I
W tym momencie pospiesznie biegłam do biura Hokage, ponieważ ma jakąś "ważną informację" do przekazania o tak wczesnej porze jaką jest godzina dziesiąta. Jak ja dopiero wstałam. Nawet nie zdążyłam wypić kawę a już mi tu Anbu z buta wbija do domu i mówi "Hokage-sama wzywa. Masz stawić się natychmiast". Eh, z całym szacunkiem do tego żółto-włosego ale to już znęcanie się nad niewinnymi ludźmi...
Dopiero przed wejściem do pokoju przestałam biec. Lekko zapukałam dwa razy po czym usłyszałam stanowcze lecz łagodne "Wejść!".
- Wzywałeś, Hokage-sama?
- O, Umi już jesteś. Miło cię znowu tu widzieć. - słysząc te słowa, spokojnie zamknęłam drzwi, i po podejściu bliżej lekko skłoniłam się na przywitanie.
- Dzień dobry, Hokage-sama. Mi również jest miło widzieć Pana w dobrym stanie.
- Umi, proszę cię, przestań już z tą nadmierną uprzejmością. Brzmi to bardziej fałszywie niż twoje słowa w ten pamiętny dzień. - słysząc odpowiedź Namikaze, lekko się uśmiechnęłam się, po czym potarłam swoją obolałą szyję i już luźniej odparłam.
- Dobra tam, dobra. Już nie będę. Przepraszam Pana, koniec końców, przyzwyczajenia tak szybko się nie da pozbyć.
- Tak, wiem. Ale mniejsza o to. Koniec końców wezwałem cię nie dla pogaduszek. - po tych słowach moje spojrzenie stało się bardziej poważne.
- Kolejne zadanie?
- Nie, nie tym razem.
- W takim razie, już zamieniam się w słuch - gdy skończyłam mówić, zaczęłam wyczekująco spoglądać na czwartego Hokage. Po krótszej chwili, mężczyzna odezwał się.
- Cóż, jeśli mnie pamięć nie myli, miesiąc temu podałaś prośbę o to aby móc być sesei'em jednej z drużyn geninów, zgadza się? - w milczeniu kiwnęłam głową, nie chcą zbędnie przerywać - Wreszcie została podjęta decyzja. - słysząc te słowa moje serce niespodziewanie przyspieszyło bicie, lecz pomimo tego, starałam się utrzymywać niewzruszoną postawę - Jak na razie masz połowiczną opiekę nad jedną z grup.
- Połowiczna? Czyli? - spytałam się trochę zszokowana odpowiedzią.
- Czyli zostaniesz przedzielona do jednej z drużyn.
- Z powodu?
- Z powodu tego, że starszyna wioski ma duże wątpliwości co do ciebie i jedyny kompromis na który się zgodzili, to połowiczna opieka nad jedną z istniejących już grup.
- Super... - wysyczałam pod nosem po czym utkwiłam swój wzrok gdzieś w dali za oknem. - Ugh, dobra... Czym są spowodowane ich wątpliwości?
- Myślę że i sama doskonale znasz odpowiedź - odparł nadal spokojny Namikaze, po czym oparł się na łokciu.
- Chodzi o niebieskiego skrytobójcę? - słysząc moje pytanie Hokage przecząco potrząsnął głową po czym rzekł.
- Pudło. Próbuj dalej.
- Pudło? Cóż... W takim razie... To przez moje pochodzenie?
- Właśnie tak. Co do niebieskiego skrytobójcy, nikt oprócz naszej dwójki nic nie wie, ale co do pochodzenia... Nawet ja nie znam przyczyny twojego i twoich rodziców wygnania. Przez to starszyna ma duże wątpliwości co do ciebie. - przygryzłam wargę po czym wzięłam głęboki oddech.
- Rozumiem. Skoro tak sytuacja wygląda, to nie zostaje mi nic oprócz pogodzenia się z tym... Tak czy inaczej, może być Pan pewien, iż zrobię wszystko co w moich siłach aby dobrze wykonać pracę.
- Dobre podejście.
- A więc mogę wiedzieć, z którą drużyną będę współpracować?
- Oczywiście. Drużyna siódma, na jej czele stoi Hatake Kakashi. Nie wiem czy go pamiętasz lecz to nie jest na tyle istotne. Jestem pewien iż uda wam się dogadać - w tamtym momencie Hokage przysunął bliżej jedną, nawet grubą teczkę. Wzięłam ją do ręki i powoli otworzyłam. Na pierwszej stronie ujrzałam szaro włosego mężczyznę. Widząc go, miałam przez chwilę wrażenie iż wcześniej gdzieś go spotkałam i to już nie raz. Lecz gdy miałam już zacząć rozmyślać o nim, głos Minato-sana przerwał mi tę czynność - Jutro, oni wyruszają na misję. Powinni dostarczyć cenną wazę do niedalekiej wioski. Jest to łatwa misja ale i tak chcę abyś już do nich dołączyła.
- Rozumiem. Mógłby Pan podać więcej informacji na temat misji?
- Jak zawsze, wszystko jest w teczce. - w ciszy kiwnęłam głową - To tyle. możesz już odejść.
- Dobrze. Do widzenia Hokage-sama. - po tym lekko skłoniłam się, po czym skierowałam się do wyjścia.
Gdy opuściłam budynek, ujrzałam jak ładnie świeci na ulice słońce. Dużo ludzi nigdzie się nie śpieszyło. Mieli czas i możliwość posiedzieć sobie przy ciepłej herbatce w pobliskiej kawiarni. Pochodzić za rączkę ze swoją drugą połówką. Pobawić się z małymi dziećmi. Atmosfera w całej wiosce była przyjazna, miła. Teraz widząc to, nie dziwię się dlaczego tutejszy mieszkance tak ochoczo bronią wioski. Może gdyby wioska mgły była podobnym miejscem to wtedy podjęłabym inną decyzję.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie krzyk jakiegoś dzieciaka, który gonił się za malutkim psem.
- Akamaru stój! No gdzie uciekasz?! - lekko podniosłam jedną brew i w ostatnim momencie złapałam szczeniaka gdy ten przebiegał obok mnie. O dziwo nie wyrywał się. Może to i lepiej.
- To twój pies? - spytałam się spokojnym głosem gdy brunet w szarej kurtce z futerkiem na kapturze podbiegł bliżej.
- Tak. Dziękuję, że Pani go złapała. - w międzyczasie ujrzałam jeszcze trzy figury zbliżające się do nas. Była to malutka dziewczynka o jasnych oczach, najprawdopodobniej Hyuga, jakiś chłopiec z zarzuconym kapturem i ciemnymi okularami oraz kobieta z czerwonymi oczami. Nie zwracając na nich uwagi, podałam zwierzaka właścicielowi, po czym rzekłam.
- Powinieneś bardziej uważać na swojego pupila, bo pewnego razu może ci uciec na dobre. - słysząc to chłopak przez chwilę stał jak wryty po czym uśmiechnął się wesoło.
- Nie, to nie możliwe. Tylko nie z Akamaru.
- Jak tam sobie uważasz.
- Przepraszamy za kłopot. - powiedziała w pewnym momencie kobieta o czerwonych oczach.
- Nic się nie stało. - posłałam uprzejmy uśmiech, po czym chciałam już odejść lecz czarnowłosa rzekła.
- Przepraszam ale czy przypadkiem nie jest Pani tym Joninem co ma dołączyć do jednej z grup jako sensei? - podniosłam swoje brwi po czym zmieniłam swój wyraz twarzy na bardziej łagodny.
- Zgadza się. Skąd Pani o tym wie? - w tamtym momencie kobieta spojrzała się na teczkę w mojej prawej ręce po czym odpowiedziała.
- Zbyt gruba teczka jak na jedno zadanie. Do tego wszystkiego, ostatnio wśród Joninów było dosyć głośno na Pani temat. - słysząc to nabrałam powietrza w płuca po czym uprzejmym głosem rzekłam.
- Oh, to dosyć... Niespodziewane. Nie wiedziałam iż stwarzam tak dużo tematów do rozmów. - słysząc tę odpowiedź, kobieta niezręcznie uśmiechnęła się, myśląc iż palnęła coś niepotrzebnego. Aby jak najszybciej zmienić temat, czarno-włosa miło rzekła.
- Eheh, może zmieńmy trochę temat. Mam na imię Kurenai i jestem sensei'em tej trójki, grupy ósmej. - powiedziała uśmiechnięta kobieta w momencie gdy wyciągnęła do mnie dłoń. Uścisnęłam ją lekko po czym odparłam.
- Umi. Umi Mizo. Miło mi was poznać.
- Oi tam, możesz mówić do mnie nieoficjalnie. Nie jestem chyba aż na tyle starsza od ciebie.
- Cóż, ja sobie życzysz, Kurenai-san. - słysząc to, czerwonooka cicho westchnęła po czym rzekła.
- Eh no dobra, tak może być. Dobra, zbaczając na inny temat, mogę się domyślać, że zostałaś przydzielona do jakiejś grupy.
- Tak.
- I do której? - w tamtym momencie na twarzy kobiety zagościła czysta ciekawość, jak również na twarzach dzieci.
- Um... - rozumiejąc iż zapomniałam numer grupy pospiesznie otworzyłam teczkę. Pierwsze co ujrzałam to oczywiście, imię i nazwisko szaro włosego - Do grupy Kakashiego Hatake.
- O czyli drużyna siódma. - powiedziała trochę zawiedziona. Najwidoczniej liczyła na to iż dołączę się do jej grupy. No cóż, mówi się trudno - Dobra powiem ci tylko coś i już więcej nie zatrzymuję. Otóż Kakashi, zawsze a to zawsze spóźnia, więc nie dziw się jeśli spóźni się o pół godziny.- słysząc to kiwnęłam głową po czym odparłam.
- Dobrze, dziękuję za informację, zapamiętam to sobie. A teraz przepraszam ale muszę już iść.
- Oczywiście, do zobaczenia.
- Na razie.
-Do widzenia. - rzekła jednocześnie trójka dzieci a ja jedynie posłałam im uśmiech po czym na spokojnie odeszłam.
Heh, mówiąc szczerze nie spodziewałam się iż ktoś może tak po prostu podejść, żeby się poznać. Niby i jestem tutaj już od dwóch lat ale nadal nie umiem do końca odnaleźć się w tutejszych realiach. Tutaj, w Konoshe jest absolutnie inaczej niż we wiosce mgły. Nikt nikomu nie rzuca kłody pod nogi, albo przynajmniej nie robi to tak strasznie widocznie.
Od razu po przyjściu do domu, poczułam przyjemny zapach kawusi, mieszającego się ze słodką nutką, która najprawdopodobniej pochodziła od naleśników. Czując to niezwłocznie zdjęłam buty i skierowałam swoje kroki do kuchni gdzie na mnie czekał już posiłek.
- O już wróciłaś kochanie. - powiedziała szczerze uśmiechnięta, z patelnią w ręku matka.
- Tak. Pomóc coś? - rzekłam prawie, że odruchowo.
- Nie, nie trzeba. Właśnie kończę robić naleśniki. Siadaj sobie spokojnie do stołu i mów o po co wzywał cię Hokage-sama. - wykonałam polecenie po czym, odetchnęłam głęboko.
- Chciał porozmawiać o moim podaniu, które złożyłam jakiś czas temu. Wiesz o co mi chodzi? - ta jedynie w ciszy kiwnęła, gdyż była skupiona na odkładaniu naleśnika na talerz - No i już zdecydowali. - gdy o tym powiedziałam spoglądałam na matkę aby ujrzeć jej reakcję, lecz była absolutnie spokojna.
- Niech no zgadnę, właśnie pomyślałaś dlaczego jestem aż tak spokojna, pomimo tego iż wiem, że to dla ciebie ważne?
- Dokładnie tak. - rzekłam z małym uśmieszkiem.
- Cóż, za grubą teczkę przyniosłaś do domu. Tym bardziej, nawet nie wątpiłam w to, że wyrażą swoje pozwolenie. - mówiła uśmiechnięta rodzicielka, w czasie gdy na spokojnie siadała naprzeciwko mnie, aby wspólnie zjeść.
- Tiaaaaaa... - rzekłam trochę na odwal, po czym zaczęłam wcinać moje śniadanko.
- Nie wyglądasz na zadowoloną, dlaczego? Przecież tak chciałaś szkolić jakąś drużynę.
- No tak ale wiesz... Tak naprawdę to mam połowiczne pozwolenie.
- Czyli?
- Zostałam przydzielona do już istniejącej drużyny i nie jestem z tego zadowolona. A do tego wszystkiego jutro wyruszają na misję a ja muszę iść z nimi. Ugh, nie podoba mi się to wszystko. Ta zesrana starszyna nadal ma obawy co do nas i ich wcale nie obchodzi to iż nie raz ratowałam tyłki innym shinobi z wioski i że nawet zdarzyło mi się współpracować z Anbu. No mamo to przecież nie sprawiedliwe! - żaliłam się jak małe dziecko ale nie obchodziło mnie to zbytnio, ponieważ przy matce mogłam sobie pozwolić na to.
- Eh Umi, przecież to oczywiste, że nie zaufają ci za dwa lata, co byś nie zrobiła.
- Ale czemu? Przecież za każdym razem gdy idę na misję tak się staram...
- Wiem o tym słonko. Wiem. Ale widzisz, to w końcu starszyna i im zależy na bezpieczeństwie wioski, więc to nic dziwnego, że nie chcą ci powierzyć geninów.
- To nie sprawiedliwe...
- Troszeczkę. No dobra, już, przestań się smucić i jedz dalej. A tak na pocieszenie powiem, że jeśli dobrze się postarasz to raczej zaufają ci wcześniej czy później. Najważniejsze aby się nie poddawać.
- Mhm. - po tym już w milczeniu jadłam, słuchając opowieści matki o tym co się ostatnio przydarzyło w szpitalu i jakie ploteczki rozproszyły się po wiosce.
- Wiesz, słyszałam jak dwie pielęgniarki dziś obgadywały jakichś geninów. Powiem tak, nie mówiły o nich w bardzo miłym kontekście.
- I kogo oni tak? - rzekłam lekko zaciekawiona.
- Nie jestem pewna ale oni chyba nazywali się Sasuke oraz yyy... Czekaj muszę sobie przypomnieć... Słuchaj, pamiętasz imię tego chłopca, w którym siedzi kyubi?
- Chodzi ci o Naruto Uzumaki?
- Tak, dokładnie tak.
- Dlaczego tych nieszczęsnych dzieciaków tutaj tak obgadują? - słysząc to moja matka poruszyła barkami.
- Nie mam pojęcia.
- Są okropni w ich stosunku. To nie sprawiedliwe.
- Tak. W końcu to nie ich wina, że jeden to Jinchuriki i do tego syn Hokage a drugi to jeden z Uchihów, którego starszy brat jest niezwykle uzdolniony. W każdym bądź razie. - w tamtym momencie matka spojrzała się na mnie aby nawiązać kontakt wzrokowy.
- Tak?
- Jeśli będziesz miała z nimi do doczynienia to proszę uważaj na to co mówisz aby jeszcze jakoś bardziej nie urazić.
- Wiesz, że to raczej nie możliwe?
- Kto wie, kto wie. Życie jest zbyt nieprzywiązywanie aby tak stwierdzać i my coś o tym już wiemy. - uśmiechnęłam się jakby że smutku, gdy usłyszałam te słowa. Tak... Wiemy.
- Racja. Dobra to ja już pójdę do swojego pokoju, przygotować się do misji no i poczytać z kim ja mam współpracować.
- Oczywiście. Jak coś, dziś mam wolny dzień ale tata wróci dopiero pod wieczór.
- Rozumiem. Wołaj jeśli coś.
Po tym odłożyłam naczynia do umywalki, podniosłam teczkę i skierowałam się do swoich czterech ścian.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro