epilog
Koushien wydawało się teraz bardziej osiągalne. Jednak po dostaniu się na te zawody jak daleko zajdą? Zostaną zmiażdżeni już w pierwszym meczu i wrócą do domu? Isashiki Jun powiedział im kiedyś, że żadnej zabawy nie byłoby z obrania sobie celu, który każdy bez problemu może osiągnąć. Coś w tym było. Chcieli wygrać, bo było to trudne. Chcieli wygrać, bo musieli się wysilić. Choć to słowo słabo nadal oddawało ich prawdziwe uczucia. Oni zaprzedawali swoje dusze.
Wierzyli w ciężką pracę ponad wszystko inne i z uśmiechem, czy łzami stawiali kolejne kroki, dzień za dniem. Nie sądzili by z osobna byli w stanie cokolwiek zdziałać, ale razem – jako drużyna, czuli się niezniszczalni.
Relacja Sawamury i Miyukiego była dla nich podporą. Nie chodziło o to, czy byli przyjaciółmi, czy czymś więcej. Ważna była więź. Pełne zaufanie, na boisku, czy poza nim. Rozumieli się idealnie i rozpoczynali pięknie kolejne zmiany.
Chociaż to nie tak, że tylko Sawamura błyszczał.
Furuya nadal zbierał większość chwały, rywalizował o tytuł asa zacięcie, trenował, aż nie opadł z sił. Wszyscy bardzo się starali.
Miyuki z kolei nie zrezygnował ze swojej niewypowiedzianej obietnicy. Zrobi z Eijuna asa i wygrają Koushien. Razem.
///
Razem. Jak romantycznie, o matko!
Aaanyway
Nic ważnego wam tu nie powiem. To koniec opowiadania. Napisałam je w dwa dni, trochę na szybko i pod wpływem impulsu. Świetnie się bawiłem przy pisaniu reakcji Sawamury i wcielaniu jego charakteru w zachowania. Miyuki mi się chyba trochę rozlazł, a Kuramochi nie do końca wstrzelił się w samego siebie. Następnym razem coś z tym zrobię.
Bo być może następny raz nastąpi. Za bardzo pokochałem tę bandę idiotów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro