Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXV

Twardo. Zimno. Twardo, zimno, twardo, zimno – podłoga! Podłoga? Czemu leżę na podłodze? Zimno.

Siadam. Jest noc, około piątej, bo prawie świta. Jim nie leży na kanapie. Jim? Jim?

– Jim?

Cisza.

Nie ma go też w pokoju, nie muszę wstawać, żeby o tym wiedzieć. W mieszkaniu nie ma nikogo. Pusto. Cisza. Pusto.

I zimno.

Moran.

Gdzie jest Jim?

Wstaję. Kręci mi się w głowie, pochylam się do przodu, żeby dostarczyć tlen do mózgu. Rozglądam się po salonie. Ciemno. Światło. Za jasno. Mrużę oczy.

Przy wejściu nadal leżą siatki z zakupami z wczoraj. Fortepian stoi na swoim miejscu, z zamkniętą klapą i nutami na pulpicie. Na oknie dwa samotne, zielone kaktusy, w kuchni zwykły, codzienny bałagan. Na kanapie rozwalony koc, fotele ustawione tak, jak zwykle. Wszystko w porządku, brakuje tylko jednego. Jima.

Zdejmuję koc z kanapy, owijam się nim. Pod spodem leży karteczka, niewielki skrawek papieru, zapisany starannym pismem Jima.

Sherlock, naprawdę mi przykro, że muszę Cię opuścić. Wiem, że wszystko, co w tym mieszkaniu się wydarzyło, wydarzyło się wbrew Twojej woli i mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Jesteś wolny, Sherlock. Możesz odejść.

Wolny.
Wolny.
Jestesm wolny.
Wolny?

Koniec? To... koniec? Jestem wolny? Gra się skończyła?
Przegrałem.
Przegrałeś, braciszku, przegrałeś.

Siadam na kanapie, owinięty w koc. Koc pachnie Jimem. Jima tu nie ma. Jestem wolny. Przegrałem. Jestem samotny.
Wolny.
Samotny.
Wolny. Samotny.
Mogę odejść.
Odejść.
Odejść.
Bez Jima.

______________________
No dobrze, kochani. Wybaczcie mi za zwłokę i za długość rozdziału. Johnlocki już niech się cieszą.
No i ogólnie nie podoba mi się ten rozdział. Zdecydowanie były lepsze. Jest jakiś taki... pusty.
/koniec narzekania/

Życzę Wam miłego weekendu, czy czego tam chcecie, dnia, wieczoru, świąt... Nie wiem.
xxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro