Solo Dio basta
Ojciec ukląkł z synem do wieczornej modlitwy. Towarzyszył jego rozmowie z Aniołem, poprowadził za rękę do Ojca naszego. Chłopiec z dziecięcą ufnością szedł za nim, święcił Imię, przyzywał Królestwa, pragnął Woli. Ucichł między „w niebie" a „na ziemi". Ojciec dokończył modlitwę, prośbami doczesnymi i ułożył syna do snu, ufny, że Bóg wybawi go od złego. Anioł zaś trwał przy chłopcu i czekał na jego powrót.
- Zrobiłem, jak mówiłeś.
- I co?
- Był tam.
- Widziałeś Go?
- Nie, raczej czułem. Najpierw jakby łaskotanie na policzku...
- ...jak tchnienie łagodnego wiatru.
- To był On, prawda? To musiał być On. Najpierw powiew, a potem... To było, jakby tata i mama przytulili mnie do siebie. Ale nie tak zwyczajnie. Przytulili jak nigdy dotąd.
- To był On. Rozmawiałeś z Nim?
- Chciałem. Miałem tyle próśb, tyle pytań. Ale Jego obecność... On sam wystarczył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro