli. Zauważyłam czerwony promyczek, który wniknął we mnie w miejscu mojego serca. Poczułam jak przepływa przeze mnie przyjemne ciepło i odetchnęłam głęboko, uspokojona i poczułam się silna.
Poczułam, że jestem gotowa stawić czoła mojemu przeznaczeniu.
CHCIAŁABYM ZAZNACZYĆ, ŻE DURGA W MOIM OPOWIADANIU JEST PODOBNA DO TEJ W PRAWDZIWYM ŻYCIU TYLKO WYGLĄDEM I IMIENIEM, PONIEWAŻ WSZYSTKIE MITY O NIEJ SĄ WYMYŚLONE, ACZKOLWIEK TAKA BOGINI ISTNIEJE.
Marta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro