Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Świętowali cały wieczór. Każda wygrana przybliżała ich do spełniania marzeń, tak samo nie mogli przepuścić okazji do objadania się i śpiewania do nocy. Jadalnia wrzała od rozmów, śmiechów i radosnych okrzyków. Kolejne miski pustoszały, gdy ich zawartość pożerana zostawała przez wygłodniałych zmęczonych młodzieńców.

Sawamura cieszył się z tego zwycięstwa tak samo jak inni. Nie czuł tylko tej satysfakcji – nie zagrał w końcu w tym meczu. Irytował go fakt, że tak ciężko trenował na ten dzień, po to tylko, by siedzieć na ławce i rozgrzewać się z nadzieją w bullpenie. Tak samo wiedział, że Furuya świetnie sobie poradził i zdjęcie go w połowie meczu nie byłoby dobrym ruchem. Pokazał swoje umiejętności i poprawioną wytrzymałość, pokazał duszę asa. Sawamura nie miał okazji. Żałował.

- To łzy smutku, czy radości? – zagadnął Miyuki, nachylając się nad nim. Sięgnął ostrożnie do oka Sawamury i otarł łzę, która niemal wypłynęła już na policzek.

- Złości – odpowiedział, uniósł dłonie do twarzy i zaczął agresywnie pocierać powieki. To nie był moment na płacz, ani na wkurzanie się o głupie rzeczy. Przecież wygrali.

- Wiesz, tak czy inaczej, obiecałem ci, że połapię twoje narzuty – oznajmił półgębkiem, rzucając młodszemu chłopakowi tajemnicze spojrzenie.

- To chodźmy! – postanowił rozpromieniony. Chwycił beztrosko dłoń zdezorientowanego Miyukiego i poderwał go z siedzenia.

W tym całym zamieszaniu i hałasie nawet nikt nie zapytał ich, gdzie się wybierają i po co. Wydostali się na chłodne powietrze dworu, do wieczora jeszcze daleko, niebo jednak przysłoniły szare chmury. Eijun rozluźnił chwyt na dłoni Kazuyi, ale ten nie pozwolił się puścić i mocniej zacisnął palce.

- Chodźmy po sprzęt – powiedział Miyuki, patrząc na zdumione oczy Sawamury wpatrujące się nadal w ich splecione dłonie. – No co? – warknął niecierpliwie. Sam zaczynał się czuć przez to niezręcznie.

- Nic – odmruknął, uśmiechnął się lekko i ruszył z miejsca.

Od razu zrobiło im się lepiej, gdy z Sawamury i Miyukiego przemienili się w miotacza i łapacza. To naprawdę było ich miejsce. Kochali to. A szczególnie kochali robić to razem.

Sawamura miał tyle energii, że zapewne planował zostać na hali do wieczora, a potem może nawet do nocy, i do rana, do momentu, aż nie opadnie z sił i nie przewróci się na twarz. Miyuki dzielnie łapał jego piłki, ale w końcu ogłosił koniec, mimo wielkiego zapału młodszego kolegi. Pewnie kłóciliby się o to następną godzinę, gdyby nie sposób, w jaki Miyuki postanowił rozwrzeszczanemu chłopakowi zamknąć usta.

- Czekaj, jestem cały spocony – Eijun odsunął go niepewnie od siebie, dysząc ciężko.

- Ja też. I czemu nagle zaczęło cię to obchodzić. Normalnie nie dbasz aż tak o higienę – odparł niezadowolony nagłym przerwaniem czynności całowania i ogromną przestrzenią dzielącą teraz ich usta. Całe cztery centymetry.

- I wiem, że to podstęp. – wytknął mu wzburzony.

- Bardzo przyjemny podstęp, nie sądzisz? – uniósł sugestywnie brwi, a na twarzy Sawamury pojawiła się w końcu niechętna zgoda. – Więc nie marudź, idioto.

Wtedy ich wargi ponownie się odnalazły, ciała splotły ze sobą i żałowali, że nie ma za nimi jakiejś ściany, która by ich podtrzymała, bo byli w tej czynności tak zatraceni, że powoli ich poczucie równowagi szlag zaczynał trafiać.

- Chodźmy do mnie – zaproponował Miyuki między pocałunkami. Uchylił powieki i ujrzał zarumienioną całkowicie twarz Sawamury i jego zamglone, rozkojarzone oczy.

- Nie chcę wpaść na Kimurę – powiedział, odwracając wzrok.

- Kuramochi jest lepszy?

- No... tak, tylko-

- To chodźmy do ciebie. – kontynuował niecierpliwie. Potrzebował miękkiej pościeli pod plecami i oparcia w zapadającym się materacu.

- A-ale... - zająknął się, zaciskając usta w wąską kreskę.

Miyuki wpatrywał się w niego przez chwilę bez zrozumienia i w końcu pojął.

- Głupku, przecież nie zamierzam zaliczać kolejnych baz! – przywalił mu usztywnioną dłonią w czubek głowy. – Miłość to nie baseball!

- Och – uniósł na niego swoje lśniące oczy i patrzyli się tak na siebie przez moment, mając wrażenie, że nic ich już nie dzieli. Żadna ściana, czy przeszkoda, żaden dystans. – to... chodźmy do mnie.

Miyuki nigdy nie widział go tak nieśmiałego, a było to tak rozkoszne, że kolana się pod nim uginały, gdy widział tę część Sawamury. Powinien go wprawiać w zakłopotanie częściej.

W międzyczasie wzięli jeszcze szybki prysznic, żeby się tak okrutnie nie kleić, a kiedy czyści i w świeżych ubraniach opadli na łóżko Eijuna, poczuli ogromne zmęczenie całym dniem i jedyne, na co mieli ochotę to pójście spać.

- Eijun – szturchnął chłopaka w bok w celu zwrócenia na siebie jego uwagi.

- Co? – odwrócił się w jego stronę i zawiesił na nim wyczekujący wzrok.

- Kocham cię.

Sawamura zastygł zdumiony i z kolejnymi sekundami zdawał sobie powoli sprawę, co oznaczała owa wypowiedź. Twarz czerwieniła się coraz bardziej, ale zdeterminowane oczy dalej pozostały wpatrujące się w szczerą twarz naprzeciwko.

- Jeszcze tego pożałujesz – powiedział niegłośno, wypuszczając miarowo powietrze z płuc.

- Już żałuję – oznajmił Miyuki robiąc zniesmaczoną minę, lecz zadowolony uśmieszek mimo woli wkradał mu się na usta – no powiedz to.

- Co.

- Wiesz, co.

Sawamura łypnął na niego spod długiej grzywki, zmarszczył zaczerwieniony nos i wymruczał w końcu coś niezrozumiałego.

A Miyuki, mimo, że nie dosłyszał ani słowa, uśmiechnął się szeroko, przyciągnął twarz Sawamury do swojej i odgarnąwszy gęste włosy, pocałował go w czoło.

Potem przytulili się do siebie i nie mając siły na nic więcej, po prostu zasnęli, wsłuchani we własne oddechy.

Późnym wieczorem zastał ich tak Kuramochi, wracający ze wspólnego świętowania.

- Wiedziałem, że gdzieś zwiali razem. – powiedział do siebie pod nosem.

Z zadowolonym uśmiechem przykładnego starszego kolegi znalazł koc i narzucił go na splecione ze sobą ciała. Zadowolony z efektów pokiwał dumnie głową i zgasił światło, żeby samemu wspiąć się po drabince na łóżko i wpakować się pod kołdrę.

Ta dwójka idiotów chrapiąca pod nim na pewno sobie poradzi. Z tego co zdołał do tej pory zaobserwować, byli dla siebie stworzeni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro