Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Pani Hudson budzi mnie o pierwszej, tak jak prosiłem. Wstaję, przebieram się i idę do łazienki całkowicie mechanicznie, nie myśląc o tym, co robię. Myślę o Jimie i Johnie, o tym, co mnie czeka i o tym, co zostawiam za sobą. Martwię się – o siebie, głównie o Johna. Sprawdzam telefon i powiadomienia o poczcie. Brak. Brak, brak, brak!

John, martwię się! Czemu nie odpisujesz?

Patrzę na godzinę. Pierwsza dwadzieścia. Zapinam walizkę, wkładam telefon do kieszeni płaszcza i wołam panią Hudson.

– Chciałbym się pożegnać.

– Już teraz wychodzisz? – pyta. Jest jej przykro, przywiązała się do mnie. Sentymenty? Tak. Pewnie nie wynajmie mieszkania.

– Jeszcze nie, ale później nie będzie czasu. Czeka mnie jedna wizyta.

– Och, mój drogi!

– Pani Hudson, niech się pani nie martwi. John będzie panią odwiedzać.

– Poprzednim razem nawet nie dzwonił.

– To było dla niego za dużo. Wtedy umarłem i nie wiedział dlaczego. Teraz wie, że odszedłem i wie, że odszedłem dla niego.

– Dla niego, Sherlock?

– Tak, pani Hudson. Pamięta pani ten dzień, kiedy skoczyłem?

– Oczywiście. Był u mnie na herbatce ten miły pan.

– Miał panią zabić, jeżeli nie skoczę.

– Och, mój drogi!

– Był też snajper, który miał zabić Lestrade'a i snajper, który miał zabić Johna. Gdybym nie skoczył, wasza trójka by nie żyła, więc prędzej czy później sam bym skoczył, zwłaszcza z tak zszarganą reputacją.

– Zawsze wiedziałam, że masz uczucia, Sherlock.

– Możliwe, pani Hudson. Nie obrażę się, jeżeli posprząta pani ten bałagan i wynajmie mieszkanie komuś innemu, naprawdę.

– Och, mój drogi!

Przytula mnie. Proszę ją o ostatnią herbatę, więc odsuwa się ode mnie i robi mi ją. Siadam w swoim fotelu, pierwsza trzydzieści pięć. Wypijam herbatę, żegnam się z panią Hudson, pierwsza czterdzieści pięć. Sprawdzam pocztę, pierwsza czterdzieści osiem. Wypijam kolejną herbatę, pierwsza pięćdziesiąt pięć. Nastawiam wodę, parzę kolejną herbatę, nalewam mleka do dzbanuszka, pierwsza pięćdziesiąt dziewięć. Siadam w swoim fotelu, słyszę kroki na schodach, druga.

– Jestem! – krzyczy. – Stęskniłeś się?

Ignoruję jego słowa. Wskazuję mu ręką fotel. Siada.

– Mam dla ciebie odpowiedz inną niż ostatnio – mówię. Patrzę mu w oczy, odwzajemniam jego szeroki uśmiech.

– Jestem taki szczęśliwy!

Śpiewa. Tym razem nie brzmi tak psychopatycznie jak ostatnio. Naprawdę się cieszy.

– Więc? Jesteś gotowy?

Wskazuję ręką na walizkę pod ścianą, wzruszam ramionami.

– Jak widać.

Nalewa sobie mleka do herbaty, patrzy na mnie pytająco, a ja kiwam głową. Do mojej filiżanki też nalewa mleka i podaje mi ją.

– Co się stało, że zmieniłeś decyzję?

Nie odpowiadam. Upijam łyczek herbaty i odwracam wzrok w stronę schodów. Przecież zna odpowiedź. John.

– Ach, John. Rozumiem. Chcesz go ochronić?

– Jeżeli i tak masz zamiar go skrzywdzić, w każdej chwili mogę zmienić decyzję.

– Obiecuję, że więcej nie skrzywdzę twojego Johna ani fizycznie, ani psychicznie. Czy jesteś zadowolony?

– Tak.

Widzę, jak się uśmiecha. Jest pewien tego, że wygrał.

No dobrze, wygrał.

Wypija herbatę, ja też. Trzecia herbata dzisiaj.

– Czyli zabierasz mnie ze sobą, tak?

– Tak.

Wstajemy jednocześnie.

– Jestem gotowy.

__________

Poprawiona wersja, dla tych, co przeczytali, polecam przeczytać jeszcze raz!

Dzisiaj (8.08) nie było rano rozdziału, bo zwyczajnie położyłam się zbyt późno z winy jednej cudownej historii od ginsikk, co poskutkowało opóźnionym wstaniem i brakiem weny. Południe przyniosło jej nowe pokłady, co z kolei zaowocowało poprawkami w rozdziale wczorajszym.

Mam nadzieję, że tym razem się Wam bardziej spodoba,

Pozdrawiam cieplutko,

SH

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro